Afrykańskie kraje, w których chrześcijaństwo jest młode i ma tak, jak np. w Zambii
zaledwie sto lat, tworzą dopiero swą bożonarodzeniową tradycję. „Szerząca się bieda
sprawia, że opowieść o betlejemskiej stajni staje się w czasie liturgii bardziej rzeczywista”
– mówi pracujący od 30 lat w Zambii ks. Gerard Karas SJ. – Oczywiście jest pasterka,
która notabene nie odbywa się o północy tylko znacznie wcześniej ok. godz. 19 lub
20. W ogóle nie ma światła, więc celebruje się często przy świeczkach. Liturgii towarzyszy
śpiew i taniec, jest dużo radości. Ponieważ jest to pora deszczowa, więc często pada.
Ludzie się pomodlą i idą do swoich domów. Wigilii nie znają. Dla nich ważny jest dzień
Bożego Narodzenia. W dużym stopniu staje się on takim świętem rodzinnym. Dla nich
jest ważne być w domu z rodziną i wspólnie się pomodlić w kościele, do którego schodzą
się razem całe wioski. Cieszą się z daru życia. To jest chyba dla nich najważniejsze,
bo życie musi być zawsze szanowane. Tam jak dziecko się narodzi to jest wielka radość
i kobieta jest tylko wtedy doceniana, kiedy staje się matką. Tak jest w typowej afrykańskiej
tradycji. Matka Boża też daje nam na świat Zbawiciela i przez to, ludzie jakoś bardzo
chętnie rozwijają to nabożeństwo do Matki Bożej. Właśnie przez to jej macierzyństwo”
– opowiadał jezuicki misjonarz w Zambii.
Do budowania świątecznych tradycji
przyczyniają się misjonarze. Stąd wiele kolęd śpiewanych w lokalnych językach Afryki
ma polskie melodie.