Kościół szczeciński potrzebuje wyrazistości – rozmowa z abp. Andrzejem Dzięgą
Szczecin jest miastem wielu różnych uwarunkowań społecznych i kulturowych. Dziękuję
jednak Bogu za trudny kontekst społeczny mojego pasterzowania. Dzięki temu moja posługa
się pogłębia i staje się bardziej sensowna – mówi metropolita szczecińsko-kamieński.
-
21 lutego była nominacja Księdza Arcybiskupa, 4 kwietnia ingres do katedry
w Szczecinie, a dzisiaj dopełnienie tego: nałożenie paliusza przez Benedykta XVI.
Oczywiście jest to piękna uroczystość, łącząca Księdza Arcybiskupa z Kościołem powszechnym,
w szczególności z Następcą Piotra. Co znaczy ten paliusz dla Księdza Arcybiskupa?
Abp
A. Dzięga: Jest to przeżycie o bardzo głębokim walorze teologicznym i duchowym,
nie kryję tego. W rzeczywistości tak to przeżywam: jako pogłębienie jedności z osobą
Ojca Świętego. Ale też jako pogłębienie jedności z całym Kościołem powszechnym, co
jest niezwykle ważne i dla metropolii, i dla archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej.
Ale nie kryję, że i dla mnie osobiście. Ponieważ to daje nowy wymiar, nowy rys całemu
posługiwaniu biskupiemu, w który od lat człowiek jest wdrożony, ale który poprzez
taką uroczystość zyskuje nowy koloryt. Jakby te treści, które są zawarte od zawsze,
ożywały na nowo, w pewnym sensie może nawet rozkwitały.
- Kiedy rozpoczynał
Ksiądz Arcybiskup posługę w archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej, nie był
to czas łatwy. Już w czasie ingresu ujmował się Ksiądz Arcybiskup za stoczniowcami.
Później był list w obronie stoczni, z przesłaniem, że nie wolno pomnażać krzywd. Chodziło
o ratowanie miejsc pracy. Jak obecnie wygląda tam sytuacja społeczna?
Abp
A. Dzięga: Tak naprawdę sytuacje trudne są nam wszystkim potrzebne. Dlatego, że
wiara i posługiwanie każdego duchownego właśnie w sytuacjach trudnych pogłębiają się
i stają się bardziej sensowne. Dlatego ja w pewnym sensie mogę Bogu dziękować za taki
kontekst rozpoczęcia mojej posługi pasterskiej w Kościele szczecińsko-kamieńskim.
Bo jest to Kościół, który wymaga wyrazistości. On zresztą tą wyrazistością żyje od
dziesięcioleci, a nawet od tysiąca lat, jeśli spojrzeć na to w szerszej perspektywie.
Ma on swój własny rys, rys polskiej duchowości wpisanej w Pomorze Zachodnie. To cały
czas jest tam obecne. Natomiast moje przyjście zbiegło się z pewną dyskusją społeczną,
a także narastającymi trudnościami społecznymi i gospodarczymi w regionie, których
symbolem jest Stocznia Szczecińska, zagrożona wtedy upadkiem. Tak zwana specustawa
obowiązywała do końca maja. W końcu maja została ona jakby dopełniona. Stocznia została
przekazana w inne ręce, sprzedana.
Natomiast wtedy, gdy ja wchodziłem w posługiwanie,
napięcie sięgało zenitu. Napięcie, czy stocznia będzie stocznią, czy w ogóle ci, którzy
decydują o jej losach, chcą rozmawiać z pracownikami, czy są na pewne propozycje otwarci,
czy w ogóle szukają pewnych rozwiązań. Paradoksalnie, rzecz wyglądała po raz kolejny
w Polsce tak, że ci, którzy odpowiadają za życie gospodarcze i którzy mają decyzje
w swoim ręku, zachowywali się tak, jakby chcieli stać z boku, jakby nie chcieli się
angażować. A pracownicy po raz kolejny zaczynali zgłaszać postulaty i wskazywali kierunki
ratowania stoczni. To jest pewien paradoks polskich dziejów ostatnich dziesięcioleci.
Jeszcze przed ingresem odprawiłem Mszę św. w przystoczniowym kościele św. Stanisława,
gdzie zawsze było duszpasterstwo stoczniowców. W ten sposób chciałem dać pewien sygnał
i poprosić o modlitwę w intencji stoczni i stoczniowców.
W rzeczywistości
stocznia jest pewnym symbolem, bo problem dotyka nie tylko jej. Problem dotyka całego
regionu. To jest kwestia i innych zakładów pracy, na czele z Policami. To jest też
kwestia sytuacji w porcie morskim w Szczecinie. To jest kwestia gospodarki, która
w Szczecinie żyje morzem i z morza. I gdy tak prowadziłem rozmowy i nasłuchiwałem,
okazało się, że głównym problemem Szczecina jest problem decyzji o pogłębieniu toru
wodnego, którym przedłuża się obszar morski aż do samego Szczecina. Bo Szczecin jest
odległy od morza o kilkadziesiąt kilometrów, ale zawsze miał status miasta morskiego.
A ten tor wodny się zamula, czyli spłyca. I wystarczy nie pogłębiać go jeszcze przez
jakiś czas, a miasto straci status miasta morskiego. Nikt nie jest w stanie powiedzieć,
czy to jest kwestia kilku, kilkunastu, a może 20 czy 30 lat. Aczkolwiek są pewne prognozy,
mówiące, że jest to kwestia 5, 10 lat. Pociągnie to za sobą upadek stoczni, żeglugi
morskiej i portu. To jest w rzeczywistości problem Szczecina i jego tożsamości gospodarczej.
A z tym jest związana kwestia druga.
Z pewnym zdziwieniem patrzę, że rządzący
Polską postępują tak, jakby albo nie rozumieli, albo nie chcieli rozumieć wartości
tego regionu dla Polski. Odnosi się wrażenie, że po drugiej wojnie światowej, za komunizmu
lepiej rozumiano, że jest to region ważny, że musi być gospodarczo silny i społecznie
stabilny, że tam trzeba inwestować, że jest to miejsce, na którym się opiera polskość.
Polskość musi tam mieć pewną stabilizację, zakorzenienie. A w tej chwili można odnieść
wrażenie, że rządzący jakby odwracali się plecami do tego regionu: niech sobie radzi
sam. A on sobie sam nie poradzi. Stąd jest też moje zaskoczenie tą obserwacją. I dlatego
też ta sprawa stoczni stała się symbolem. Rzeczywiście próbowałem się w to zaangażować,
od strony duszpasterskiej, oczywiście, bo cóż więcej możemy. Stawiałem pytania: publicznie,
z ambony, ale też prywatnie. Prosiłem o modlitwę za stoczniowców i za całą sytuację
narastającego bezrobocia w regionie, i o to, żeby rządzący Polską czuli odpowiedzialność
za ten region.
- Czy w tym kluczu należy odczytywać decyzję Księdza
Arcybiskupa o powołaniu Rady Społecznej?
Abp A. Dzięga: Tak, ale
nie tylko w tym kluczu. Ten kontekst przyśpieszył w pewnym sensie moją decyzję. Ona
jednak wyrasta z sytuacji ogólniejszej. Mam wrażenie, że funkcjonująca od wielu lat
Rada Społeczna przy Metropolicie Poznańskim, którą ustanowił abp Stroba, były biskup
szczeciński, wyrosła z jego doświadczeń szczecińskich, że to już tam rozważał myśl
o powołaniu tej rady. Szczecin jest miastem tylu różnych uwarunkowań społecznych i
kulturowych, że połączyć je, zsynchronizować, kompetentnie rozeznać jednemu człowiekowi
nie jest łatwo. Stąd też taka rada powinna być dużą pomocą w rozeznaniu, nazywaniu
rzeczy po imieniu. A potem już w kontekście sytuacji nazwanych po imieniu również
powinna być pomocą w szukaniu pewnych rozwiązań. Ufam, że będzie mi bardzo pomocna.
-
Powstanie rady przewidywane jest na wrzesień?
Abp A. Dzięga:
Jesienią chciałbym ogłosić pierwsze strukturalne decyzje. To, że rada powstanie, jest
już przesądzone i ogłoszone. W tej chwili trwają konsultacje nad jej strukturą wewnętrzną,
nad zespołami roboczymi (czy będą trzy, czy cztery) i kto by mógł poszczególne obszary
prac prowadzić.
- Podsumowując pierwsze trzy miesiące posługi w archidiecezji
szczecińsko-kamieńskiej, Ksiądz Arcybiskup zwrócił po pierwsze uwagę
na zaskakującą serdeczność ludzi…
Abp A. Dzięga: Potwierdzam…
-
…po drugie, na gorliwość księży, którzy niejednokrotnie żyją w ubogich warunkach…
Abp
A. Dzięga: Potwierdzam…
- …i po trzecie, na to, o czym Ksiądz Arcybiskup
wspomniał obecnie, czyli na mimo wszystko słabe jeszcze myślenie w kategoriach
regionu, jeżeli chodzi o władze samorządowe. Czy tak jest?
Abp A. Dzięga:
Władze samorządowe rozumieją to dość dobrze. Ja wspominałem o nieco innej kwestii.
Widzę mianowicie, że władze samorządowe w terenie – władze miejscowości, miasteczek
czy gmin – za mało się angażują w troskę o zewnętrzny wygląd swych miejscowości. A
zewnętrzny wygląd, który często nie wymaga dużych inwestycji (chodzi o uporządkowanie
dość podstawowych kwestii), wpływa też na mentalność ludzi. W wielu miejscowościach,
szczególnie w tych bardzo małych, w osadach popegeerowskich, jest marazm, brak nadziei,
przekonanie, że tu już się nic nie uda, że jesteśmy skazani na wymarcie albo jedynie
na wegetację, że trzeba tylko stąd wyjechać i gdzieindziej szukać nadziei. Ten marazm
i bezradność, a często beznadzieja, umacnia się również w kontekście tych nie zadbanych
obiektów, budynków, uliczek. Nie wiem, czy mam do końca rację. Będę to jeszcze musiał
zweryfikować w terenie. Gdy chodzi natomiast o cały region Pomorza Zachodniego, to
zdaje się, że władze lokalne, samorząd wojewódzki i władze miasta dość dobrze czują
potrzebę działania i próbują coś zrobić. Gorzej, że są pozostawieni sami sobie. A
w tym regionie sami samorządowcy nie są w stanie wielu rzeczy zrobić bez pomocy z
centrum. Problem widzę właśnie w tym zbyt małym zainteresowaniu strony rządowej.
-
Jeżeli chodzi natomiast o region kościelny, to wyszedł
Ksiądz Arcybiskup z inicjatywą synodu metropolitalnego. Będzie
to bodajże drugi, po krakowskim, tego typu synod w Polsce w czasach
powojennych. Czemu ma on służyć i kiedy się odbędzie?
Abp
A. Dzięga: Rzeczywiście, razem z biskupem koszalińsko-kołobrzeskim Edwardem Dajczakiem
oraz biskupem zielonogórsko-gorzowskim Stefanem Regmuntem wiążemy z tym duże nadzieje.
Dlaczego w ogóle pojawiła się ta myśl? Ciekawostką jest – ja o tym w ogóle nie wiedziałem
wcześniej – że 20 lutego, dzień przed ogłoszeniem mojej nominacji, były urodziny abp.
Zygmunta Kamińskiego, mojego poprzednika, postaci bardzo wyrazistej. Dał on bardzo
dużo, podobnie jak i jego poprzednicy, Kościołowi szczecińsko-kamieńskiemu. I właśnie
20 lutego przewodniczący poszczególnych komisji synodalnych w ramach synodu archidiecezji,
wręczyli abp. Kamińskiemu projekt dokumentów synodalnych z poszczególnych komisji
w takim stanie, w jakim w tamtym momencie były one opracowane. Spodziewając się bowiem,
że czas posługi abp. Zygmunta się kończy, postanowiono zebrać i wręczyć mu to dzieło,
któremu przewodniczył. Stworzono z tego jeden dokument i kiedy przejmowałem kanonicznie
archidiecezję szczecińsko-kamieńską, abp Zygmunt Kamiński przekazał mi ten tom projektów
uchwał synodalnych. Zobaczyłem, że bardzo wiele przeprowadzonych już badań w ramach
synodu diecezjalnego dotyczy źródeł duchowości, tożsamości regionu. I stało się oczywiste,
że nie dotyczy to jedynie terenu obecnej archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej, ale
również diecezji zielonogórsko-gorzowskiej i koszalińsko-kołobrzeskiej. Z prostej
racji: przez całe dziesięciolecia była to jedna struktura – administracja w Gorzowie.
Wystarczy przywołać niezwykły czas posługiwania sługi Bożego bp. Wilhelma Pluty. Starsi
księża do dzisiaj żyją tamtymi czasami, jego wysiłkiem, nadzieją, troskami, inicjatywami.
I szybko sobie uświadomiłem, że jeżeli my tych źródeł nie zbierzemy wspólnie, to okaże
się, że wszystkie trzy diecezje tworzące dzisiaj metropolię szczecińsko-kamieńską,
coś utracą. Gdy natomiast zbierzemy to wspólnie, to zabezpieczymy to o wiele skuteczniej.
Istnieje na razie strategiczny, luźny pomysł, żeby synod metropolitalny zajął
się tym, co jest wspólne, i dopiero po jego zakończeniu będzie wznowiony synod archidiecezji
szczecińsko-kamieńskiej i będą rozpoczęte synody diecezjalne zielonogórsko-gorzowski
i koszalińsko-kołobrzeski. Widzimy trzy możliwe bloki tematyczne, trzy części. Pierwsza
to wspólne źródła duchowości. Druga – źródła wspólnych problemów, czyli to, co dzisiaj
boli i stwarza problemy. I trzecia – źródła wspólnych nadziei, bo w rzeczywistości
są pewne tematy, które aż się proszą, żeby je podjąć razem, we wspólnym wysiłku tych
trzech diecezji. Ufam głęboko, że tak będzie wyglądała praca synodalna. W tym momencie
komisja przygotowawcza, złożona z księży tych trzech diecezji, pracuje nad koncepcją.
Gdy będzie ona wypracowana, ogłosimy zwołanie Synodu metropolitalnego. Ufam, że będzie
to jesienią tego roku, a jeśli nie, to na pewno wiosną przyszłego roku. To będzie
silny impuls, który pozwoli nam na nowo odczytać naszą tożsamość i złapać w żagle
trochę nowego wiatru, wiatru nadziei w duszpasterskiej codzienności wszystkich trzech
diecezji.
- Oby tak się stało.
Abp A. Dzięga: Jeszcze,
korzystając z okazji, chciałbym pozdrowić bardzo gorąco wszystkich diecezjan Kościoła
szczecińsko-kamieńskiego, ale i całą metropolię, wszystkich kapłanów, wiernych świeckich,
osoby konsekrowane, chorych, którzy tak często trwają w modlitwie i w cierpieniu w
intencjach Kościoła, za co im gorąco dziękujemy. Zapewniam, że u grobu św. Piotra
i także przy grobie Jana Pawła II w moich osobistych modlitwach cały święty Kościół
szczecińsko-kamieński i cała metropolia są obecne. Stąd również moje błogosławieństwo
kieruję do wszystkich rodzin, ruchów i wspólnot i do całego Kościoła na naszej ziemi.
Wszystkim niech Bóg błogosławi!