W naszej wędrówce
„Śladami Apostoła Narodów” spotykamy dzisiaj św. Pawła, który w drodze do Jerozolimy
na święto Pięćdziesiątnicy zatrzymuje się w Milecie. Miasto, ojczyzna słynnego Talesa
i wielu filozofów, leżące u ujścia rzeki Meander na zachodnim wybrzeżu Azji Mniejszej,
stanowiło w czasach apostolskich ważne centrum handlowe z dużym portem.
Św.
Paweł przybył do Miletu na wiosnę 58 r. Ponieważ statek, którym płynął, miał się zatrzymać
tutaj jedynie kilka dni, wezwał przełożonych Kościoła z Efezu, odległego ok. 80 km,
i wygłosił do nich słynne przemówienie, stanowiące swego rodzaju duchowy testament.
Św. Łukasz, który był tam obecny jako towarzysz podróży Apostoła, przekazał nam jego
treść i opisał reakcję słuchaczy (Dz 20,17-38).
Apostoł nawiązał najpierw do
swojego pobytu i posługi w Efezie: „Wy wiecie, jaki byłem z wami przez cały czas od
pierwszej chwili, kiedy stanąłem w Azji. Jak służyłem Panu z całą pokorą wśród łez
i doświadczeń, które mnie spotkały z powodu zasadzek Żydów” (Dz 20,18-20).
Opisał
następnie swoją aktualną sytuację: „A teraz, przynaglany przez Ducha, udaję się do
Jeruzalem; nie wiem, co mnie tam spotka oprócz tego, że czekają mnie więzy i utrapienia,
o czym zapewnia mnie Duch Święty w każdym mieście” (Dz 20,22-23). Św. Paweł zdawał
sobie sprawę z czekających go trudności, niebezpieczeństw, a może nawet i śmierci.
Jednak, jako człowiek o ogromnym doświadczeniu i głębokiej więzi z Panem, z ufnością
patrzył w przyszłość: „Lecz ja zgoła nie cenię sobie życia, bylebym tylko dokończył
biegu i posługiwania, które otrzymałem od Pana Jezusa: [bylebym] dał świadectwo o
Ewangelii łaski Bożej” (Dz 20,24).
Apostoł przeczuwał, że mogło to być jego
ostatnie spotkanie ze wspólnotą Efezu: „Wiem teraz, że wy wszyscy, wśród których po
drodze głosiłem królestwo, już mnie nie ujrzycie” (Dz 20,25). Dlatego skorzystał z
okazji, aby dać kilka duchowych wskazówek odpowiedzialnym za główny z Kościołów,
jakie założył, i – za ich pośrednictwem – wszystkim pasterzom Kościoła.
Mówił
przede wszystkim o potrzebie czujności: „Uważajcie na samych siebie i na całe stado,
w którym Duch Święty ustanowił was biskupami, abyście kierowali Kościołem Boga, który
On nabył własną krwią. Wiem, że po moim odejściu wejdą między was wilki drapieżne,
nie oszczędzając stada. (…) Dlatego czuwajcie, pamiętając, że przez trzy lata w dzień
i w nocy nie przestawałem ze łzami upominać każdego z was” (Dz 20,28-29.31).
Następnie
wezwał do bezinteresowności i miłości bliźniego: „Sami wiecie, że te ręce zarabiały
na potrzeby moje i moich towarzyszy. We wszystkim pokazałem wam, że tak pracując,
trzeba wspierać słabych i pamiętać o słowach Pana Jezusa, które On sam wypowiedział:
«Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu»” (Dz 20,34-35).
Apostoł
zakończył swoje przemówienie, pełne wylewnych uczuć i nawiązań do osobistych doświadczeń.
Przemawiał jak ktoś, kto wiele przeżył, kto mówi już tylko rzeczy istotne; powiedzielibyśmy
dzisiaj, że mówił od serca. Wyrażał przekonanie o dobrze spełnionym obowiązku, zleconym
mu przez Chrystusa, i o zyskanej zasłudze.
Wygłoszona w Milecie mowa świadczy
nie tylko o mądrości Apostoła Narodów i Jego przywiązaniu do Chrystusa, ale stanowi
też ważne świadectwo jego stosunku do podwładnych. Nic dziwnego, że wywołała ona u
słuchaczy ogromne wrażenie. Zapanowała cisza i wytworzyła się szczególna atmosfera.
Wszystkich obecnych ogarnęło złe przeczucie co do przyszłości św. Pawła. Tak przemawia
ktoś, kto dostrzega już kres swojego biegu.
Autor Dziejów Apostolskich przekazuje
nam, że Apostoł po zakończeniu mowy „upadł na kolana i modlił się razem z nimi wszystkimi.
Wtedy wszyscy wybuchnęli wielkim płaczem. Rzucali się Pawłowi na szyję i całowali
go, smucąc się najbardziej z tego, co powiedział: że już nigdy go nie zobaczą. Potem
odprowadzili go na okręt” (Dz 20,36-38).
Komentując przemówienie Apostoła Narodów
w Milecie, bp Kazimierz Romaniuk pisze: „Testamenty na ogół składają się z dwu części.
W pierwszej zostawiający ostatnią wolę interpretuje niejako własną osobę i dzieło
całego życia, w drugiej – występujący w roli niejako proroka – określa, determinuje
przyszłość. W tym, co Paweł powiedział o własnym życiu, uderza mocno wyeksponowana
sprawa jego apostolskiej bezinteresowności. (…) Dokładał bowiem za życia wielkich
starań, żeby dla nikogo nie być ciężarem. Nie wahał się zabrać osobiście do fizycznej
pracy, byle tylko nikogo nie obciążać. (…) Przyszłość Kościoła – zwłaszcza na terenie
Azji Mniejszej – widzi Paweł niezbyt optymistycznie. Największe zagrożenie pojawi
się z wnętrza Kościoła, od fałszywych braci. Trzeba mieć dużo odwagi i wewnętrznego
zdeterminowania, żeby być chrześcijaninem” (Św. Paweł. Życie i dzieło, Katowice
2008, s. 156-157).
Kto dzisiaj odwiedza Milet, szybko zauważy, że ze starożytnej
metropolii handlowej doprawdy niewiele tutaj ostało się wobec próby czasu. Na szczęście
w zupełnie dobrym stanie zachował się słynny teatr, który w najlepszym dla siebie
okresie mógł pomieścić 25 tys. widzów. Dla niego samego warto tutaj przyjechać…
Sporo
emocji dostarcza też pielgrzymom i turystom oglądanie interesujących ruin, rozrzuconych
po łagodnych wzgórzach. Kto z przybywających znajdzie chwilę czasu na skupienie, bez
trudu usłyszy głos Apostoła przemawiającego do delegacji Kościoła efeskiego i szybko
odczuje, że św. Paweł przemawia również do niego. „A teraz polecam was Bogu i słowu
jego łaski, władnemu zbudować i dać dziedzictwo ze wszystkimi świętymi. Nie pożądałem
srebra ani złota, ani szaty niczyjej” (Dz 20,32-33).