Co oznaczają te święta, czyli o świętowaniu Paschy w starożytności. Część III.
Rozpoczęliśmy
opowieść o świętowaniu Paschy w pierwszych wiekach Kościoła. Powiedzieliśmy, że w
tym względzie nic nie spadło z nieba, nie dokonało się automatycznie ani bez udziału
czynnika ludzkiego. Chrześcijanie wywodzący się z judaizmu, widząc w wydarzeniach
paschalnych spełnienie obietnic danych Izraelowi, przez pewien okres zachowywali jeszcze
przepisy Prawa i świętowali wraz z Żydami. Rozdział tradycji dokonywał się stopniowo,
a jego mocnym akcentem było zburzenie Świątyni w roku 70-tym. Potem jeszcze uczniowie
zostali wykluczeni ze wspólnoty żydowskiej mocą decyzji podjętych przez zgromadzenie
starszyzny w Jawne około roku 95-tego. Zaś definitywny rozdział Kościoła i Synagogi
przypada na czas drugiego powstania żydowskiego w roku 135-tym. Jak pokazują Dzieje
Apostolskie chrześcijanie musieli nadać swojemu nauczaniu formę przemawiającą też
do pogan. Ale sposób świętowania, zakładający cykliczne ponawianie tego, co jest czasem
świętym, wspominaniem zbawczych wydarzeń i ich nowym przeżywaniem, nie poddaje się
tak łatwo zmianom. Powiedzieliśmy, że na sposób świętowania Paschy wśród chrześcijan
pierwszych wieków ogromny wpływ miały miejsca, czasy i kultury, w obrębie których
żyły wspólnoty. Stąd różnorodność, właściwa pierwszym trzem stuleciom. Ale pozostaje
ten drugi czynnik, będący wyrazem potrzeby kontynuacji dawnych tradycji. Liturgia
stoi na skrzyżowaniu obu tendencji. Świadectwa próby ich syntezy dostarcza nam archeologia.
Jeśli
weźmiemy do ręki mapę Bliskiego Wschodu, i poszukamy wschodniej granicy współczesnej
Syrii, to na wysokości 34 równoleżnika, na zachodnim brzegu Eufratu, powinniśmy bez
trudu odnaleźć nazwę „Dura Europos”. W razie problemów proszę skorzystać z pomocy
Internetu. Nie spodziewajmy się jednak, że ujrzymy tam jakieś wielkie miasto. Nie
ma go dziś, ale było przed dwoma tysiącami lat. Dziś jest tu natomiast bezcenne stanowisko
archeologiczne. Ale po kolei.
Początków miasta szukać trzeba w zamierzchłej
przeszłości. Założy je na nowo i ufortyfikował jeden z towarzyszy wypraw Aleksandra
Macedońskiego, Seleukos I Nikator, który w roku 312 przed naszą erą podporządkował
sobie babilońską satrapię. Dzięki swemu dogodnemu położeniu na wzgórzu ponad doliną
Eufratu, Dura Europos stało się ważnym ośrodkiem hellenistycznym i militarnym na Wschodzie,
różnorodnym w swej strukturze społecznej, kulturalnej i religijnej. W roku 128 przed.
Chr. Dura stało się łupem w rękach Partów. Kiedy cesarz Trajan w roku 116 naszej ery
przyłączył Mezopotamię do Cesarstwa, miasto zaczęło odgrywać rolę punktem oporu wobec
Rzymian. Zdobyte znowu przez cesarza Lucjusza Werusa w 165 naszej ery zyskało jeszcze
na znaczeniu wobec odradzania się królestwa neoperskiego pod władzą Sasanidów. W roku
256 rzymskie Dura Europos ostatecznie skapitulowało wobec naporu armii króla perskiego
Szapura. Podczas obrony miasta cześć jego zabudowań trzeba było wyburzyć, a wiele
z nich po prostu zasypano. Zniszczenia wojenne były tak wielkie, że to kwitnące niegdyś
osiedle rychło opustoszało i popadło w zapomnienie. Dopiero w latach dwudziestych
ubiegłego wieku pracę rozpoczęli tu francuscy archeolodzy, i nagle ich oczom zaczęły
się ukazywać świetnie zachowane pozostałości budowli z III wieku. Sensację wywołały
tu zwłaszcza dwie budowle.
Pierwsza to pozostałości żydowskiej synagogi. Pod
zwałami ziemi w świetnym stanie zachowały się tu malowidła ścienne obrazujące dzieje
biblijne. Przedstawiają one między innymi Abrahama wróżącego z gwiazd, Mojżesza w
niemowlęctwie uratowanego z Nilu przez córkę faraona a potem stojącego przed krzewem
gorejącym, wreszcie przejście Izraelitów przez Morze Czerwone i wędrówkę przez pustynię,
gdzie Mojżesz uderza w skałę, z której wypływa dwanaście strumieni życiodajnej wody
dla dwunastu pokoleń Izraela.
Ale dla nas ważniejsze jest drugie odkrycie.
Otóż nieopodal tamtej synagogi, pośród zasypanych pozostałości wzdłuż muru miejskiego,
odnaleziono inną, choć całkiem podobną budowlę. Oto na powierzchni zbliżonej kształtem
do kwadratu o boku długości ok. 25-ciu metrów, mieścił się dom z pozoru niczym nieróżniący
się od innych. Było w nim położone centralnie atrium, do którego przylegała
duża sala, jakby biesiadna, dla zgromadzeń. Jeszcze niby nic specjalnego. Ale w innym
pomieszczeniu, na krótszym boku ściany odnaleziono pozostałości niecki albo basenu
ze źródłem wody. Dwie zachowane bazy kolumny wskazują, że ponad niecką musiał być
jakiś baldachim. Wokół niej, na ocalałych fragmentach murów, pozostały malowidła,
freski, które w swej stylizacji nawiązują do tych znanych nam choćby z rzymskich katakumb.
Oto mamy tam wizerunek Dobrego Pasterza prowadzącego stado owiec oraz Adama i Ewę
w raju. Obok zaś Jezus uzdrawia paralityka, który bierze swoje łoże oraz Piotr, który
wychodzi z łodzi, by maszerować po wodzie. Są też kobiety idące do grobu. Chrześcijański
charakter malowideł i całego domu zdaje się niepodważalny.
Budowla, której
pozostałości opisujemy, to zapewne tak zwany „domus ecclesiae”, a więc prywatny dom,
który przystosowano i przebudowano na potrzeby wspólnoty Kościoła w czasach, gdy uczniowie
Chrystusa nie mogli jeszcze wznosić własnych świątyń. Pamiętajmy, że wszystko to pochodzi
z okresu przed rokiem 256-tym. Pomieszczenie zwane „baptysterium” naprowadza nas na
główną tematykę naszego cyklu. Jeśli bowiem było baptysterium to znaczy, że udzielano
chrztu. A chrztu w Kościele pierwotnym udzielano zasadniczo tylko w czasie świąt paschalnych.
Mamy zatem materialne świadectwo, że na terenie dzisiejszej Syrii w połowie trzeciego
wieku chrześcijanie świętowali Paschę i udzielali chrztu św., a zapewne też sprawowali
Eucharystię i głosili naukę o jedności misterium zbawienia, które bierze początek
w wydarzeniach biblijnych. W niczym nie odbiega to sposobu, w jaki my dziś postępujemy,
gdy gromadzimy się na święta paschalne, które pomimo różnorodności miejsc, czasów
i kultur zawsze były wyrazem fundamentalnej wiary Kościoła w łaskę, która przychodzi
przez Chrystusa, przez Jego Mękę, Śmierć i Zmartwychwstanie. Liturgia paschalna zawsze
była uprzywilejowanym miejscem naszego przeżywania tego co dawne, w oczekiwaniu na
to, co dopiero nadchodzi.