Naukowcom potrzeba sumienia, a zwykłym ludziom świadomości problematyki bioetycznej
- rozmowa z abp. Henrykiem Hoserem, przewodniczącym zespołu ekspertów Konferencji
Episkopatu Polski ds. bioetycznych
- Księże Arcybiskupie, co chwila w Polsce powraca sprawa regulacji prawnych dotyczących
zapłodnienia in vitro, co chwila wracają w różnych częściach
świata kwestie związane już to właśnie ze sztucznym zapłodnieniem czy
w ogóle z manipulacjami dotyczącymi początku ludzkiego życia, albo innymi kwestiami,
choćby żywności genetycznie modyfikowanej. To wszystko związane jest z biotechnologią.
Czy nie znajdujemy się w obliczu jakiejś nowej rewolucji, wobec której Kościół potrzebuje
jasnego głosu, jasnego zajęcia stanowiska?
Abp H. Hoser: Kościół
jest świadom wszystkich przemian, które się dokonują w świecie. Dotyczą one bardzo
różnych wymiarów ludzkiego życia, także w jego istnieniu biologicznym, dotyczą one
również środowiska, w którym człowiek żyje. Myślę, że Kościół jest jedyną instytucją,
która ma tak daleko zaawansowaną refleksję etyczną nad tymi problemami i tak jasno
sformułowane stanowisko. Chciałbym podkreślić, że stanowisko Kościoła odnosi się do
dwóch naczelnych kryteriów, do prawidłowego odczytania tego, kim jest człowiek? Czyli
jaka jest specyficzna natura człowieka, a więc tego, co łączy wszystkich ludzi, bo
wszyscy są w jakiejś mierze nośnikami tej natury.
Z drugiej strony Kościół
odnosi się do światła prawa objawionego, które czerpie ze źródeł Objawienia i które
jest światłem niezwykle ważnym, bo dopełniającym to spojrzenie na człowieka. W świetle
kryteriów czysto ziemskich człowiek nie jest w pełni zrozumiały dla siebie i dla innych
i stąd to podwójne odniesienie jest niezwykle ważne. Dlatego też Kościół ma wizję
i człowieka i problemów, które go dotyczą i nie jest to wizja koniunkturalna. To jest
postawa stała, powtarzana przez Kościół od lat, włączając oczywiście wszystkie nowe
osiągnięcia techniki i nauki, które mają tendencję do coraz głębszego ingerowania
w człowieka, w jego strukturę, w jego funkcje, w jego przeznaczenie i w relacje międzyludzkie.
-
Tymczasem ci, którzy proponują tego rodzaju technologie, jak zapłodnienie
in vitro, zarodkowe komórki macierzyste, mówią, że przecież
to jest dla dobra człowieka. To ma uzdrawiać, leczyć z bezpłodności, z jakichś poważnych
chorób. Czemu Kościół się sprzeciwia tak szczytnemu działaniu,
tak wzniosłym intencjom?
Abp H. Hoser: To są hasła wskazujące
na pewne dobra częściowe, które można osiągnąć za pomocą technologii. Ale nie mówią
one o środkach, które do tego prowadzą. Na przykład prawo do dziecka. Dzisiaj podkreśla
się w sposób niesłychanie afektywny, emotywny, jak trudna jest sytuacja kobiety, która
nie ma dziecka i ma absolutne prawo do posiadania dziecka. Otóż, absolutnego prawa
do posiadania dziecka nie ma. To jest zawsze prawo relatywne, które musi uwzględniać
nie tylko dobro kobiety, jej sytuację życiową, ale również i przede wszystkim dobro
tego dziecka. Dziecko nie jest przedmiotem do pocieszania, tylko jest człowiekiem
do wychowania. I te warunki powinno mieć ono zabezpieczone żeby dorastać do swego
człowieczeństwa. Poza tym każde dziecko, o czym się w tej dyskusji zapomina, ma prawo
do jasnej genealogii i musi wiedzieć skąd pochodzi, kto jest jego matką, kto jest
jego ojcem. I w związku z tym to pochodzenie biologiczne dopiero znajduje głębszy
sens w wychowaniu dziecka, które jest rodzicielstwem duchowym każdego człowieka.
Na
tym przykładzie chciałbym podkreślić, jak ważne jest zwrócenie uwagi na całość dobra
człowieka, która kryje się w tych dobrach cząstkowych i w środkach, którymi się do
tego dochodzi. Na przykład problem zdrowia odsyła nas do m.in. osiągnięć dzisiejszej
transplantologii. Ale pojawia się pytanie o pochodzenie narządów do przeszczepu, pochodzenie
tkanek: w jaki sposób są uzyskiwane, od kogo pochodzą i czy te przeszczepy nie są
już jakimś nowoczesnym wyrazem kanibalizmu, kiedy pochodzą z nielegalnych źródeł,
kiedy pobiera się je ze szkodą i wbrew woli dawców i gdzie pojawia się międzynarodowy
rynek produktów ludzkich nie tylko częściowych, jak części organizmu czy płyny pochodzenia
organicznego, ale również jest międzynarodowy handel komórkami rozrodczymi i embrionami.
A więc jesteśmy w świecie zupełnie nieludzkim, kryjącym się pod tymi hasłowymi, końcowymi
efektami, które się uzyskuje w sposób często niegodny człowieka i nieuczciwy, albo
wręcz kryminalny.
- Dodajmy do tego jeszcze kwestię zarodkowych
komórek macierzystych, która jako hasło pojawiła się w kontekście wielkich
osiągnięć w przezwyciężaniu chorób wrodzonych, raka itd. Okazuje się,
że są skuteczniejsze metody. Jak argumentować, gdy ktoś wysuwa taki problem, czy takie
hasło wielkiej, szczytnej walki o zdrowie człowieka?
Abp H. Hoser:
Konieczne jest znowu zwrócenie uwagi na całość sytuacji, w której uciekamy się
do różnego typu terapii. Przede wszystkim, jeśli chodzi o zarodkowe komórki macierzyste.
Te komórki pobiera się często kosztem życia ludzkiego embrionu, czyli tej najwcześniejszej
fazy istnienia człowieka, po to, by leczyć starców na przykład chorych na choroby
zwyrodnieniowe. Tymczasem jest możliwość pobierania komórek somatycznych, które mają
równą potencjalność i też mogą się sprawdzić, aczkolwiek to jest jeszcze wszystko
w stadium eksperymentalnym. I znowu jest problem źródła, skąd pochodzą dane komórki.
Jeżeli to są komórki somatyczne, to oczywiście ich użycie jest zupełnie etycznie inaczej
kwalifikowane niż komórki, które są pobierane kosztem życia drugiego człowieka.
-
W Polsce powraca ciągle problem regulacji prawnej zapłodnienia in vitro.
Przypomnijmy, na czym to zapłodnienie polega i na czym polega obiekcja Kościoła?
Abp
H. Hoser: Cała debata bioetyczna w Polsce, która jest ogromnie spóźniona w stosunku
do innych krajów, jest jakoś koncentrowana na jednym, wycinkowym zagadnieniu, aczkolwiek
bardzo ważnym, jakim jest zapłodnienie pozaustrojowe, a więc właśnie in vitro,
w laboratorium. Jest to wyjęcie bardzo ważnego wydarzenia, jakim jest poczęcie
człowieka, ze środowiska ludzkiego do środowiska techniki. Jest to bardzo brutalna
ingerencja w cały łańcuch przyczyn i skutków, a więc w zdolność przekazania życia
przez samego siebie, poprzez własną płodność, zaistnienie tego życia w ciele matki
i harmonijny rozwój tego życia w najlepszych warunkach, jakie sobie można wyobrazić.
Mamy tu do czynienia z przeniesieniem zapłodnienia do środowiska zewnętrznego, kiedy
jest ono przedmiotem manipulacji techników, jest obciążone bardzo poważnymi konsekwencjami
ubocznymi, a mianowicie dużą śmiertelnością zapłodnionych w ten sposób komórek jajowych,
a więc powstałej zygoty, i również z dużo większym ryzykiem wad dziecka, które w ten
sposób jest poczęte. W związku z tym pojawia się bardzo groźnie brzmiąca procedura
selekcji dzieci tych, które mogą żyć i tych, które będą skazane na śmierć...
-
...A więc eugeniki, tego widma z czasów drugiej wojny światowej...?
Abp
H. Hoser: Tak, to jest to samo widmo, które przychodzi w otoczce scjentyzmu, a
więc bardzo nobliwego dyskursu dotyczącego osiągnięć współczesnej medycyny. I oczywiście
na drugim biegunie stawia się przeciwnika na pozycji tak zwanego Ciemnogrodu tak,
jakby rezerwę jaką wyrażamy, zastrzeżenia etyczne, miały swoje uzasadnienie w niewiedzy
i w ignorancji.
- Czy w tej sytuacji jest możliwy jakiś konsensus
etyczny czy prawny?
Abp H. Hoser: Jest bardzo trudny do osiągnięcia.
Są międzynarodowe próby stworzenia swego rodzaju prawa zasadniczego dotyczącego podstawowych
kryteriów życia i zdrowia człowieka. Tak czynią to konstytucje poszczególnych krajów,
które zabezpieczają te dobra podstawowe, jak na przykład prawo do życia. Problem polega
oczywiście na tym, by jasno określić początek i koniec życia. I tutaj mamy rzeczywiście
bardzo trudną i ostrą debatę etyczną i bioetyczną, kiedy próbuje się relatywizować
te skrajne momenty istnienia człowieka w jego fazie biologicznego istnienia. Relatywizuje
się na przykład wartość ontologiczną, bytową najwcześniejszej fazy człowieka, a więc
embrionu, później płodu. Również bardzo mocno relatywizuje się wartość życia ludzkiego
przy jego ustawaniu, przy końcu bytowania, w zaawansowanym wieku, czy w stanie poważnych
chorób.
- Czy da się osiągnąć taki konsensus bez przyjęcia pewnych założeń
dotyczących osoby ludzkiej, założeń związanych z Objawieniem? Czy da się na podstawie
wyłącznie ludzkiej etyki, czy ludzkiej wyobraźni, intuicji, ustalić
takie kryteria, które by zabezpieczały przed nadużyciami?
Abp H. Hoser:
Powinno się do tego dążyć. Dzisiaj naczelnym problemem w dyskusji bioetycznej
dotyczącej człowieka jest odpowiedzenie na pytanie: kim jest człowiek? Ponieważ tutaj
pojawia się bardzo duże spektrum opinii, musimy być bardzo czujni, żeby tym opiniom
nie ulegać i stać na stanowisku nienaruszalności bytowego istnienia człowieka. Dotyczy
to również jego wymiaru biologicznego, ponieważ życie biologiczne jest substratem
potencjalnego życia człowieka, później życia świadomego, czy też duchowego, które
się ujawnia z czasem. Przecież istnienie człowieka jest procesem rozciągniętym w czasie
i gdzieś ten proces się zaczyna i gdzieś się kończy. I jak długo będziemy poddawali
w wątpliwość, powiedziałbym, sakralny charakter człowieka, który ma zupełnie wyjątkową
pozycję w świecie – tej sakralności nie odnosimy do świata zwierzęcego, który przecież
ma również bytowanie biologiczne, a jeśli chodzi o ssaki np. naczelne, to są one w
jakiejś mierze modelem ciała ludzkiego – to tak długo będziemy brnęli w rozwiązania,
które skierują się przeciwko człowiekowi.
- A co można powiedzieć naukowcom,
przed którymi pojawia się tak olbrzymie spektrum możliwości i którzy stoją przed wielką
pokusą, by z tego korzystać? Czy trzeba im więcej pokory?
Abp H. Hoser:
Potrzeba im sumienia. Naszym zadaniem jest kształtowanie sumienia naukowców. Oni
nie mogą ulegać tylko fascynacji możliwościami technicznymi. Sama technika, jak wiadomo,
ma wartość ambiwalentną; może być użyta w dobrych i w złych celach, jak np. technika
nuklearna. To samo odnosi się również do biotechnologii. Z drugiej strony musimy bronić
człowieka medycyny i nauki przed pokusą merkantylizacji, a więc wyciągania korzyści
finansowych z procedur i proponowanych możliwości technicznych, które są po prostu
kapitałem obrotowym dla firm, dla ośrodków, które się zajmują pewnymi procedurami.
-
Ksiądz Arcybiskup wspomniał o pewnym dosyć nagminnym stosowaniu wysokich tonów
emocjonalnych przy dyskusji na tematy bioetyczne. Wydaje się jednak,
że te emocje są obiektywne: kobieta, która chce mieć dziecko, małżeństwo,
które chce mieć dziecko, chory, który chce wyzdrowieć. Myślę, że i duszpasterze
stoją przed problemem, jak do takich ludzi się zwrócić?
Abp H. Hoser:
Emocje towarzyszą naszemu życiu i wielkie emocje towarzyszą wielkim, heroicznym
czynom. Ale towarzyszą one również czynom kryminalnym i stąd emocje nie są dobrym
doradcą. Konieczny jest wysiłek obiektywizacji rzeczy. Nie możemy kreować etyki tylko
afektywnej, która miałaby za cel pocieszenie ludzi w jakikolwiek sposób. To jest błędna
droga. Natomiast musi w tej debacie pojawić się mądrość, która umie zrelatywizować
właśnie emocje, która umie znaleźć dla nich miejsce. Emocje są sygnałem czegoś głębszego
i cierpienie wynikające z niepłodności jest autentyczne. Nad tym cierpieniem należy
się życzliwie pochylić. Jest to stan afektywny, który trzeba podjąć jako znak, jako
wyzwanie i znaleźć rozwiązanie takiej sytuacji w odpowiedni sposób. Przecież zapłodnienie
np. pozaustrojowe nie jest jedyną możliwością posiadania dziecka. Istnieje przecież
adopcja. Świat jest pełen setek tysięcy sierot i te sieroty czekają na miłość, na
rodziny, na opiekę. Dlaczego się nimi nie zainteresować?
- ...A ich los
jest równie wzruszający, jak los bezpłodnych.
Abp H. Hoser: Jest
bardziej dramatyczny, trudniejszy i na pewno jest to ogromne wyzwanie dla wszystkich,
którzy mają serce, by sierotą się zająć. Proszę zauważyć, jaka to jest silna kategoria
biblijna! W całej Biblii jest ogromny wysiłek postawiony na opiekę nad sierotą i wdową,
a więc na tych, którzy są najbardziej pokrzywdzeni i najbardziej bezbronni.
-
Rozmawiamy w kontekście zakończonego Synodu Biskupów dla Afryki. Także i na tym
kontynencie pojawiają się problemy o charakterze bioetycznym. Mamy tam problemy
z akceptacją bądź nieakceptacją nowych zdobyczy nauki, które czasem
są po prostu eksperymentowane na tym młodym kontynencie.
Abp H. Hoser:
Eksploatacja krajów biednych nie tylko dotyczy surowców mineralnych czy produktów
ziemi, ale coraz częściej dotyczy produktów biopochodnych. A więc tam pozyskuje się
krew i frakcje krwiopochodne, tam pozyskuje się organy do przeszczepów, tam eksperymentuje
się, jeśli chodzi o zastosowanie nowych molekuł farmakologicznych, tam również eksperymentuje
się nad pewnymi metodami leczenia, których nie proponuje się społeczeństwom krajów
rozwiniętych ze względu na duże zabezpieczenia prawne, jakie tam istnieją.
-
Czy jest ryzyko, że Afryka stanie się takim poligonem różnych podejrzanych technik,
przed którymi te społeczeństwa z trudem się bronią, albo bronić się
nie potrafią?
Abp H. Hoser: Nie tylko Afryka. To jest problem również
Azji i też chyba niektórych krajów Ameryki Łacińskiej. To jest problem ludzi bezbronnych,
którzy często sprzedają swoją krew czy zdrowe narządy po to, żeby przeżyć. To jest
sytuacja niesłychanie dramatyczna i powinniśmy robić wszystko, żeby takie praktyki
były nie tylko niedozwolone, ale również bardzo konsekwentnie ścigane.
- Mówiliśmy,
że ta dyskusja bioetyczna w Polsce jest mocno spóźniona. Co powinien zrobić Kościół
w Polsce, by uwrażliwić sumienia na tę problematykę tak bardzo drażliwą i tak bardzo
obecną w debacie publicznej?
Abp H. Hoser: Konieczne są przynajmniej
dwie rzeczy. Po pierwsze potrzebny jest bardzo intensywny wysiłek formacyjny przybliżający
tę niezwykle skomplikowaną problematykę. Ludzie nie rozumieją terminów, których się
używa w dyskusji bioetycznej. Otrzymują tylko wiadomości prasowe podane w sposób nie
tylko uproszczony, ale też upiększony. Drugim wymiarem działań kościelnych jest na
pewno modlitwa. Powinniśmy ją podejmować po to, by oświecić umysły i serca ludzi,
którzy decydują o przyszłości naszego społeczeństwa.