Ponad czterdziestu
Żydów jerozolimskich zobowiązało się pod klątwą (tzn. wezwało na siebie przekleństwo
Boże, gdyby nie dopełnili zobowiązania), że zabiją św. Pawła. Udali się w tej sprawie
do arcykapłanów i starszych i otwarcie oświadczyli o swojej decyzji. Poprosili jednocześnie
o stworzenie odpowiedniej okazji, aby móc zrealizować swój zamiar. Sytuacja stawała
się dla Apostoła bardzo niebezpieczna.
Wieść o spisku przeciw św. Pawłowi błyskawicznie
rozniosła się po Jerozolimie i dotarła również do jego krewnych. Siostra Apostoła
z niepokojem śledziła wraz z całą rodziną rozwój wypadków i zdecydowała podjąć konkretne
działania. Należy przypuszczać, że krewni św. Pawła mieli obywatelstwo rzymskie, co
ułatwiało im kontakt z przedstawicielami stacjonujących w Jerozolimie oddziałów Cesarstwa.
Do przebywającego w twierdzy św. Pawła przybył jego siostrzeniec, który następnie
– już na polecenie Apostoła – udał się do trybuna i opowiedział dokładnie o zamiarze
spiskujących Żydów.
Wysłuchawszy młodego człowieka, trybun, „przywoławszy dwóch
setników, rozkazał: «Przygotujcie do wymarszu do Cezarei dwustu żołnierzy i siedemdziesięciu
jezdnych, i dwustu oszczepników na trzecią godzinę w nocy». Kazał też przygotować
zwierzęta juczne, aby wsadzili na nie Pawła i bezpiecznie doprowadzili do namiestnika
Feliksa. Napisał też list tej treści: «Klaudiusz Lizjasz dostojnemu namiestnikowi
Feliksowi – pozdrowienie. Żydzi pochwycili tego człowieka i mieli go już zabić. Wtedy
nadbiegłem z wojskiem i uratowałem go, dowiedziawszy się, że jest Rzymianinem. Aby
się dowiedzieć, co mu zarzucają, sprowadziłem go przed ich Sanhedryn. Stwierdziłem,
że oskarżają go o sporne kwestie z ich Prawa, a nie o przestępstwo podlegające karze
śmierci lub więzienia. Kiedy mi doniesiono o zasadzce na tego człowieka, wysłałem
go natychmiast do ciebie, zawiadamiając oskarżycieli, aby przed tobą wytoczyli sprawę
przeciwko niemu. Bądź zdrów!». Żołnierze więc stosownie do rozkazu zabrali Pawła i
poprowadzili nocą do Antipatris. A nazajutrz zostawiwszy jeźdźców, aby z nim odjechali,
sami wrócili do twierdzy. Tamci przybyli do Cezarei, oddali list namiestnikowi i stawili
przed nim Pawła” (Dz 23,23-33).
Niebezpieczeństwo zabicia św. Pawła przez spiskowców
zostało zażegnane. Apostoła uratowało jego obywatelstwo rzymskie, interwencja siostrzeńca
i zachowanie przez trybuna reguł obowiązującego prawa. Wyprowadzanemu nocą z Jerozolimy
św. Pawłowi towarzyszyła, według przytoczonej relacji św. Łukasza, ochrona ok. 500
żołnierzy rzymskich. To strasznie dużo jak na jednego więźnia. Może trybun zdawał
sobie sprawę z faktu, że św. Paweł był już osobą bardzo znaną, że odnosił wiele sukcesów,
propagując nową religię, czego jego przeciwnicy nie mogli bezczynnie znieść. Bał się
prawdopodobnie rozruchów w mieście, prób odbicia więźnia i samowolnego wymierzenia
sprawiedliwości, co mogłoby mieć poważne konsekwencje również dla samego trybuna.
W takich przypadkach lepiej było zachować szczególną ostrożność.
Cały oddział
opuścił więc Miasto Święte po zapadnięciu zmroku i po ok. dziewięciu godzinach marszu
przybył do Antipatris, miasta rozbudowanego przez Heroda Wielkiego. Po męczącej nocnej
podróży zatrzymano się tutaj na kilka godzin odpoczynku. Następnie czterystu żołnierzy
wróciło do Jerozolimy, a dla ochrony św. Pawła w dalszej podróży do Cezarei zostało
przy nim ok. siedemdziesięciu jezdnych. W godzinach przedwieczornych stanęli u celu
wyprawy i zgłosili się do prokuratora, wręczając mu list trybuna.
Wróćmy na
chwilę do momentu wyjścia św. Pawła z Jerozolimy w otoczeniu licznej eskorty. Ponieważ
św. Łukasz nie podał związanych z tym szczegółów, pozwólmy działać naszej wyobraźni.
Widzimy
zatem wychodzących żołnierzy obserwowanych przez mieszkańców Jerozolimy. Mimo bowiem
ostrożności trybuna, ludzie dowiedzieli się o jego decyzji i zaczęli się tłumnie gromadzić
przy drodze prowadzącej do Cezarei. Żwawo dyskutowali na temat aresztowanego. Jedni
popierali spiskowców, uważając, że św. Paweł zasługuje na śmierć, bo występuje przeciwko
wyznawanej przez nich religii. Inni, ulegając presji tłumu, ich popierali, choć bliżej
nie znali oskarżonego ani kierowanych pod jego adresem zarzutów. Jeszcze inni, ze
zdziwieniem obserwując wewnętrzny pokój św. Pawła, nie mogli uwierzyć, że mógł być
wielkim złoczyńcą.
Być może w tłumie była też siostra św. Pawła ze swoim synem.
Z jednej strony cieszyli się, że bezpośrednie niebezpieczeństwo zostało zażegnane,
z drugiej jednak zdawali sobie sprawę z tego, że ich ukochany krewny jest nadal w
areszcie i w najbliższym czasie będzie sądzony.
A co myślał św. Paweł? Może
trochę z niedowierzaniem przyglądał się prowadzącym go żołnierzom i obserwującym mieszkańcom
Jerozolimy. Oto został usunięty z tak bardzo ukochanego przez siebie miasta, któremu
chciał głosić ukrzyżowanego i zmartwychwstałego właśnie tutaj Chrystusa. Ale to przecież
On, jego Mistrz – rozmyślał Apostoł – kiedyś płakał nad Jerozolimą, która nie rozpoznała
czasu swego nawiedzenia.
Czy Apostoł przeczuwał, że jest to jego ostateczne
pożegnanie z Miastem Świętym, do którego już nigdy nie będzie mu dane wrócić? Na to
pytanie naprawdę trudno odpowiedzieć.
Tym, co mu dawało wewnętrzny pokój i
głęboką ufność, była świadomość bliskości Jezusa, który tutaj zakończył swoją ziemską
wędrówkę. Aresztowany i wyprowadzany Apostoł „cieszył się miłością Chrystusa, darem
najwyższym. Mając ją, uważał się za najszczęśliwszego z ludzi. Bez niej nie chciał
być wśród władców i książąt. Wraz z nią wolał być ostatnim, owszem, nawet odrzuconym,
niż bez niej wśród możnych i okrytych dostojeństwem” (św. Jan Chryzostom, Homilia
2 ku czci św. Pawła, Liturgia Godzin, t. 3, s. 1068).