Serce w Hostii – świadectwo Rona Tesoriero, autora książki „Reason to Believe” – Powód
do wiary
Konsekrowana Hostia zmienia się w ciało. Niewidomy odzyskuje wzrok na pół godziny,
by zobaczyć film o Eucharystii. Te i inne współczesne przypadki opisał australijski
prawnik Ron Tesoriero. Na Światowych Dniach Młodzieży w Sydney był jedną z osób składających
świadectwo.
Ron Tesoriero: Napisałem książkę „Reason to believe”.
Jej rdzeń stanowi historia, która moim zdaniem będzie miała szczególne znaczenie dla
Kościoła. Wydarzyła się ona w Buenos Aires w Argentynie, gdzie kard. Jorge Bergoglio
poprosił profesora, z którym współpracuję, o zbadanie konkretnej sprawy. Chodzi o
wydarzenie z parafialnego kościoła w Buenos Aires. Księdzu, który dopiero co skończył
odprawiać Mszę, powiedziano, że na podłodze tego kościoła leży porzucona hostia. Podniósł
ją z zamiarem spożycia, jednak widząc jej stan, umieścił ją w naczyniu z wodą i włożył
do Tabernakulum. I po dwóch czy trzech dniach zauważył, że hostia zmieniła się w jakąś
krwistą substancję, która w ciągu następnych kilku dni jeszcze się powiększyła. W
książce zamieściłem zdjęcia ukazujące, że przemiana hostii jest nadzwyczajna: zmieniła
się w krwistą, wręcz gęstą substancję. To robi wrażenie.
Kościół zdecydował
się podjąć badanie. Pozwolono mi udokumentować pobieranie próbki i przyłączono do
grupy, która organizowała badanie tego wycinka. Podsumowując tę historię: substancja
okazała się ciałem i krwią, z obecnością ludzkiego DNA. Znamienne, że ten fragment
ciała został zidentyfikowany. Amerykański patolog wyspecjalizowany w kardiologii,
patrząc w mikroskop, oświadczył: „Mogę dokładnie powiedzieć, co to jest. Materiał
ma pochodzenie ludzkie, jest to ciało, a konkretnie część mięśnia sercowego odpowiedzialnego
za skurcze serca. I jest to ciało żywe. Mogę coś jeszcze dodać: wokół tkanki jest
bardzo wiele białych ciałek. Można to wytłumaczyć dwoma racjami. Pierwsza: to serce
żyło w chwili pobierania wycinka. Mówię, że serce żyło, gdyż normalnie białe ciałka
obumierają poza żywym organizmem, potrzebują organizmu, aby je ożywiał. I ich obecność
wskazuje, że substancja żyła w chwili pobierania próbki”. Dalej, powiedział też, że
te ciałka wniknęły w tkankę, co może znaczyć, że to serce cierpiało – np. jak ktoś,
kto ciężko był bity w okolice klatki piersiowej.
Proszę sobie wyobrazić, jak
to jest, gdy jest się w pokoju z naukowcem, który to mówi, nie wiedząc, skąd jest
materiał, a my wiemy o pochodzeniu badanego wycinka. Na Światowe Dni Młodzieży do
Sydney przywieźliśmy dokumentację przekazaną przez tego księdza. Przybył i on sam,
aby dać świadectwo, że do naczynia włożył normalną hostię, tyle że konsekrowaną. A
naukowo udowodniono, że substancja wyjęta z naczynia jest ciałem i krwią. Pomyślmy
o tym przez chwilę. To nie jest moje przekonanie czy tego księdza: to jest zdanie
naukowca.
Z naukowego punktu widzenia ogromne znaczenie ma fakt, że coś takiego
się wydarzyło. Żyjemy w świecie bardzo zależnym od nauki. A nauka twierdzi, że może
wytłumaczyć każdy obszar naszego istnienia. W ogólnym przekonaniu cuda się nie zdarzają,
ponieważ nauka jest bardzo rygorystyczna i zawsze zostawia furtkę, że jeżeli nie ma
czegoś dziś, to nie znaczy, że jutro się to nie zdarzy. Jak dotąd nie ma jednak wytłumaczenia,
w jaki sposób kawałek chleba może się zmienić w ciało i krew.
W prezentacji
na Światowych Dniach Młodzieży w Sydney opowiedzieliśmy, jak nauka dowiodła tego,
co wyznajemy wiarą: że podczas Mszy ofiarowany chleb przemienia się w Ciało Chrystusa.
Dzisiejsi katolicy różnie patrzą na przeistoczenie. Moim zdaniem nie każdy wierzy,
że to jest prawdziwe Ciało i Krew Chrystusa. Większość ludzi uznaje obecność Chrystusa
w Eucharystii, ale w sposób symboliczny, a nie realny. Ten naukowy dowód natomiast
wskazuje nam, że Ciało i Krew w Eucharystii nie są symboliczne, są rzeczywiste, tak
jak nauczał Jezus Chrystus. Ukazując to, chcemy zachęcić do pełniejszego rozumienia,
że Jezus jest rzeczywiście obecny pod postaciami Chleba i Wina. Nie możemy Go zobaczyć,
ale On widzi nas. To właśnie są postacie, które wybrał, aby pozostać z nami do końca
czasów. Wydaje mi się, że kiedy ludzie pojmą wartość tego, że Jezus jest prawdziwie
obecny i że mają z Nim naprawdę bezpośrednią relację – to zmieni rozumienie Mszy i
Eucharystii.
Czy mnie to osobiście dotknęło? Oczywiście. Pierwsza sprawa,
która uderza, to fakt, jakie miałem szczęście, zostając włączony w tę sprawę. Pamiętam,
kiedy pierwszy raz zaczynałem badać mistyczne doświadczenia w Kościele, kiedy w pokorny
sposób zaczęło się moje poszukiwanie. Jestem prawnikiem. Kiedyś do mojego biura przyszedł
ksiądz. Wówczas nie praktykowałem wiary. I opowiedział mi, jak się modli, by stała
się rzecz niemożliwa. Chciał kawałek ziemi na kościół. Umieścił tam jakiś obrazek
i modlił się z nadzieją na cud. I okazało się, że cud się stał. Osoba, która była
właścicielem tej ziemi, przyszła do mnie następnego dnia, mówiąc, że chce się jej
pozbyć za bezcen. I wtedy zrozumiałem, że jeżeli ludzie się modlą o to, co niemożliwe,
to się to staje.
Czy to przypadek, czy raczej Bóg wysłuchuje i działa? Zacząłem
wyszukiwać wydarzenia z historii, gdzie Bóg w jakiś sposób interweniował. Czytałem
o Fatimie, o znanym z cudu eucharystycznego Lanciano we Włoszech. I mówiłem sobie:
jakie to cudowne, że kawałek chleba stał się Ciałem i Krwią, że od IX w. po dziś dzień
istnieje. Myślałem: jak fascynującą rzeczą byłoby uczestniczyć w badaniach tego cudu,
jak wielką sprawą byłaby możliwość opowiedzenia tej historii, że jest prawdziwa. I
zostało mi to dane. Właśnie teraz to robię. Mam przywilej i możliwość, które podejmuję
również w poczuciu odpowiedzialności. Myślę o odpowiedzialności za głoszenie prawdy
o tym, co widzieliśmy, co badaliśmy. Chcę też pomóc przedstawić to Kościołowi w taki
sposób, aby miało to znaczenie i by można było z tego korzystać.
Takich historii
jest wiele. Zrobiliśmy film dokumentalny o Eucharystii w znacznej mierze oparty na
tych naukowych odkryciach dotyczących wydarzenia z Argentyny. Chodzi nam o to, aby
przedstawić zwłaszcza tym katolikom, których wiara osłabła, naukę Kościoła o Eucharystii.
Prezentowaliśmy ten film w kilku miastach Australii. Towarzyszył mi przy tym człowiek,
który przez lata był prawdopodobnie najważniejszym australijskim dziennikarzem: Mike
Willesee. On się nawrócił, pracując nad jedną z tych historii. Kiedyś prezentowaliśmy
ten film o Eucharystii w Adelajdzie dla około dwutysięcznej publiczności. Jak zwykle,
zapytaliśmy po projekcji, czy ktoś ma jakieś pytania. Podniósł się pewien człowiek.
Był bardzo poruszony, mówił z wyraźnym wzruszeniem: „Jestem niewidomy. Wiedziałem,
że ten film to coś wyjątkowego. I modliłem się: Jezu, proszę, pozwól mi ten film zobaczyć”.
I kiedy skończył tę modlitwę – jak mówił – odzyskał wzrok. Był w stanie widzieć ten
film od pierwszej sceny do końcowych napisów. Potem znów stracił wzrok. Dodał, że
to doświadczenie było tak mocne, że nie wie, co byłoby dla niego lepsze: to, że odzyskał
wzrok na te 30 minut, czy też odzyskanie wzroku na zawsze.
Dla mnie było to
wyjątkowo ciekawe zdarzenie. Ten niewidomy był w stanie opowiedzieć, co w filmie widział.
Mówił o jednej konkretnej scenie, która szczególnie zapadła mu w serce. Chciałbym
dodać, że kiedy realizowaliśmy ten film, nakręciliśmy dużo różnego materiału: np.
ludzi przyjmujących Komunię czy młodzież odpowiednio ubraną i przystępującą do Komunii
z godnością. Kiedy filmowaliśmy dzieci, była wśród nich jedna dziewczynka. Pamiętam,
że ostrość kadru była doskonała, światło idealne, wyraz twarzy świetny. Uchwyciłem
moment, kiedy przyjmowała Komunię na język. To było piękne ujęcie i pomyślałem, że
w filmie będzie ważne. I ze wszystkich ludzi, którzy film widzieli, a było ich tysiące,
tylko ten ślepy człowiek zwrócił uwagę na wyjątkowość tej sceny. Dla mnie to ewidentny
dowód, że on ten film widział.
Wydaje mi się, że jeżeli dzieje się cud, to
następne pytanie powinno być: dlaczego? Jeżeli jest to znak od Boga, jeżeli Bóg pozwala
hostii krwawić i objawia, że jest to mięsień serca, to musi być jakiś powód. Bóg nie
robi rzeczy bez powodu. Jeżeli to jest od Boga, to ma być pomocą dla naszej wiary.
Ja już z doświadczenia wiem, że wielu ludzi wróciło do Boga po zetknięciu się z tymi
historiami. I tak sobie to tłumaczę, że Bóg je nam daje, aby umocnić naszą wiarę.
Nie sądzę, że powinniśmy się ich wstydzić, jeżeli są prawdziwe. Niektórzy ludzie mają
bardzo mocną wiarę i ich nie potrzebują. Ale jest wielu innych, jak chociażby ja sam,
który potrzebuję zachęty, dodania odwagi. Dopiero poprzez te poszukiwania i analizowanie
tych historii dokonała się we mnie wewnętrzna przemiana w rozumieniu Eucharystii.
Wydaje
się, że ludzie są zawstydzeni taką koncepcją cudów, ale przecież w Kościele jest wielu
świętych, których heroiczności Kościół dochodził w procesach kanonizacyjnych, pytając
o działanie Boga w ich życiu. Cuda nie są wierze katolickiej obce. Nie powinniśmy
się więc dziwić, że się dzieją. Ciekawe, że wielu z nas chce wiedzieć, że takie rzeczy
są możliwe. A jeżeli są możliwe – to daje nam to zupełnie inną perspektywę życia,
niż ta odczytywana z gazet, według których właściwie Boga nie ma.
W swej pracy
odkryłem, że ludzie są głodni Boga. Potrzebują czegoś, co pozwoli im wyjść ponad negatywizm
naszego świata głoszącego, że Bóg nie istnieje, nie działa, nie odpowiada. Gdy rozmawiałem
z ludźmi w czasie tych poszukiwań, zauważyłem, że nie wstydzą się mówić, ile radości
daje im fakt, że Bóg odpowiada na modlitwy. Choćby przypadek tego niewidomego, który
prosił Boga, aby pozwolił mu ten film zobaczyć i rzeczywiście go widział – dla mnie
to ma ogromne znaczenie. Bóg musiał tam być, skoro go wysłuchał. Ślepy nie modlił
się niczym dziad do obrazu. Prosił Boga i cud się stał. Bóg odpowiedział.
Ja
nie wyszukuję cudów. Jednak kiedy one się zdarzają i Kościół je uznaje, to mamy prawo
o nich mówić. Wydaje mi się, że Bogu to się podoba. W książce piszę więc o tym współczesnym
przypadku. Sądzę, że jest to historia ważna, dzięki której wiara ludzi się umocni.
To nie jest tak, że gonię za cudami. Ale kiedy się dzieją i jestem w nie w jakiś sposób
włączony, to mam obowiązek o nich mówić.