Kościół w Peru znalazł się znowu w centrum polemik związanych z niedawnymi buntami
indiańskiej ludności przeciwko rządowej polityce inwestycyjnej na ternie Amazonii.
Tamtejszy minister sprawiedliwości Aurelio Pastor oskarżył ludzi Kościoła o zachęcanie
do aktów przemocy, jakie miały miejsce na początku czerwca. Jego zdaniem Indian podburzyli
„ludzie z zewnątrz”, a wśród nich „pewien członek Kościoła, który rozpowiadał o aktach
przemocy i o rzekomych zbiorowych mogiłach jej ofiar”. W krwawych zamieszkach zginęło
wówczas ponad 30 osób.
Stwierdzeniom tym stanowczo zaprzeczył przewodniczący
Konferencji Episkopatu Peru, abp Miguel Cabrejos Vidarte. Wskazał przy tym, że to
władze zwróciły się wówczas do episkopatu z prośbą o pomoc w położeniu kresu przemocy.
Natomiast arcybiskup stołecznej Limy, kard. Juan Luis Cipriani nie wykluczył, że zachowanie
niektórych duchownych z prowincji Bagua mogło rzeczywiście przyczynić się do wzniecania
niepokojów. Zaznaczył przy tym, że inkryminowane wypowiedzi nie miały na celu podburzania
Indian, ale były raczej aktem nierozwagi w poszukiwaniu pokojowego rozwiązania konfliktu.
Na
tym nie kończą się kłopoty Kościoła w Peru. W ostatnim czasie media poinformowały
o pogróżkach, których adresatem jest abp Pedro Barreto Jimeno. Ordynariusz Huancayo
na północy kraju koordynuje także dialog społeczny na temat środowiska. Jego zaangażowanie
na rzecz ochrony przyrody przyniosło mu opinię „wroga ludu pracującego”, jak go określił
jeden ze związków zawodowych metalowców, grożąc hierarsze śmiercią. W obronie abp.
Barreto stanęły inne centrale związkowe.