Św. Grzegorz z Nazjanzu przezywał wahania co do
swego kapłaństwa tym bardziej, że ojciec wywierał na niego wielką presję. Mowa ta,
którą następnie wykorzystał św. Jan Chryzostom w swym dziełku „O Kapłaństwie”, przynosi
jego refleksje na temat kapłaństwa1.
Choćby jednak ktoś
był bez grzechu, a w cnocie osiągnął doskonałość, nie wiem jaką naukę powinien posiąść,
ani na jakiej mocy się oprzeć, by mieć odwagę do podjęcia takiego urzędu [kapłańskiego].
Wydaje się ona bowiem być sztuką nad sztukami i wiedzą nad wszystką wiedzą kierowania
człowiekiem – istotą tak bardzo zmienną i wielokształtną. Można to zrozumieć przez
porównanie troski o duszę z leczeniem ciała. Widząc, jak żmudna jest praca lekarza,
można pojąć, ile żmudniejsza jest nasza praca i szlachetniejsza z natury przedmiotu,
z zasięgu wiedzy i z celu działania. Lekarz bowiem zajmuje się ciałem, materią ułomną
i związaną z tym światem, przeznaczoną na całkowite zniszczenie, która musi swoje
przecierpieć, choćby na razie za pomocą sztuki przezwyciężyła wewnętrzną trudność.
Albo choroba, albo czas ją pokona, gdyż musi ustąpić przed prawem natury i swoich
granic nie przekroczy.
Nasza praca zajmuje się duszą, która pochodzi od Boga
i jest boska, powołana do niebiańskiego szlachectwa i do niego dążąca, chociaż została
związana z czymś gorszym.
Naszą zaś dziedziną jest ocalenie cennej duszy nieśmiertelnej,
która na wieki może być potępiona lub otrzyma nagrodę w zależności od tego, czy służyła
grzechowi czy cnocie. Jak nieustanna powinna być nasza walka, jak nieograniczona nasza
wiedza, by skutecznie leczyć, albo doprowadzać dusze do leczenia się, do zmiany życia
i do oddawania materii pod panowanie ducha! Albowiem inna jest mentalność oraz reakcja
kobiety i mężczyzny, starca i młodzieńca, nędzarza i bogacza, optymisty i pesymisty,
człowieka chorego i człowieka zdrowego; inaczej reaguje władca i poddany, inteligent
i prostak, człowiek odważny i tchórz, złośliwiec i mąż pogodny, człowiek stały i człowiek
zmienny. Wszyscy ludzie różnią się między sobą bardziej usposobieniem i charakterem
niż zewnętrznym wyglądem, albo, jeśli wolisz, układem i proporcją pierwiastków, z
których się składają. Dlatego nie łatwo jest nimi kierować.
W dziedzinie ciała
różne leki oraz różne potrawy stosuje się, w zależności od stanu zdrowia czy rodzaju
choroby. Tak samo w dziedzinie duszy różne są sposoby i metody leczenia. Znawcą zaś
kuracji będzie znawca tych chorób. U jednych poskutkują słowa, inni powrócą do zdrowia
pod wpływem przykładów; jedni potrzebują jakiegoś bodźca, inni hamulca. Jedni są ociężali
i mało wrażliwi na dobro moralne; tych trzeba rozbudzić dobitnym słowem. Inni mają
zbyt zapalczywy temperament i dają się ponieść namiętnościom, jak szlachetnej krwi
źrebięta biegające z dala od mety; tych może poskromić słowo powstrzymujące i uspokajające.
Jednych
zdobędziecie pochwałą, innych naganą, byleby je zastosować w pomyślnej chwili, gdyż
inaczej mogą tylko zaszkodzić. Jednych zaprowadzi na właściwą drogę słowo pocieszenia,
innych nagana; ale tę ostatnią dla niektórych trzeba zastosować ostro i publicznie,
dla innych zaś w osobności i łagodnie. Jedni bowiem mają tendencję do lekceważenia
prywatnych uwag, ale nabierają rozumu na skutek publicznej nagany; inni zaś hardo
się ustosunkowują do zbyt otwartej nagany, ale ukarani w tajemnicy, dają dowód posłuszeństwa
za okazane im wyrozumienie.
Sytuacja jest całkiem inna niż w dziedzinie moralnej,
gdyż zawsze i dla każdego cnota jest czymś pięknym, a zło czymś brzydkim i szkodliwym.
Natomiast w naszej dziedzinie jedno i to samo lekarstwo dla tych samych ludzi, raz
okazuje się bardzo dobre, raz znowu niebezpieczne. Tak jest z ostrożnością i łagodnością
i tak z każdym innym sposobem postępowania. Jednym to się podoba i pomaga, innym znów
przeciwnie, w zależności, sądzę, od pory i stanu oraz usposobienia pacjenta. Trudno
to wszystko rozpatrzyć teoretycznie i dokładnie ująć w jakąś krótką rozprawę o leczeniu
dusz, nawet przy pomocy wielkiej inteligencji i w nastroju szczególnej troskliwości.
Jedynie praktyka i doświadczenie wskażą lekarzowi drogę prawidłowego rozumienia.
Ogólnie
rzecz biorąc wiem tylko, że [leczenie dusz] jest podobne do chodzenia po linie. Niebezpiecznie
bowiem jest dla linoskoczka ćwiczącego po linie zawieszonej wysoko w powietrzu, przechylać
się na jedną lub drugą stronę; najmniejsze nawet przechylenie, które wydałoby się
niewielkie [jest niebezpieczne], gdyż cała sztuka polega na zachowaniu idealnej równowagi.
Tak samo będzie z lekarzem dusz: niech się przechyli w jakąkolwiek stronę, czy to
przez własne złe postępowanie, czy z braku kompetencji, natychmiast grozi mu niebezpieczeństwo
popełnienia błędu i wprowadzenia innych w błąd. Trzeba więc podążać szeroką drogą
i uważać, by nie zboczyć ani w lewo ani w prawo, jak mówi Księga Przypowieści2.
Takie
są choroby nam powierzone i tak poważne zadania dobrego pasterza, który ma obowiązek
z cała sumiennością poznać dusze swojej owczarni i prowadzić je według zasad prawego
i sumiennego pasterzowania, zgodnie z postępowaniem prawdziwego Pasterza3.
ks.
Marek Starowieyski
1. Eucharystia pierwszych chrześcijan, Kraków
1987, 295-299.
2. Por. Przyp 4,27.
3. Własna apologia po powrocie
z Pontu i rozprawa o kapłaństwie, 16n., 28-34, tł. J.M.Szymusiak, SJ, w Tenże,
Grzegorz Teolog, Poznań 1965, 262-265.