O rzeczywiste poszanowanie swych praw zaapelowały do indyjskich władz za pośrednictwem
unijnych obserwatorów ofiary antychrześcijańskich pogromów w stanie Orisa. Ich żądania
są bardzo proste: dom i praca. Jednak jak podkreśla abp Raphael Cheenath, piętnaście
miesięcy po pogromach wciąż są one dalekie od zrealizowania.
Hierarcha oskarżył
władze stanowe o spowalnianie procesów przeciwko sprawcom antychrześcijańskiej przemocy,
a także o niedotrzymanie danego słowa, gdy chodzi o odbudowę zniszczonych domów i
kościołów. Wciąż kilkadziesiąt tysięcy osób mieszka w prowizorycznych obozach dla
uchodźców lub wręcz w lasach, ponieważ fundamentaliści grożą im śmiercią, jeśli przed
powrotem do swych wiosek nie przejdą na hinduizm.
Dowodem świadczącym o kulejącej
sprawiedliwości jest to, że unijni obserwatorzy, którzy przebywali w Orisie nie zostali
wpuszczeni na rozprawę sądową. Oficjalnym motywem była troska o ich bezpieczeństwo,
w rzeczywistości zaś chodziło o to, by ukryć prawdę o przebiegu spraw sądowych przeciwko
sprawcom pogromu. Na ponad 3200 zgłoszonych przez ofiary oskarżeń policja przyjęła
tylko 832. Do tej pory ukarano zaledwie 89 osób, a uniewinniono co najmniej 251, choć
o ich winie jednoznacznie mówiły zeznania świadków. Abp Cheenath podkreśla, że Kościół
robi wiele, by pomóc wiernym jednak nie ma wystarczających środków, by wszystkim odbudować
domy nie mówiąc już o możliwości znalezienia pracy, czy zapewnienia bezpieczeństwa.