Człowiek zawsze może liczyć na dobroć i miłość Bożą
Posłuchaj rozważania:
„Pewien człowiek
miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: Ojcze, daj mi część własności, która
na mnie przypada. Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn,
zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swoją własność, żyjąc
rozrzutnie. A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam zaczął
cierpieć niedostatek” ( Łk 15, 12-14).
Kiedy wsłuchujemy się w tę przypowieść,
nasze myśli najczęściej koncentrują się na młodszym synu, który roztrwonił majątek
otrzymany od ojca. Wówczas z łatwością przychodzi nam ocenić jego postawę zwykłym
określeniem „syn marnotrawny”. Ale tę przypowieść można by równie dobrze nazwać „przypowieścią
o starszym synu, który nie zauważa miłości ojcowskiej” lub też „przypowieścią o bezgranicznej
miłości ojca”. Faktycznie bowiem przesłaniem, które związuje w jedno całe opowiadanie
ewangeliczne, jest właśnie miłość, jaką ojciec okazuje obu synom. Najpierw młodszemu,
który mu się sprzeniewierza, odchodzi, żyje rozpustnie, a gdy zaczyna mu doskwierać
wielki głód, uznaje swój błąd i powraca. „Gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec
i wzruszył się głęboko; wybiegł mu naprzeciw, rzucił mu się na szyję i ucałował go...”,
a potem nakazuje sługom, aby go szybko ubrali w „najlepszą szatę“, dali mu „pierścień
na rękę i sandały na nogi”. Nadto każe jeszcze zabić utuczone cielę, wyprawić ucztę
i weselić się, ponieważ ten jego syn „był umarły, a znów ożył, zginął, a odnalazł
się” (Łk 15, 20-24). Ileż niepojętej miłości jest w postawie ojca, który nie zważa
na przeszłość syna, tylko cieszy się, że wrócił. Tak może postąpić tylko ojciec, który
kocha bezgranicznie swoje dzieci.
Tę samą miłość okazuje również i starszemu
synowi. Ten jednak jej nie rozumie. Wobec ojca czuje się jak sługa, a nie syn. Toteż
dlatego, kiedy wraca z pola i widzi tańce i ucztowanie, obraża się na ojca: „Tyle
lat ci służę i nie przekroczyłem nigdy twojego nakazu, ale mnie nigdy nie dałeś koźlęcia,
żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten twój syn, który roztrwonił
twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę” (Łk 15, 29-30).
Jak
łatwo jest niekiedy pomylić prawdziwą miłość z domniemaną? Przypowieść o symu marnotrawnym
poucza nas, że bycie prawdziwym chrześcijaninem wymaga nie tylko wyzbycia się urazów
względem drugiego człowieka, ale też wyrozumiałości i przyjęcia grzesznika, który
się nawraca. Nawrócenie i pojednanie są dowodem miłości Bożej, która rozgrzewa serce
człowieka i ożywia jego wiarę, tej miłości, w imię której Jezus Chrystus oddał życie
na krzyżu za każdego człowieka. Dlatego Bóg nie może nie cieszyć się z powrotu grzesznika!
Na
początku ubiegłego 2009 r. we włoskich mediach pojawiła się zaskakująca wiadomość
o nawróceniu znanego i popularnego dziennikarza Paolo Brosio. Wywołała ona szeroką
dyskusję medialną. Obok wielu tych, którzy szczerze podziwiali go za tak niesamowity
zwrot w jego życiu i za wielką odwagę zerwania z przeszłością, nie brakowało i tych,
którzy nie szczędzili mu krytyki, sądząc, że jest w tym kolejny jego chwyt dziennikarski.
Sam zaś Brosio tak opisuje swoje nawrócenie: „Byłem nad przepaścią, ale Bóg mnie wyratował.
To było dno mojego życia. Mój ojciec umierał w agonii przez 50 dni, moja żona była
w ciąży z innym, którego znałem i którego widywałem prawie każdego dnia na plaży...
a ja odwdzięczałem się jej za to, zabawiając się z innymi dziewczynami, niekiedy nie
pytając nawet o ich imię. Za każdym razem, obok seksu, było też wiele alkoholu, narkotyków,
kokainy, że aż trudno to sobie wszystko wyobrazić. W czasie jednej z nocnych libacji
w Turynie poczułem nagle, jakby mi coś rozrywało klatkę piersiową, czułem, że serce
wali mi jak młot. Ale to nie było serce, to było sumienie: jakiś głos mówił mi wewnątrz:
«Pomódl się, odmów Zdrowaś Maryjo». Byłem tym wstrząśnięty. Nie wiedziałem, co się
ze mną dzieje. Wszystko stało się tak nagle i to w czasie jednej z tych szalonych
nocnych rozrywek. Jak oszalały wybiegłem, krzycząc, że zabawa skończona. Następnego
dnia w hotelu zapytałem o najbardziej znane sanktuarium w Turynie... Poszedłem tam
niezwłocznie, poprosiłem o księdza i wyspowiadałem się z całego życia... Doznałem
nieopisanej ulgi. Miesiąc później odbyłem pielgrzymkę do Medjugorie, podczas której
zrozumiałem, że to Matka Boża mnie wyratowała. Następne miesiące nie były łatwe. Choć
byłem u szczytu swej kariery, zostały anulowane moje kontrakty na różne programy telewizyjne,
straciłem pracę i wielu kolegów, ale się tym wcale nie przejąłem. Dzięki temu mam
teraz więcej czasu na modlitwę i na dzielenie się z innymi doświadczeniem mojego nawrócenia.
Zrozumiałem, że Bóg ma swój plan względem każdego z nas. Zechciał rzucić mnie na ziemię
w momencie, kiedy byłem u szczytu sukcesu, aby mnie potem uratować. Wszystko jest
zapisane, a teraz każdego dnia ktoś puka do drzwi mojego domu, ponieważ jest przekonany,
że jeśli mnie się udało wyrwać ze szponów zła, to może zrobić to samo każdy inny”
(La Salette, anno 76, n.1 gennaio/febbraio 2010, s.11-12).
Bóg, jako Dobry
Ojciec, cierpi z powodu cierpienia człowieka pogrążonego w grzechu, ale szanuje do
końca jego wolność i nie ingeruje tak długo, jak długo pozwala Mu na to prawdziwa
Miłość. Nie aprobuje grzechu, ale stwarza grzesznikowi możliwość, aby się nawrócił
i rozpoczął nowe życie. A człowiek, jeśli tylko uświadomi sobie swoją małość i grzeszność,
zawsze może liczyć na dobroć i miłość ojcowską.