W Malezji sprofanowano kolejny kościół. Tym razem do incydentu doszło na południu
kraju, w stanie Negeri Semilan. Do ataków na chrześcijan podżegają muzułmańscy duchowni.
Podobnie jak w ubiegły piątek, w niemal wszystkich meczetach odczytano wczoraj to
samo kazanie o zdecydowanie antychrześcijańskiej wymowie. Potwierdzono w nim, że nie
można pozwalać wyznawcom Chrystusa na posługiwanie się słowem „Allach”.
Malezyjski
rząd natomiast szuka rozwiązania kryzysowej sytuacji. Wczoraj wydał on kuriozalne
rozporządzenie, które zezwala na używanie słowa „Allach”, ale tylko chrześcijanom
żyjącym w dwóch stanach Sabah i Sarawak na wyspie Borneo. Zdaniem Kościoła katolickiego
takie rozwiązanie jest nie do przyjęcia i jeszcze bardziej komplikuje całą sytuację.
Malezyjscy biskupi oświadczyli, że będą spokojnie oczekiwali ostatecznego rozstrzygnięcia
sprawy przez wymiar sprawiedliwości.
Profanację i podpalanie chrześcijańskich
świątyń potępili muzułmanie w Stanach Zjednoczonych i na Filipinach, a także Organizacja
Konferencji Islamskiej. Przypomniano między innymi, że chrześcijanie w krajach arabskich
zawsze posługiwali się słowem „Allach” na określenie Boga. Tymczasem, jak informuje
Associated Press, po tygodniu od rozpoczęcia muzułmańskich zamieszek, malezyjskiej
policji nie udało się zatrzymać ani jednej osoby bezpośrednio związanej z atakami
na 11 kościołów i jedną świątynię sikhijską. Wczoraj aresztowano jedynie 25-letniego
Mohamada Tasyrifa, który na Facebooku oferował pomoc w przygotowaniu koktajlu Mołotowa.
Grozi mu za to kara do jednego roku pozbawienia wolności.