Misjonarze o prawdziwych przyczynach kryzysu w regionie afrykańskich Wielkich Jezior
Zamiast dalszej militaryzacji afrykańskiego Regionu Wielkich Jezior trzeba większej
kontroli nad eksploatacją znajdujących się tam bogactw naturalnych i prowadzenia dialogu
z lokalną społecznością. Taką receptę na pojednanie, szczególnie w dwóch zapalnych
regionach Demokratycznej Republiki Konga, jakimi są północne i południowe Kivu, proponują
misjonarze ksawerianie z organizacji „Pokój dla Konga”.
Zabrali oni głos w
kontekście ostatniego raportu Organizacji Narodów Zjednoczonych na temat prawdziwych
przyczyn konfliktu w tej części Afryki. Misjonarze podkreślają, że wspólnota międzynarodowa
nie może już dłużej chować głowy w piasek i udawać, że przyczyną konfliktu są kwestie
etniczne, a nie rabunkowa gospodarka surowcami mineralnymi. Tymi, którzy rzeczywiście
stoją u podstaw braku pokoju, są międzynarodowe koncerny i spółki wydobywcze z siedzibami
w Europie, Kanadzie, Stanach Zjednoczonych i Azji, które bezkarnie łupią bogactwa
Konga. Misjonarze apelują o pociągnięcie do odpowiedzialności także rządów sąsiednich
Rwandy i Ugandy, które nielegalnie eksploatują zasoby mineralne w Kivu. Wzywają też
do wprowadzenia w życie dyrektywy Parlamentu Europejskiego nakazującej dokumentowanie
pochodzenia sprzedawanych minerałów. Misjonarze z organizacji „Pokój dla Konga” przypominają
jednocześnie, że militaryzacja regionu przez amerykańskie oddziały AFRICOM w żadnej
mierze nie przyczyniła się do wzrostu bezpieczeństwa i przywrócenia pokoju, a spowodowała
jedynie pogłębienie i tak ogromnego ubóstwa Kongijczyków.
List zawierający
te wnioski misjonarze wysłali na ręce prezydenta Baracka Obamy. Zachęcają w nim prezydenta
do krytycznego spojrzenia na 20-letnią obecność Amerykanów w Regionie Wielkich Jezior
i do większej troski o bogactwa naturalne Konga oraz o samych Kongijczyków.