W naszej wędrówce śladami Apostoła
Narodów towarzyszymy dzisiaj św. Pawłowi podążającemu do Jerozolimy na Święto Zesłania
Ducha Świętego w 58 r.
Było z nim kilku współpracowników, a wśród nich autor
Dziejów Apostolskich; to dzięki św. Łukaszowi mamy dosyć szczegółowy opis poszczególnych
etapów podróży grupy po Morzu Egejskim. Znajdujący się tam archipelag, z cudowną przyrodą,
należał i należy do najbardziej uroczych zakątków świata, a porozrzucane na wyspach
miasta chlubią się niezwykle bogatą historią i wspaniałymi zabytkami.
Apostoł
przybył najpierw na wyspę Kos, później na Rodos, stąd zaś udał się do Patary. Popłynął
następnie, już innym okrętem, wzdłuż Cypru do Tyru, ważnego miasta i portu syryjskiego.
W
miarę zbliżania się do Jerozolimy mnożyły się znaki ostrzegające św. Pawła przed grożącymi
mu niebezpieczeństwami. Już chrześcijanie zamieszkujący Tyr – jak czytamy w Dziejach
Apostolskich – „pod wpływem Ducha odradzali Pawłowi podróż do Jerozolimy” (21,4).
Ale
jeśli ktoś uważał, że przekona Apostoła, aby zrezygnował z powziętej decyzji, mylił
się bardzo głęboko i nie rozumiał, co dla niego, Żyda nawróconego na chrześcijaństwo,
oznaczało to miasto. Nie przestraszyło go nawet to, co się stało w Cezarei i o czym
św. Łukasz mówi szczegółowo w Dziejach Apostolskich:
„Kiedyśmy tam przez dłuższy
czas mieszkali, przyszedł z Judei pewien prorok, imieniem Agabos. Przybył do nas,
wziął pas Pawła, związał sobie ręce i nogi i powiedział: «To mówi Duch Święty: Tak
Żydzi zwiążą w Jeruzalem męża, do którego należy ten pas, i wydadzą w ręce pogan».
Kiedyśmy to usłyszeli, razem z miejscowymi braćmi zaklinaliśmy Pawła, aby nie szedł
do Jeruzalem. Wtedy Paweł odpowiedział: «Co robicie? Dlaczego płaczecie i rozdzieracie
mi serce? Ja przecież gotów jestem nie tylko na więzienie, ale i na śmierć w Jeruzalem
dla imienia Pana Jezusa»” (21,10-13).
By wypowiedzieć takie słowa, trzeba albo
nie brać na serio grożących niebezpieczeństw, albo osiągnąć taki stan zażyłości z
Panem, w którym największe cierpienia, a nawet sama śmierć, nie przerażają wierzącego.
Gdy chodzi o św. Pawła, biorąc pod uwagę jego dotychczasowe bolesne przeżycia takie
jak odrzucenie, kamienowanie i przymusowe odejście, trzeba odrzucić pierwszą możliwość.
Apostoł zdawał sobie doskonale sprawę z tego, co może go spotkać w Jerozolimie. Pozostaje
zatem drugie wyjaśnienie: św. Paweł był już na takim poziomie życia duchowego, że
nic nie mogło go powstrzymać w realizacji decyzji, które podejmował dla szerzenia
Królestwa Bożego, ufny w pomoc Tego, któremu bezgranicznie zawierzył. Był głęboko
przekonany, że Pan wzywa go, aby przybył do Miasta Świętego.
Apostoł od dzieciństwa
znał i kochał Jerozolimę. Później czytał natchnione teksty, choćby te z Księgi Ezechiela,
ukazujące świątynię jerozolimską jako szczególne miejsce obecności Boga pośród Jego
ludu. Znał też inny obraz Jerozolimy, jaki pojawił się w pismach proroków z okresu
wygnania i po wygnaniu. Pisał prorok Izajasz: „Oto wejrzyj, prosimy, my wszyscy jesteśmy
Twym ludem. Twoje święte miasta są opustoszałe, Syjon jest pustkowiem, Jerozolima
– odludziem. Świątynia nasza, święta i wspaniała, w której Cię chwalili nasi przodkowie,
stała się pastwą pożaru, i wszystko, co kochaliśmy, zmieniło się w zgliszcza. Czyż
na to wszystko możesz być nieczuły, Panie?” (64,8-11).
Św. Paweł rozważał teksty
Starego Testamentu opiewające zarówno chwałę Jerozolimy, jak i dramatyczne chwile
jej długiej i skomplikowanej historii. Jednak od czasów nawrócenia pod Damaszkiem
to miasto nabrało dla niego zupełnie innego, nowego znaczenia. To tam działał, nauczał,
został ukrzyżowany i zmartwychwstał Jezus Chrystus. To tam Jego uczniowie zaczęli
głosić Królestwo Boże. Nie, nie może się zatrzymać w drodze do miasta, na którego
widok kiedyś sam Mistrz zapłakał i rzekł: „O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co
służy pokojowi! Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami. Bo przyjdą na ciebie
dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą
na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą, a nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu
za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia” (Łk 19,42-44).
Czym dla
nas, chrześcijan żyjących na początku XXI w., jest Jerozolima? Czym jest miasto, które
wielu z nas miało okazję odwiedzić, spacerować po jego wąskich i krętych zaułkach,
rozważać i modlić się w miejscach, które mówią bez słów? Czym jest Ziemia Święta,
tak szczególnie przez Boga umiłowana, a jednocześnie tak bardzo w ciągu wieków doświadczana?
Pisał swego czasu ks. Jan Twardowski w wierszu zatytułowanym Tren: „Ziemio
Święta z uczniowskiego atlasu, / z Biblii starej nagimi górami – / coś się stało od
jakiegoś czasu / ze mną samym, z ludzkimi sercami / Zapomniano o Bogu jedynym / Gorejącym
krzewie, Stróżu naszym / Patrzaj. Ludzie teraz nieszczęśliwi, / niepojęci jak kruk
przy Eliaszu / Kwiat libański na skroni uwiędnie – / Źle nam wróżą judaszowe drzewa
– / Przyjaciółko, co nas spotka, co będzie / na pustyni, kędy Boga nie ma? / Synogarlic
przycicha wołanie, / syjońskie drogi świerszczami łkają – / Przyjaciółko, co się z
nami stanie / między ludźmi, którzy Boga nie znają?”
Kto udaje się do Jerozolimy,
nie bierze pod uwagę tego, co tam może się wydarzyć, ale chce odbyć podróż duchową,
nabrać sił, zatrzymać się, aby doświadczyć Bożej obecności i bliskości. Tak było też
w przypadku Apostoła narodów, który idąc do Miasta Świętego, modlił się – być może
– również słowami Psalmu 122, jakże do dzisiaj aktualnego: „Proście o pokój dla Jeruzalem,
niech zażywają pokoju ci, którzy ciebie miłują! Niech pokój będzie w twoich murach,
a bezpieczeństwo w twych pałacach!” (6-7).