2009-03-17 19:10:42

Jest radość, szacunek i nadzieja, że Papież wskaże nam drogę, jak w tej sytuacji iść. Rozmowa z bp. Janem Ozgą, ordynariuszem kameruńskiej diecezji Doumé-Abong’ Mbang


- Jak Kościół w Kamerunie przygotowywał się do papieskiej wizyty?

Bp Jan Ozga: Sama decyzja o tym, że Ojciec Święty przyjeżdża do nas, była przyjęta z wielką radością. I o ile Kameruńczycy słyną z poczucia godności, to stukrotnie zwiększył je fakt, że Papież wybrał Kamerun. Decyzja ta od razu spotęgowała wysiłki Kościoła i państwa, by to spotkanie odbyło się w atmosferze wiary, bezpieczeństwa i pokoju. Konferencja episkopatu, w celu uniknięcia różnych interpretacji tej wizyty, wystosowała list, w którym podała przyczyny przyjazdu Ojca Świętego do Kamerunu, podkreślając najważniejszą z racji, jaką jest umocnienie braci w wierze (por. Łk 22, 32). Wizytę Benedykta XVI widzimy zatem jako spotkanie w wierze, gdzie Słowo Boże, Eucharystia i papieskie przesłanie będą zasadniczym punktem orientacji Kościoła w Kamerunie na przyszłość.

Obok tej pierwszej płaszczyzny wiary jest także druga, kulturowa. W kulturze tutejszej ojciec od czasu do czasu wizytuje całą rodzinę albo organizuje tzw. radę rodziny, na którą przyjeżdżają wszyscy jej członkowie. Ojciec najpierw słucha ich problemów, radości, smutków, planów itd. Następnie słuchając, każdemu daje konkretne rady. Oczywiście rada udzielona przez ojca na tego typu spotkaniach, bardzo wiążąca i ważna, jest wytyczną na przyszłość dla danego człowieka. Dlatego też wizyta Papieża w tym kontekście kulturowym jest postrzegana właśnie jako taka wizyta ojca, który przyjeżdża do swojej rodziny, żeby najpierw się z nią spotkać, posłuchać jej i przekazać swoje orędzie. Jest to o tyle łatwiejsze, że posynodalny dokument Jana Pawła II „Ecclesia in Africa” z 1995 r. podkreślał ten aspekt Kościoła jako rodziny.

- Jakie przesłanie, jakie rady i wskazówki dla was zostawił Jan Paweł II? Jak od tego ostatniego „spotkania w gronie rodziny” zmienił się Kościół i społeczeństwo Kamerunu?

Bp Jan Ozga: Przede wszystkim adhortacja „Eclessia in Africa” była wezwaniem, byśmy byli świadkami, świadkami wiary w Boga, w Jezusa Chrystusa, świadkami ewangelicznego sposobu przeżywania życia i wspólnoty. Było to bardzo ważne wezwanie, a ten pierwszy synod był nazywany synodem nadziei i zmartwychwstania; nadziei – dlatego, że dawał perspektywy na przyszłość, a zmartwychwstania – ponieważ wzywał do pozostawienia tego wszystkiego, co obciążało człowieka. Chodziło o sytuacje indywidualne i społeczne, a także o kontekst dramatów np. w Rwandzie czy Burundi. Zatem w 1995 r. Ojciec Święty wzywał nas do zaangażowania się w walkę o wiarę, tak by miała ona wpływ na mentalność i postępowanie ludzi, oraz w walkę o pokój. I wydaje mi się, że od 1995 r., choć w tej czy innej strefie afrykańskiej działy się dramaty, to jednak nie przybierały one już takich rozmiarów, jak to było wcześniej. Moim zdaniem przesłanie Jana Pawła II zostało przyjęte i w wielu wypadkach zaaplikowane. Wiadomo, że jest jeszcze wiele do zrobienia. Niemniej jednak najważniejsze było to, że Papież pokazał kierunek: Idźcie drogą nadziei, która doprowadzi was do zmartwychwstania, nadziei płynącej z osoby Jezusa Chrystusa oraz Jego wartości i Jego sposobu widzenia świata. Ojciec Święty podkreślał, że każdy człowiek ochrzczony jest wezwany do tego świadectwa i dynamicznego uczestnictwa w życiu wspólnoty, właśnie jako chrześcijanin.

- O czym chciałby Ksiądz Biskup opowiedzieć Benedyktowi XVI, spotykając się z nim jako ojcem odwiedzającym swoje dzieci?

Bp Jan Ozga: Najpierw powierzyłbym Papieżowi sprawę dla mnie najważniejszą, czyli osobistą modlitwę za Kościół misyjny. Po moich misyjnych doświadczeniach wydaje mi się, że najpiękniejsze, co mogę uczynić drugiemu człowiekowi, to ofiarować moment modlitwy. Pomagając tylko w wymiarze konkretnym, mogę czasem pominąć najbardziej istotną sferę, która człowieka nurtuje. Dlatego w pierwszej kolejności poprosiłbym Papieża o modlitwę, a następnie o błogosławieństwo dla mnie, dla nas wszystkich tutaj, na nową drogę walki o pokój, sprawiedliwość i pojednanie. Są to rzeczywistości bardzo trudne, skomplikowane historycznie, socjalnie, kulturowo i obyczajowo. Czeka nas praca, więc prosimy o błogosławieństwo.

Inną z moich trosk jest formacja tutejszych kleryków, przyszłych pasterzy. Przyszłość tego Kościoła zależy przede wszystkim od łaski Bożej, ale także od ludzi, którzy przyjmą w wierze osobę Chrystusa i zaczną działalność we wszystkich wymiarach. Bo u nas misjonarz i chrześcijanin działa na płaszczyźnie integralnej, dotykającej człowieka w jego całościowym wymiarze, czyli np. ciała, ducha czy sfery materialnej. Moją radością jest to, że na 20 wyświęconych kapłanów 13 było na studiach specjalistycznych. Nie chodziło tylko o przygotowanie intelektualne, ale także o zetknięcie się poza Kamerunem z bogactwem nowych doświadczeń, wyzwań i sposobów rozwiązywania problemów, tak by potem część z tych doświadczeń przenieść na tutejszy grunt. Tak było np. z pielgrzymkami, które przeszczepiliśmy z Polski. W kontekst afrykański, gdzie ludzie przemierzają kilometry między wioskami i 30-40 km na piechotę to dla nich nic wielkiego, wpletliśmy to doświadczenie kulturowe i działa ono bardzo dobrze i ubogacająco: jest modlitwa, śpiew, medytacja, spowiedź, Eucharystia.

- A co jest nadzieją i mocną stroną młodego kameruńskiego Kościoła, którego historia liczy zaledwie 100, a gdzieniegdzie tylko 60 czy 70 lat?

Bp Jan Ozga: Odpowiem w ten sposób. Kiedyś szliśmy z pielgrzymką. Ja z każdego miejsca wyruszam zazwyczaj jako ostatni. Spowiadam, rozmawiam z młodzieżą. W pewnym momencie podszedł do mnie mały chłopiec, który znalazł tysiąc franków, i powiedział: „Księże biskupie, ktoś zgubił te pieniądze i na pewno będzie płakał i ich szukał. Proszę cię, daj mu te tysiąc franków na następnym spotkaniu”. Ja wziąłem te pieniądze, pogłaskałem go i powiedziałem: „Będą z ciebie ludzie”. Chodzi o to, że ten chłopak mógł schować te pieniądze, powiedzieć: „Ale miałem szczęście” i za tę równowartość 1,5 euro kupić buta lub cukierki. On jednak je oddał. To są takie przebłyski tego, że ktoś zaczyna postępować jak chrześcijanin. Takie małe przykłady wywołują w moim sercu radość i nadzieję, że tego typu ludzie wejdą dalej w społeczność tego kontynentu.

- Jak duży jest wkład polskich misjonarzy, zarówno kapłanów, jak i sióstr zakonnych, w dzieło ewangelizacji Kamerunu?

Bp Jan Ozga: Na wschodzie jesteśmy najliczniejszą grupą misjonarzy. Jesteśmy zaangażowani w następujących sektorach: ewangelizacja, służba zdrowia, szkolnictwo i caritas, czyli odwiedzanie chorych. Po dwudziestu latach mogę z radością stwierdzić, że poprzez misjonarzy Kościół polski wnosi tutaj bardzo poważny wkład. Dziękuję przy tej okazji wszystkim polskim biskupom za pomoc, jaka różnymi drogami (misjonarze fidei donum, Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie itd.) do nas dociera. Dzięki modlitwom oraz tym środkom możemy ludziom pomagać, a w dramatycznych sytuacjach nieraz nawet ratować życie. Dziękuję także wszystkim, którzy wspomagają misje modlitwą, cierpieniem, ofiarą i groszem, bo to zasiane ziarno zaczyna dawać rezultaty.

- Czy ma Ksiądz Biskup jakieś misyjne marzenia i plany dotyczące ziemi kameruńskiej w następnych latach?

Bp Jan Ozga: Jak każdy ojciec rodzimy, chciałbym zobaczyć któregoś dnia kogoś, kto mnie zastąpi. Chciałbym, by był to jeden z moich duchowych synów, kapłanów. To jest moje marzenie i o to się modlę od 20 kwietnia 1997 r., czyli dnia mojej sakry. Chciałbym przekazać to doświadczenie, którym Kościół polski mnie ubogacił i zobaczyć, jak ono tu funkcjonuje.

Moim drugim marzeniem jest, żeby było jak najwięcej tutejszych powołań, dobrych i świętych. Bo Kościół zacznie tutaj funkcjonować w momencie, kiedy będziemy mieć tutejszych świętych. Nie chodzi o kwestie beatyfikacji czy kanonizacji kogoś przez rzymską kongregację, ale o kapłanów, którzy będą żyć zgodnie z tym, czego pragnie Chrystus. W tym temacie pojawiają się iskierki nadziei. Tego właśnie pragnę, żeby było jak najwięcej takich kapłanów.

Moim trzecim pragnieniem jest, żeby nasze chrześcijańskie wspólnoty miały oczy szerzej otwarte, więcej dostrzegały wokół siebie ludzi biednych i następnie dzieliły się tym, co mają. Niewiele mamy, ale – jak to ktoś powiedział – nie trzeba mieć dużo, żeby dać choć trochę.

- Patrząc z perspektywy dzielenia się, Ksiądz Biskup wyrósł w kontekście Kościoła polskiego, tam uzyskał wykształcenie i stamtąd czerpał całe bogactwo. Po 20 latach pracy misyjnej, co chciałby Ksiądz Biskup, żeby oprócz pielgrzymek przyjechało z Polski do Kamerunu, a co z Kamerunu do Polski?

Bp Jan Ozga: Chciałbym kiedyś przyjechać do Polski z grupą wiernych z Kamerunu i sprawować liturgię, pokazać, że może ona być bardzo ekspresyjna i żywa. Może ona zaangażować człowieka, nie tylko w postawie stojącej, ale poprzez ruch, rytm. Tym doświadczeniem chciałbym się podzielić. Polska natomiast może wnieść do Kamerunu dar modlitwy. To jest bardzo ważne, że polski Kościół modli się za ten Kościół misyjny w Kamerunie i za jego wiernych. Oczekiwałbym następnych grup misjonarzy – sióstr, księży i świeckich. Już dzisiaj mówię wszystkim: Nie bójcie się Afryki, nie bójcie się Kamerunu. Jest malaria, są moskity, są ameby, ale to nie są najważniejsze problemy. Można przejść ponad tym. Polska może podzielić się bogactwem, jakim wciąż jeszcze dysponuje. Tak, że od Polski najbardziej oczekujemy tych dwóch rzeczy: modlitwy i obecności dobrych misjonarzy.

- Benedykt XVI będzie tylko w stolicy Kamerunu. Diecezja Księdza Biskupa jest znacznie oddalona od Jaunde. Czy i ilu ludzi będzie mogło uczestniczyć w tym wydarzeniu?

Bp Jan Ozga: Mamy oficjalną 30-osobową delegację, która znajdzie się w sektorach najbliższych Ojca Świętego. Mamy wśród nich trzech księży, cztery siostry zakonne, a reszta to świeccy. W roku rodziny, który aktualnie przeżywamy, chcieliśmy zaprosić jak najwięcej rodzin i świeckich.

Dla tych, którzy zostaną, księża w parafiach i misjach, gdzie jest prąd, organizują montaż ekranów, żeby ludzie mogli uczestniczyć w Mszy św. przynajmniej w ten sposób. I chociaż jesteśmy oddaleni od stolicy o 300 km i dojazd nie jest łatwy, to jednak w spotkaniu z Papieżem będzie uczestniczyć spora delegacja.

- Czy spotkał się Ksiądz Biskup z jakimś komentarzem ze strony prostych ludzi na temat tego, czym jest dla nich wizyta Benedykta XVI?

Bp Jan Ozga: To, co mnie uderzyło, to powiedzenie po francusku: Il vient chez nous – przyjeżdża do nas. To „do nas” jest bardzo ważne, jest ono z jednej strony dowartościowaniem, źródłem dumy narodowej, ale z drugiej – oznacza, że Papież przyjeżdża po to, by nas wezwać do czegoś więcej, do jeszcze lepszego, bardziej chrześcijańskiego życia. Oczywiście jest radość, szacunek i nadzieja, że wskaże nam drogę, jak w tej sytuacji iść.

Rozm. B. Zajączkowska/ rv








All the contents on this site are copyrighted ©.