Nie można uczynić nic większego, jak oddać swoje życie za innych - rozmowa z laureatem
Grand Prix festiwalu w Cannes, Xavierem Beauvois
Francuski film „Des hommes et des dieux”, czyli „O ludziach i o bogach” został laureatem
Grand Prix festiwalu w Cannes oraz nagrody ekumenicznej. Film opowiada historię francuskich
zakonników z opactwa trapistów Tibhérine w Algierii, którzy w 1996 r. zostali zamordowani
przez islamskich fundamentalistów. Widzowie poznają trzy ostatnie lata przed atakiem,
kiedy mnisi decydują się na pozostanie w Algierii, a tym samym dojrzewają do męczeństwa.
O samym filmie i jego przesłaniu rozmawialiśmy z jego reżyserem Xavierem Beauvois.
-
Jakie przesłanie chciał Pan przekazać w tym filmie?
Xavier Beauvois:
Przesłanie trapistów, czyli pokój, współczucie, zrozumienie, zainteresowanie innymi,
ich kulturą i życiem duchowym. Kiedy opactwo Tibhérine przestało istnieć, tego ducha
zabrakło też w tym regionie. Jan Paweł II mawiał: „Nie lękajcie się”. I to byli właśnie
ludzie, którzy się nie lękali. Niczego. Jest to niewiarygodne. Kiedy człowiek zaczyna
się nimi interesować, spontanicznie rodzi się fascynacja.
- A przecież
lęk ma swoje miejsce w tym filmie. Jest to zatem opowieść o wyborze?
Xavier
Beauvois: Tak, oczywiście, jest tam i lęk. Wszyscy się boimy. Ale im udało się
przezwyciężyć lęk. Byli ludźmi wolnymi. A przy tym ludźmi zwyczajnymi, z własnymi
ludzkimi wątpliwościami. Pamiętajmy, że mnisi to ludzie, którzy dużo rozmyślają. Zanim
zacząłem się interesować życiem mniszym, nie wiedziałem, że w ich życiu jest tyle
miejsca na refleksję. W czasie modlitw, ale również w czasie posiłków, kiedy odczytywany
jest jakiś tekst, czy to biblijny, czy jakiś współczesny. To prawda, że dużo też pracują.
Ale są to też, jak by nie było, intelektualiści.
- W tym filmie
wchodzi Pan w rytm życia monastycznego, wyznaczanego przez recytacje psalmów, również
poezji. Czy prezentacja codziennego życia monastycznego była jednym z celów filmu?
Xavier
Beauvois: Moja idea była jasna. Aby widz mógł poznać braci, musi z nimi przebywać,
zrozumieć, czym jest życie monastyczne. Psalmy są przez nich nie tyle recytowane,
co śpiewane. Mnisi to ludzie, którzy śpiewają bardzo dużo. Przynajmniej trzy razy
dziennie. Są to chwile bardzo istotne. Ktoś się mnie pytał nawet, dlaczego w tym filmie
jest tak wiele psalmów? No, bo takie było życie braci, ja tylko wchodzę w ich życie,
jestem z nimi.
- Ten film jest bardzo powolny. A cisza, milczenie
stają się niemal aktorami...
Xavier Beauvois: Tak, bo kontemplacja
jest częścią życia mnicha. W opactwie Tibhérine dwa razy w miesiącu były też tak zwane
dni pustyni. Niektórzy pozostawali cały dzień w celi, inni szli w plener. I to również
przedstawiam w filmie. W ten sposób można zrozumieć przywiązanie do tego miejsca.
Bo jest to wspaniały, piękny region.
- Jak zrodził się pomysł
tego filmu? Skąd ta potrzeba wniknięcia w życie mnichów, ponownego przeżycia
okresu decyzji, który poprzedził ich śmierć?
Xavier Beauvois: Spotkałem
Etienne’a Comara, który napisał wstępny scenariusz i zaproponował mi nakręcenie tego
filmu. Ten scenariusz wspólnie potem napisaliśmy od nowa. Ale oczywiście film poprzedziły
długie przygotowania. Zapoznaliśmy się z całą dostępną dokumentacją. Z tym, co napisali
bracia. I muszę powiedzieć, że cała ekipa filmowa, aktorzy, wierzący i niewierzący,
byli głęboko zafascynowani tymi braćmi, gdy poznali ich bliżej. Praca nad tym filmem
była naprawdę czymś niezwykłym, niewiarygodnym. Usiłowaliśmy uchwycić światło, które
było w tych braciach. Bo dla mnie zadaniem kina jest właśnie uchwycić światło i przekazać
je dalej. A zetem jest to przede wszystkim przesłanie braci, które teraz rozchodzi
się za pośrednictwem tego filmu na cały świat: do Włoch, do Stanów Zjednoczonych,
a nawet na Bliski Wschód... I widać, że ten film w tym pomógł. Ludzie, którzy go obejrzeli
chcą ich lepiej poznać, chcą przeczytać ich książki...
- A skąd
ten tytuł: Ludzie i bogowie...?
Xavier Beauvois: Mottem
tego filmu są słowa z Psalmu 82: „Jesteście bogami i wszyscy – synami Najwyższego,
lecz pomrzecie jak ludzie”. Te słowa przypomina Jezus, kiedy Żydzi chcą Go zabić za
to, że uważa się za Syna Bożego. On im odpowiada: wszyscy jesteście bogami.
-
Ten film został bardzo dobrze przyjęty zarówno w Cannes, jak i
wśród francuskich krytyków. Czy powodzenie filmu wynika również z tego, że dzisiejszy
świat potrzebuje nowych bohaterów, takich jak owi trapiści, którzy podejmują radykalną
decyzję?
Xavier Beauvois: Tak, być może. Ale mnisi bardzo często
też mówią, że my za bardzo jesteśmy „zanurzeni w robieniu”. Wciąż staramy się coś
zrobić, i to szybko, w krótkim terminie. I dalej niż poza ten krótki termin nie sięgamy
naszą myślą. Oni tymczasem bardziej są. Myślę, że również to może przemawiać do człowieka,
aby bardziej był, a nie tylko coś robił. Bo przecież warto być i trochę się zastanowić.
-
Żyjemy w też w świecie silnie zsekularyzowanym. A jednak ten świat był w stanie
docenić film o treści tak bardzo duchowej. Jak to Pan wytłumaczy?
Xavier
Beauvois: Nie wiem, być może ludzie zdają sobie sprawę, że się pomylili szukając
przede wszystkim przyjemności. I ja pod tym względem też się trochę pomyliłem w moim
życiu. Bo przyjemność i szczęście to nie to samo. Kiedy w czasie kręcenia tego filmu
przebywałem z różnymi braćmi, zdałem sobie sprawę, że mamy zbyt dużo potrzeb. Koncentrujemy
się na rzeczach, które wcale nie są niezbędne, a które czynią ludzi nieszczęśliwymi.
Trzeba powrócić do bardziej prostych rzeczy.
- Ten film mówi też
o męczeństwie. I widzowie przyjmują to z podziwem. Dlaczego?
Xavier
Beauvois: Bo do tego stopnia jesteśmy egoistami, że po prostu robi to na nas wrażenie,
kiedy widzimy ludzi, którzy żyją inaczej. Jeden z braci tłumaczy w filmie, że samo
bycie mnichem jest już darem z siebie. Ja już oddałem swoje życie Chrystusowi – mówi
brat Christian. A w naszym egoistycznym społeczeństwie jest to naprawdę bardzo rzadkie:
myśleć o innych, zgodzić się oddać swoje życie. Nie można uczynić nic większego. To
niemożliwe.
- Czy dla Pana jest to pokrzepiające, że tego rodzaju
film został doceniony?
Xavier Beauvois: Tak, na pewno. Ale ja zawsze
traktowałem widzów jako ludzi inteligentnych, miałem do nich zaufanie. Mogę powiedzieć,
że tę historię opowiedziałem im moim sercem. Słuchałem i starałem się przekazać to
jak najwierniej. Ale nie dziwi mnie, że to przesłanie braci do widzów przemawia, bo
są to przecież wspaniali ludzie.