Cztery osoby zginęły a ponad 171 jest rannych w wyniku eksplozji dwóch bomb pod Mosulem
w północnym Iraku. Celem wczorajszego ataku był autobusowy konwój z chrześcijańskimi
studentami. Pokonywał on codziennie 40-kilometrową trasę z miasta Hamdaniya do Mosulu,
dlatego stał się łatwym celem dla terrorystów. Stan 17 ofiar jest bardzo poważny.
Studenci jechali na zajęcia uniwersyteckie.
Mosul należy od kilku lat do najniebezpieczniejszych
miejsc w kraju, gdzie krwawa lista ofiar i ataków na mniejszość chrześcijańską jest
najdłuższa. Chaldejski arcybiskup miasta Emil Shimoun przyznał, że powyborcza sytuacja
w Iraku jest bardzo napięta. Północne rubieże pogrążone są w anarchii i odczuwają
brak sprawnej administracji. Jeżeli bezpieczeństwo chrześcijan nie poprawi się, Mosul
stanie się miastem kompletnie muzułmańskim – obawiają się wyznawcy Chrystusa.
Z
kolei bp Shlemon Warduni z Bagdadu uważa, iż atak pod Mosulem jest dowodem politycznej
pustki, jaka wytworzyła się w Iraku po ostatnich wyborach. Zamachowcom nie przeszkodziła
nawet eskorta policyjna towarzysząca konwojowi studentów. „Nie usłyszeliśmy do tej
pory od nikogo z polityków czy przedstawicieli państwa wyrazów współczucia, a to powoduje
kolejny ból” – dodał bp Warduni.