Benedykt XVI wypełnił misję pokoju – rozmowa z o. Bernardem Alterem OSB
O sytuacji w Ziemi Świętej i przesłaniu, jakie Papież pozostawił tam podczas swej
pielgrzymki, opowiada o. Bernard Alter, benedyktyn z opactwa Zaśnięcia Matki Bożej
na Syjonie, w rozmowie z ks. Józefem Polakiem SJ.
- Podróż Ojca Świętego
wpisała się w niezwykle skomplikowany kontekst relacji państwowych między Izraelem
a Stolicą Apostolską, relacji międzyreligijnych i ekumenicznych. Mimo
wszystko Ojciec Święty przyjechał. Jaki Izrael, jaką Ziemię Świętą zastał?
Bernard
Alter OSB: Ziemia Święta, oczekująca Papieża, była również w stanie napięcia:
Przyjedzie – nie przyjedzie? W gruncie rzeczy dość późno pojawiła się oficjalna wiadomość
o tym, że Papież nawiedzi Ziemię Świętą. Chrześcijanie bardzo pragnęli jego przyjazdu.
Aczkolwiek nasz patriarcha abp Fouad Twal był bardzo ostrożny, jak gdyby chciał ochronić
Ojca Świętego, i mówił: „Jeszcze nie teraz. Jeszcze nie są stworzone warunki ku temu,
żeby ta wizyta się odbyła, by w swym charakterze była podobna do wizyty Jana Pawła
II sprzed dziewięciu lat. Jednak modlitwa o przyjazd Ojca Świętego przezwyciężyła
bardzo wiele trudności. Dla nas to jest prawie cud.
- Teoretycznie
mogły być racje, by odwołać podróż. Zawarty w 1993 r.
watykańsko-izraelski układ podstawowy do tej pory nie został ratyfikowany.
Dyplomacja watykańska mnożyła się, by postąpić do przodu, a konkretów
wciąż brakowało!
Bernard Alter OSB: Tak, sytuacja
jest zamrożona. Nasze życie jest zawieszone w próżni. Nie wiemy, co przyniesie jutro.
Jest wielka „ostrożność” w stosunku do chrześcijan. Z jednej strony, na oficjalnych
spotkaniach z przedstawicielami państwa izraelskiego, mówi się nam wprost: „Spełniacie
tu bardzo ważną funkcję, jesteście pomostem, nie jesteście wprost wmieszani w konflikt”.
Z drugiej strony nasz pobyt jest utrudniony. I nie chodzi tu tylko o wizy czy jakieś
przywileje. Sama codzienność jest bardzo skomplikowana. Czasami mamy wrażenie, że
jesteśmy tu niepotrzebni. Mamy świadomość naszej misji: opiekowania się miejscami
świętymi, przybliżania ich pielgrzymom, którzy chcą tu przeżyć spotkanie z Chrystusem.
Ta ziemia jest piątą Ewangelią, ona sama przemawia. Jest to święta ziemia. Ale obok
tego wielkiego promienia jest bardzo dużo ciemnych chmur i to jest nasze życie na
co dzień.
- Ciemne chmury wiszą także nad relacjami
izraelsko-palestyńskimi. W środek tego konfliktu przyjechał Benedykt
XVI…
Bernard Alter OSB: To jest bardzo odważny krok. Podobnie jak
jego słowa, że ta ziemia jest potrzebna dla tych, którzy tu mieszkają, że tu każdy
może mieć swoje miejsce, że to jest ziemia błogosławiona. Być może właśnie dlatego,
że jest błogosławiona, każdy chce ją dla siebie przywłaszczyć. Każdy chciałby tę „kołdrę”
ciągnąć w swoją stronę. A jednak jest to ziemia, która wymaga ogromnego serca i życzliwego
spojrzenia na drugiego człowieka, świadomości, że każdy tu zostawił swoje ślady i
jest wpisany w tę ziemię.
- Ojciec zajmuje się również dialogiem z judaizmem.
Była wizyta w Yad Vashem, a dzień później komentarze w prasie, że Papież
„za mało” zrobił…
Bernard Alter OSB: Wydaje
mi się, że zawsze znajdą się pewne frakcje, którym będzie „za mało”. Gdyby nawet Benedykt
XVI użył jeszcze mocniejszych słów – również byłoby za mało! Taka jest rzeczywistość
i z nią trzeba żyć. Widziałem w telewizji izraelskiej byłego ambasadora Izraela w
Niemczech. Powiedział on: „Jeżeli ktoś nie umie odczytać gestów, słów, misji Benedykta
XVI, to znaczy, że nie ma dobrej woli”. Różne są motywy przyjazdu Ojca Świętego: spotkanie
z chrześcijanami, nawiedzenie miejsc świętych, ekumenizm, dialog międzyreligijny,
jednak to wszystko ma jeden wspólny mianownik, mianowicie – pokój! Na tym polegała
papieska misja i Benedykt XVI wypełnił ją fantastycznie.
- W swej pielgrzymce
Ojciec Święty zauważył obie strony konfliktu. Pielgrzymował również
do Betlejem na terytorium Autonomii Palestyńskiej. Co dała z
kolei ta wizyta?
Bernard Alter OSB: Chrześcijanie Autonomii Palestyńskiej
bardzo potrzebowali wzmocnienia. Oni byli głównym adresatem liturgii w Dolinie Jozafata
w Jerozolimie, w Betlejem i w Nazarecie. Tam dominował język arabski. Ojciec Święty
przyszedł do nich jako ich brat. Widzieliśmy, że wchodzi w dramat tutejszej ziemi,
że jego słowa są nie tylko wyważone, ale coraz bardziej trafiające w sedno. Każdy
z tych ludzi czuł: „On do mnie przemawia”. To jest Następca Piotra. On przyszedł tu
w czasie, kiedy wołamy o Ducha Świętego. To jest Jerozolima, która nagle ma Następcę
Piotra i z nim wygląda zupełnie inaczej. Tak, jak Pan Jezus modlił się za Piotra,
ażeby wzmocnić jego wiarę, tak przyjechał tu Ojciec Święty, żeby wzmocnić wiarę tych,
którzy tu są. Zwłaszcza, że chrześcijanie masowo emigrują. Potrzeba było takiego momentu,
kiedy mieliby to przekonanie: „Nie jesteśmy sami!”.
- Czy można też mówić
o jakimś wzmocnieniu wzajemnego zrozumienia? Mam tu na myśli dialog
międzyreligijny. Niezwykłe było zakończenie spotkania międzyreligijnego,
kiedy niespodziewanie jeden z rabinów powiedział, że „powinniśmy modlić się o to,
co głosimy, a nie mamy wspólnej modlitwy np. o pokój”. I zaczął śpiewać:
„Salam, szalom...”. I wszyscy zwierzchnicy religijni wzięli się z Benedyktem
XVI za ręce, unieśli je do góry w duchu pragnienia tego właśnie pokoju. Czy to zrozumienie
jest większe?
Bernard Alter OSB: Wielu jest bardzo zmęczonych ciągłymi
programami, które w gruncie rzeczy nic nie dają, bo są bardzo „twardogłowe”, „cementowe”.
Te programy widzą tylko własne korzyści, nie widzą natomiast drugiego człowieka. Właśnie
takich gestów bardzo potrzeba, ażeby się przebudzić. Rozmawiałem z żydami, nawet z
ultraortodoksyjnym rabinem. On powiedział, że był moment, kiedy niebo się otwarło,
kiedy nagle zrozumieliśmy, że trzeba iść we wspólnym kierunku, że brat nie może przelewać
krwi brata. Oby to teraz zaowocowało. W każdym razie to był znak wielkiej nadziei.
-
Zejdźmy piętro niżej, na nasze chrześcijańskie „podwórko”.
Również nie brakuje napięć, nieraz konfliktów. Więcej rozumiemy
po tej wizycie?
Bernard Alter OSB: Ekumenizm w Jerozolimie ma bardzo
swoisty koloryt. Z pewnością jest to inne wydanie ekumenizmu niż na arenie międzynarodowej.
Jesteśmy tu w jednej łodzi. Razem doświadczamy trudności (czy to będzie intifada,
czy brak pielgrzymów, czy te zwyczajne, związane z życiem codziennym). Wydaje mi się,
że porozumienia ekumeniczne są tu o wiele cieplejsze. Nie tylko mają wymiar oficjalny,
ale istnieją w relacjach na co dzień.
- Co Benedykt XVI zostawił Ziemi Świętej?
Bernard
Alter OSB: On zostawia siebie. To, co Benedykt XVI chciał powiedzieć, można było
odczytać na jego twarzy, można było zobaczyć w jego gestach. Był bardzo ostrożny,
czasami nawet bardzo spięty. Wiedział, że publiczność jest niemiłosierna, zwłaszcza
media są nastawione bardzo krytycznie do każdego jego kroku, każdego słowa. On musiał
iść z każdym słowem tak, jakby szedł przez pole minowe. Ale miał odwagę powiedzieć
tu bardzo mocne słowa. Zarówno wtedy, kiedy był w Betlejem i widział mur palestyński.
Widział to miejsce odosobnienia dla Palestyńczyków, ale widział też i lęk, który jest
u żydów. Widział, że jest tu strasznie dużo ran, dużo niepewności. On chciał dotrzeć
ze słowem do każdego. W relacjach ekumenicznych chciał powiedzieć: budujmy nową przyszłość.
Podobnie zresztą i żydom. Jan Paweł II zamknął swym pięknym gestem przeprosin jedną
z kart. Benedykt XVI powiedział: patrzmy w przyszłość, budujmy nową rzeczywistość.
I to jest jego przesłanie, które tu zostawia. Zostawia nas z wielkim słowem. Myślę,
że dopiero za kilka dni, kiedy opadnie nieco temperatura, kiedy się uspokoimy, sięgniemy
jeszcze raz do jego tekstów, które na pewno mają bardzo dużo do powiedzenia i stanowią
wielki program dla nas wszystkich tutaj. Osobiście jestem przekonany, że ta wizyta
będzie czymś z cudu Pięćdziesiątnicy. Tak jak na Placu Zwycięstwa Jan Paweł II umacniał
naród, bierzmował naród, wzywając, ażeby Duch Święty przyszedł i odnowił oblicze ziemi,
tak i te słowa stanowią program dla Jerozolimy, miasta pokoju. Potrzeba nam ducha
jedności i pokoju, ducha zrozumienia, że w gruncie rzeczy jesteśmy braćmi. Modlitwa
Ojca Świętego przed Murem Płaczu, modlitwa psalmami, jeszcze raz nam uświadamia, że
wspólnoty zakonne, kapłani, Lud Boży karmią się słowem Bożym Starego Testamentu, że
jest więcej rzeczy, które nas łączy, aniżeli dzieli, że musimy te mury i przegródki
obniżać, ażeby wznieść się ponad to i wtedy dopiero zawołać w Duchu Świętym: Abba,
Ojcze.
- Ojciec jest już od 11 lat w opactwie Zaśnięcia Najświętszej
Maryi Panny na Górze Syjon. Cóż to za miejsce?
Bernard Alter OSB: Syjon
chrześcijański to kolebka całego Kościoła, to Jego Matka. To było ulubione miejsce
Pana Jezusa: tu była Jego Ostatnia Wieczerza, tu spotkał się po Zmartwychwstaniu,
tu trwano w modlitwie, czekając na przyjście Ducha Świętego. Tu również przebywała
Matka Najświętsza, tu zakończyła swoje życie na ziemi, tu był pierwszy Sobór Jerozolimski.
Jest bardzo dużo wymiarów tego miejsca. To było zawsze miejsce tak bardzo cenione
przez chrześcijan, że już cesarzowa Helena postanowiła wybudować tu olbrzymią bazylikę.
W ciągu wieków miejsce to było w szczególny sposób niszczone w ciągłych konfliktach,
jednak życie ciągle tu powstawało. Nasza wspólnota mnichów benedyktynów obecna jest
w tym miejscu od ponad stu lat. Naszym zadaniem jest wypraszanie Bożej opieki dla
pielgrzymów w Ziemi Świętej. Jesteśmy jednak wspólnotą mniszą, więc poprzez liturgię
chcemy dotrzeć do ludzi i pokazać, że Bóg jest wśród nas.