Nie tyle cuda kształtują głębię naszej wiary, ile codziennie
odnawiana zażyłość z Bogiem
Posłuchaj rozważania:
Gdy Jezus
odczytał fragment z Księgi proroka Izajasza, mówiący o przyjściu Mesjasza i zjawiskach
mających Mu towarzyszyć, dodał: „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli”(Łk
4,21). Jezus w ten sposób ogłasza, że zapowiedzianym Mesjaszem jest On sam. Przyszedł,
aby wypełnić obietnice i zapowiedzi proroków. Ale te słowa, zamiast wiary, której
zapewne oczekiwał od słuchających, mimo początkowego podziwu, wzbudziły powątpiewanie,
a nawet oburzenie.
Mieszkańcom Nazaretu wydawało się, że dobrze przecież znali
Jezusa i całą jego rodzinę. Dla nich pozostawał tylko synem cieśli, a nie szlachetnie
urodzonym, któremu wierzy się już z racji jego pochodzenia. Nie byli w stanie się
wyzwolić z własnych ograniczeń i dlatego zaczęli powątpiewać w naukę Jezusa: Skąd
mu to wszystko, czyż nie jest to syn Józefa, cieśli z Nazaretu? Jak może pretendować
do bycia Mesjaszem? Nie przyjmują do wiadomości, że zbawienie Boże może mieć swoje
pochodzenie w ubóstwie, w pokorze, w słabości...
A On, czytając w ich myślach
przepełnionych wątpliwościami, rzekł: „Z pewnością powiecie Mi to przysłowie: «Lekarzu,
ulecz samego siebie; dokonajże i tu w swojej ojczyźnie tego, co wydarzyło się, jak
słyszeliśmy, w Kafarnaum»” (Łk 4,23). Żądając znaku, nazaretańczycy, może nawet nieświadomie,
domagają się od Jezusa dostosowania prawdy do ich przeświadczeń i przekonań. Jak ktoś
pięknie powiedział, otwierają przed Jezusem bramy miasta, ale zamykają szczelnie drzwi
własnego serca. Jezus nie może ugiąć się przed tym żądaniem, wyrzuca im ich niedowiarstwo
i zatwardziałość serca. Te słowa wywołały w nich oburzenie. „Porwali Go z miejsca,
wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane,
aby Go strącić” (4,29).
Ewangelia dzisiejsza uwypukla rzeczywistość konfrontacji
Syna Bożego i człowieka, spraw Bożych ze sprawami ludzkimi. W tej konfrontacji człowiek
nierzadko kieruje się logiką mieszkańców Nazaretu, nie rzadko próbuje dostosowywać
prawdę do własnych przekonań i potrzeb. A kiedy zauważa, że w jego życiu jest coraz
mniej miejsca na autentyczną wiarę, zaczyna poszukiwać pomocy w znakach nadprzyrodzonych
i ponadnaturalnych. Wówczas, bardziej niż samemu Jezusowi Chrystusowi, jest gotów
dać posłuch nawet najmniej prawdopodobnym znakom domniemanych „objawień”. Ale to nie
tyle wielkie i cudowne zjawiska kształtują głębię naszej wiary, ile codziennie odnawiana
zażyłość z Bogiem.
Podobnie jak do mieszkańców Nazaretu również i do nas Jezus
wciąż powtarza: „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli”, dając do zrozumienia,
że On pozostaje ciągle obecny pośród nas, a pozwala nam Go doświadczyć nasza wiara.
Ta Jego obecność objawia się w sposób szczególny w Słowie Bożym i w Eucharystii, ale
też i w samym człowieku, który został stworzony na „obraz i podobieństwo Boże” (Rdz
1,27). To właśnie dlatego, jak przypomina drugie czytanie z Listu św. Pawła do Koryntian,
Jezus pozostawił nam przykazanie miłości, które jest czytelnym znakiem Jego obecności
pośród nas. Jego utożsamienie z każdym człowiekiem, zwłaszcza potrzebującym, jest
tak wielkie, że Jego słowa: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z braci moich najmniejszych,
mnieście uczynili”(Mt 25,40) nie pozostawiają najmniejszej wątpliwości, iż Jego obecności
należy szukać na co dzień właśnie w drugim człowieku.
Utkwiło mi w pamięci
spotkanie z siostrą zakonną, misjonarką w Algierii. Jest to kraj muzułmański, położony
w północnej Afryce. Razem z innymi siostrami pracowała w szpitalu. Nie nosiła habitu
ani żadnego znaku religijnego, bo było to zabronione. Jej misja w dużej mierze polegało
na pełnieniu posługi pielęgniarskiej wobec chorych: opatrywanie ran, podawanie lekarstw,
spełnianie mniejszych lub większych posług, których chory potrzebuje zawsze wiele.
I choć jest to bardzo trudna i ciężka posługa, siostra starała się ją pełnić z oddaniem
i poświęceniem. Chorzy, widząc jej entuzjazm i pogodę ducha, nie jeden raz zadawali
jej pytanie: „Dlaczego się tak poświęca i skąd w niej tyle radości?”. A ona uśmiechając
się odpowiadała: „Mój Bóg Jezus Chrystus daje mi siłę”. A oni na to mówili, że też
chcieliby poznać tego Boga.
To nie była próba nawracania na chrześcijaństwo,
lecz dawanie autentycznego świadectwa o tym, że Jezus jest pośród nas, że On nas posyła,
aby przemieniać ludzką cywilizację w cywilizację miłości. Choć niekiedy trudno uwierzyć,
Jezus jest naprawdę pośród nas, pośród codziennych zajęć, a znakiem Jego obecności
jest właśnie nasze chrześcijańskie życie, świadectwo wiary, bowiem jest ono przedłużeniem
obecności i działania samego Jezusa w dzisiejszym świecie i ciągłą aktualizacją Jego
słów „Dziś spełniły się te słowa”.