Co oznaczają te święta, czyli o świętowaniu Paschy w starożytności.
Część IV.
Mówiliśmy o niektórych świadectwach archeologicznych
potwierdzających chrześcijańską obrzędowość paschalną, którą w starożytności rozumiano
jako continuum i wypełnienie Paschy żydowskiej z jednej strony, z drugiej zaś
jako założycielskie misterium przejścia Chrystusa z tego świata do Ojca, które nam
samym otwiera drogę do życia i daje przystęp do Boga. To chrześcijańskie zawieszenie
pomiędzy dziedzictwem i nadzieją znajduje swój szczególny wyraz w dorocznym przeżywaniu
świąt paschalnych, w liturgicznej, a więc wspólnotowej interpretacji tej samej teologii,
którą Kościół od początku uważa za swój fundament i punkt odniesienia.
A ponieważ
w radio trudno jest opisywać archeologiczne pozostałości dawnych wieków, powróćmy
dziś na poziom literacki i historyczny chrześcijańskiego rozumienia Paschy i jej praktykowania
w starożytności. Czas by zadać pytanie, które nieuchronnie musi paść: ale właściwie
to kiedy powinniśmy obchodzić święta paschalne?
Problem
datacji jest tak stary, jak samo chrześcijaństwo. Wiemy, że uczniowie Chrystusa, którzy
wywodzili się z judaizmu, przez jakiś czas świętowali według kalendarza żydowskiego.
A tam trzeba było najpierw określić czas wiosennego przesilenia, czyli zrównania dnia
z nocą, gdy słońce przekracza równik jak to dziś mówimy. Potem należało poczekać na
pierwszy nów księżyca, który rozpoczyna pierwszy miesiąc zwany nisan. Czternastego
dnia tego miesiąca, gdy księżyc jest w pełni, należało spożywać ucztę paschalną. Ponieważ
jednak nie wszyscy mieli czas na obserwacje ciał niebieskich, obowiązek powiadamiania
o tym co, jak i kiedy spoczywał na sanhedrynie, który do tego zadania co roku wyznaczał
trzech rabinów jerozolimskich. Żydzi aleksandryjscy nie musieli korzystać z ich usług,
bo przecież specjalistów od astronomii mieli u siebie.
Wspólnoty pierwszych
chrześcijan, te które odwoływały się do obyczajów żydowskich i przeważnie związane
z tradycja Apostoła Jana, w pierwszych dwóch stuleciach obecne głównie w Małej Azji,
w Efezie i okolicach, wspominały zbawcze wydarzenia w tym samym czasie co Żydzi, jako
doroczną pamiątkę śmierci Chrystusa. Stąd od liczby 14 nazywano ich kwartodecymianami.
Ale
oczywiście nie wszyscy chcieli świętować razem z Żydami. Racji takiej nie widzieli
zwłaszcza ci, którzy wcześniej byli poganami. Poza tym rachuba ewangelii Jana i synoptycznych
różni się co do czasu ukrzyżowania Chrystusa, czy było to w tak zwanym „dniu przygotowania”
czy też w pierwszym dniu Przaśników. Zresztą przecież przejście Chrystusa to nie tylko
Jego śmierć, ale także, a może nawet przede wszystkim, Jego zmartwychwstanie. Zatem
Paschę należy świętować w niedzielę, jako pamiątkę Zmartwychwstania, mówiono. Ale
jak ją wyznaczyć? Tak zwane wspólnoty pawłowe oraz tradycja aleksandryjska i rzymska
tradycyjnie świętowały w niedzielę po pierwszej wiosennej pełni księżyca, a więc nie
wcześniej niż 22-ego marca i nie później niż 25-ego kwietnia, bo tego chce astronomia.
Dodatkowo w Rzymie trzeba było obniżyć górna datę, bo tam 21-ego kwietnia od wieków
hucznie obchodzono rocznicę założenia Miasta, a przecież nie wypada świętować w czasie
Wielkiego Postu. Ponadto dla Rzymian dzień ten był początkiem roku; mogło się zatem
zdarzyć, że w jednym roku nie było wcale Wielkanocy a w innym aż dwa razy.
Mamy
oto dwie tradycje obchodzenia Paschy i dwie ich daty, a więc i niezgodę w tym, co
dotyczy świętowania wydarzeń dla chrześcijan najważniejszych. I jak to pogodzić? Nie
było łatwo. Do tego stopnia, że w połowie II wieku dla zażegnania narastającego konfliktu
w Kościele, do Rzymu przyjechała delegacja ze Wschodu. Oto biskup Efezu, Polikarp,
ponoć uczeń samego Jana Apostoła i późniejszy męczennik, próbował przekonać papieża
Aniceta, by ten uznał tradycję janową, i odwrotnie. Ale jak podaje historyk Euzebiusz
(Hist. kości. 4, 14, 1), doszli jedynie do takiego przekonania, że nie
potrafią się wzajemnie przekonać co do swoich racji. Rozstali się zatem z protokołem
rozbieżności, na szczęcie bez anatem, co uratowało jedność między Wschodem i Zachodem.
Dobre i to. Do ponownego zaognienia na tle daty świętowania Wielkiej Nocy doszło jednak
już ponownie za papieża Wiktora, w ostatniej dekadzie II wieku. Wówczas swoim autorytetem
musiał interweniować św. Ireneusz z Lyonu: czcigodny biskup przyznał, że co prawda
papież ma rację i że Paschę rzeczywiście należałoby obchodzić w niedzielę, ale nie
ma żadnej racji, by to nakazać kościołom Małej Azji, skoro są strażnikami dawnej tradycji
Apostoła Jana. I tak zostało. Ale w Rzymie już na to nie pozwalano: tu niepokornych
skwapliwie wyłączono ze wspólnoty.
Dawna tradycja janowa wymierała powoli wraz
ze wspólnotami judeochrześcijan. Jednak spór o datę świętowania Paschy wcale się nie
zakończył, a jedynie przybrał nową postać. Co prawda w III i IV wieku nikt już nie
chciał świętować razem z Żydami, ale postępujący bałagan w kalendarzu, a raczej w
kalendarzach obowiązujących w różnych częściach świata, oraz mnogość lokalnych, zwłaszcza
bliskowschodnich, tradycji rachuby czasu powodowało, że ustalenie jednej daty dla
obchodzenia niedzieli paschalnej okazywało się zadaniem niewykonalnym.
Sprawą
zajęło się zgromadzenie biskupów na soborze w Nicei w roku 325. Wszystkim wspólnotom
zalecono wówczas uroczyście, aby obchodziły Paschy zgodnie z tradycją przyjętą w Kościołach
Rzymu i Aleksandrii, a więc zawsze w pierwszą niedzielę po pierwszej wiosennej
pełni księżyca. A jako że wszystko kręci się wokół słońca i jeszcze nakłada z
fazami księżyca, niełatwą sprawę oznaczania wspomnianej daty i informowania o niej
pozostałych kościołów powierzono biskupowi Aleksandrii, który co roku, z odpowiednim
wyprzedzeniem, miał wysyłać specjalny list okólny. Nie mniej różnice pomiędzy kalendarzami
Wschodu i Zachodu sprawiła, że wola obchodzenia świąt paschalnych we wszystkich kościołach
w tym samym dniu w rzeczywistości do dziś nie została zrealizowana. Ale to już inna
historia.