2009-02-21 18:39:04

Święty przyjaciel Słowackiego, arcybiskup powstańczej Warszawy – wywiad z postulatorką


Powołanie abp. Felińskiego wzrastało przy grobie Słowackiego, który przepowiedział jego kanonizację – mówi s. Teresa Antonietta Frącek RM. Kanonizacja bł. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego odbędzie się 11 października.

- Siostro, jest to zwieńczenie konkretnego etapu, także etapu w Siostry życiu.

Teresa Antonietta Frącek RM: Przygotowanie do kanonizacji to rzeczywiście wielkie wydarzenie, a jednocześnie kanonizacja to dla nas wielki dar Boży. Modliło się o to wiele pokoleń, od samej śmierci abp. Felińskiego, bo już wtedy w wielu ośrodkach zdawano sobie sprawę, że człowiek takiej miary, tak głęboko wierzący, oddany Bogu i ludziom, powinien być wyniesiony na ołtarze. Tego zdania byli ludzie w Dźwiniaczce, wśród których pracował ostatnich 12 lat swojego życia. Tam też został pochowany, gdy zmarł w Krakowie, i spoczywał przez 25 lat w tym zakątku bardzo odległym od ośrodków życia kulturalnego, politycznego i społecznego. Mówiono jednak, że przyjdzie dzień, kiedy z tego zacisza, z tego zakątka Pan Bóg wyprowadzi go na ołtarze. I tak się stało.

Gdy Polska odzyskała niepodległość jego doczesne szczątki sprowadzono w 1920 r. do Warszawy. Rok później jego trumnę uroczyście złożono w podziemiach katedry warszawskiej. Proces beatyfikacyjny trwał bardzo długo, a dłużej może jeszcze przygotowania do niego, ponieważ w czasie II wojny światowej wiele archiwów i bibliotek uległo zniszczeniu, w tym archiwum abp. Felińskiego przewiezione dla bezpieczeństwa ze Lwowa do Warszawy. Spalone zostało także archiwum archidiecezji warszawskiej. Stąd też, kiedy nasza przełożona generalna s. Teresa Stępówna podjęła myśl przygotowania materiałów do beatyfikacji, kierowała się nadzieją wbrew nadziei, można powiedzieć. A jednak siostry rozpoczęły starania. Patronował im sługa Boży kard. Stefan Wyszyński, zwłaszcza wtedy, kiedy był w więzieniu i po wyjściu z więzienia, bo uważał, że w jego życiu odzwierciedlają się jakby czasy abp. Felińskiego. Bardzo popierał sprawę beatyfikacji. Nie doczekał tego dnia, ale jego następca kard. Józef Glemp przyczynił się także w dużym stopniu do beatyfikacji. Miała ona miejsce 18 sierpnia 2002 r. na krakowskich Błoniach. Beatyfikował go Jan Paweł II.

Chciałabym tu zaznaczyć jedną bardzo znamienną rzecz, mianowicie wypowiedź Juliusza Słowackiego, naszego wieszcza narodowego, który był przyjacielem Zygmunta Szczęsnego Felińskiego w Paryżu. Kiedyś w proroczej wizji powiedział mu z radością, że widział nad jego głową jasno świecącą gwiazdę, a u stóp jego rozmodlone tłumy w świątyni. Feliński był wtedy człowiekiem świeckim. Trudno powiedzieć, jak przyjął te wypowiedzi Słowackiego. Wiadomo jednak, że przy mogile poety utrwalało się jego powołanie kapłańskie i oddanie na służbę Bogu i ludziom, w czym widział także wielką pracę dla narodu, dla odzyskania niepodległości Polski. Beatyfikacja w Krakowie była też podkreśleniem więzów Felińskiego z tym miastem. Tam bowiem przeżył piękne chwile, kiedy w 1847 r. wyjeżdżał za granicę i po raz pierwszy spotkał się z tamtejszymi zabytkami kultury i historii. Przeżył to bardzo mocno. Wiemy, że wielokrotnie jeszcze potem przez Kraków przejeżdżał jako arcybiskup. W Krakowie też zmarł, chociaż spodziewano się, że przejdzie do wieczności w Dźwiniaczce, bo tam stale przebywał. A jednak Opatrzność wyprowadziła go z tego miejsca do królewskiego Krakowa, gdzie zmarł. Przed śmiercią zapytano go, gdzie w razie zgonu chciałby być pochowany? Wówczas powiedział: „Sama Opatrzność wskaże, gdzie mnie macie pochować. Gdzie nastąpi śmierć, tam mnie pochowajcie”. W 1895 r. przejeżdżając przez Kraków, ciężko zachorował i 17 września w pałacu biskupim oddał życie Panu Bogu.

- Siostra od początku zajmuje się procesem beatyfikacyjnym i kanonizacyjnym. Rzadko się zdarza, żeby tak szybko, siedem lat niespełna po beatyfikacji, ogłaszana była data kanonizacji. Jak wiadomo, do kanonizacji wymagany jest drugi cud. Kogo on dotyczy?

Teresa Antonietta Frącek RM: Po beatyfikacji bardzo szybko pojawiły się zgłoszenia o łaskach za przyczyną bł. abp. Felińskiego. Wyjątkowego uzdrowienia doznała s. Stefania Bożena Zelek ze zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi. Ciężko zachorowała i w 2004 r. została przewieziona ze szpitala w Szczyrzycu do kliniki uniwersyteckiej w Krakowie w stanie agonalnym. Nie rozpoznawała otoczenia, była nieprzytomna, bardzo słaba, rokowania były niepomyślne. Wszyscy myśleli, że nastąpi zgon.

S. Stefania doznała bardzo ciężkiego uszkodzenia, zatrucia i zaniku szpiku kostnego. Organizm nie wytwarzał odpowiednich ciałek odpornościowych i parametry badań krwi były bardzo oddalone od normy. Lekarze przewidywali albo bardzo długie leczenie, albo bardzo szybki koniec. W tym czasie siostry rozpoczęły bardzo gorące modlitwy o cud, bo tylko cud mógł jej pomóc. I nieoczekiwanie w siódmym dniu lekarze stwierdzili poprawę wszystkich parametrów krwi, co więcej, sama chora, która była tak słaba, nie mogła ani się modlić, ani z nikim rozmawiać, nagle poczuła jakiś wewnętrzny przypływ niezwykłej siły. Wstała, zaczęła chodzić i poczuła się bardzo dobrze. To był moment jej uzdrowienia. Zatrucie, uszkodzenie czy zanik szpiku kostnego można uleczyć w wyjątkowych wypadkach, po bardzo długim leczeniu. Potrzeba miesięcy, a nawet lat, żeby wszystkie parametry krwi doszły do normy. Tutaj nastąpiło to nagle, gwałtownie, całkowicie i w sposób niewytłumaczalny dla lekarzy. Lekarze z długim stażem medycznym, którzy ją leczyli zeznali, że w swojej praktyce lekarskiej nie spotkali takiego przypadku. S. Stefania wyszła ze szpitala zupełnie zdrowa. Była jeszcze kilkakrotnie badana, co potwierdziło bardzo dobry stan jej zdrowia.

Badania nad cudem przeprowadzono jesienią w 2004 r. w Krakowie, a następnie akta zostały przekazane do Rzymu. Tamtejsi lekarze bardzo długo zastanawiali się nad tym przypadkiem. Zażądali jeszcze dodatkowej dokumentacji, także przesłania do Rzymu samego wyciągu ze szpiku kostnego. Przeprowadzono bardzo dokładne badania tego wyciągu i orzeczono, że w żadnym wypadku w sposób naturalny poprawa w ciągu siedmiu dni nie mogła nastąpić. Do dzisiaj s. Stefania czuje się bardzo dobrze i dziękuje Panu Bogu za to uzdrowienie. Co więcej, sama uzdrowiona w swoim życiu bardzo dużo modliła się o beatyfikację arcybiskupa. Miała to szczęście, że w niej uczestniczyła. Modliła się za jego wstawiennictwem o zdrowie dla wielu osób oraz o rozwiązanie wielu trudnych spraw. I została wysłuchana. W swoim oświadczeniu napisała: „Tę wielką łaskę cudu zawdzięczam Panu Bogu i założycielowi zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi abp. Felińskiemu”. Oświadczyła też, że pragnęłaby uczestniczyć w jego kanonizacji.

- Kanonizacja jest ukazaniem postaci całemu Kościołowi, bo święty wynoszony jest na ołtarze całego Kościoła. Kogo patronem może być dzisiaj błogosławiony, a niedługo święty Zygmunt Szczęsny Feliński?

Teresa Antonietta Frącek RM: Myślę, że dla wielu osób, nawet dla dzieci, które doznały w swoim życiu tak radości jak i sieroctwa, bo on też był wychowany w kochającej rodzinie, którą bardzo wcześnie utracił. Ojciec zmarł, gdy miał 11 lat. Gdy miał 16 lat, matka została aresztowana i wywieziona na Syberię, a on został sam bez żadnych środków do życia z sześciorgiem rodzeństwa, bez dachu nad głową. Był jednak pewien – sam to wtedy powiedział – że zachowując wiarę i miłość braterską do bliźnich, nie zboczy nigdy z prawej drogi. Może być wzorem dla studentów. Jako student w Moskwie, w obcym środowisku zachował wiarę, patriotyzm i z głębokim przekonaniem pisał do matki na Syberię: „Mój punkt widzenia to wiara! Chciałbym, aby wszystko, co mi się podoba, co mnie czaruje i zachwyca, miało w niej swój początek”. Może być patronem młodzieży wstępującej na drogę życia, repatriantów, bo był emigrantem we Francji. Także tych, którzy walczą o wolność ojczyzny, brał bowiem udział w powstaniu wielkopolskim. W 1848 r. chciał wywalczyć wolność ojczyzny, nawet dostąpił awansu na porucznika strzelców. Może być patronem tych, którzy szukają w życiu pracy i nie mogą jej znaleźć, bo kiedy wrócił z powstania w Poznaniu do Paryża, znalazł się bez środków do życia, szukał pracy i nie mógł jej znaleźć, ale się nie załamał, bo ufał, że Pan Bóg nad nim czuwa. Może patronować tym, którzy się przyjaźnią. Jego piękna przyjaźń z Juliuszem Słowackim jest przykładem ogromnego oddania drugiemu człowiekowi. A potem, jako kapłan wrócił do kraju, chciał służyć i Panu Bogu, i ludziom. W Petersburgu otrzymał święcenia kapłańskie w 1855 r. Władze carskie uważały go za najlepszego księdza w Rosji, kiedy składały jego kandydaturę na arcybiskupa Warszawy. Taki raport jest przechowywany w aktach w Petersburgu, a także w archiwum watykańskim. Jest bardzo pięknym wzorem dla kapłanów: przy ołtarzu, na ambonie i w konfesjonale. Daje przykład troski o biednych, bo założył zgromadzenie Franciszkanek Rodziny Maryi, aby zajęły się sierotami, bezdomnymi, ludźmi chorymi. To było w Petersburgu, w obcej stolicy, a jednak tam umiał zapalić serca wiernych do niesienia pomocy potrzebującym. Został arcybiskupem warszawskim, jest wspaniałym wzorem dla pasterzy Kościoła, a jak sam wyznał, chciał być „dobrym pasterzem” na wzór Chrystusa. Doznał wiele cierpień i trudności jako arcybiskup Warszawy, bo objął zarządzanie w okresie poprzedzającym powstanie styczniowe i na tym urzędzie przeżył też sam wybuch powstania. Potrafił być bezstronny. Powiedziano o nim, że stanął jak „anioł pokoju” między zwalczającymi się stronami. Może być też patronem dla wygnańców, bo spotkał go taki los w czasie powstania styczniowego za obronę praw Kościoła i narodu. Był zepchnięty na margines, nawet nie wolno było umieścić jego nazwiska w spisie księży warszawskich. Na wygnaniu spędził 20 lat w Jarosławiu nad Wołgą. Nie zamknął się w swoim cierpieniu, ale otworzył serce i kaplicę dla katolików zarówno miejscowych jarosławskich, jak i dla polskich wygnańców, dla tysięcy wygnańców na Syberii. Potrafił nawiązać kontakt i z Rzymem, i z Paryżem, z ośrodkami w Warszawie, Krakowie i Poznaniu. Na jego ręce płynęły ofiary dla więźniów i on przesyłał je wygnańcom. Każdy wygnaniec, przejeżdżając przez Jarosław, mógł doznać jego dobroci, opieki i pomocy. Jest więc patronem uniwersalnym, bo w swoim życiu łączył doczesność z wiecznością. Na pewno jest patronem dla sybiraków, dla tych, którzy walczyli o wolność ojczyzny i nigdy nie wrócili do swojego kraju. Nigdy nie tracił wiary w odzyskanie niepodległości. Nawet na wygnaniu nazywał Polskę Matką, która czeka chwili „otwarcia grobowego wieka, aby mogła zmartwychwstać”. Uważał, że nastąpi jakiś kataklizm, z którego Polska wyjdzie wolna. Tak się stało po I wojnie światowej, kilkanaście lat po jego śmierci.

- Proszę Siostry, nie sposób nie zapytać o jego dzieło, o Franciszkanki Rodziny Maryi?

Teresa Antonietta Frącek RM: Zgromadzenie zostało założone w Petersburgu i rozwijało się u boku imperatora, ale w ukryciu. Na zewnątrz działało przez ośrodki dla osieroconych dzieci i starców. Takie placówki siostry zakładały na terenie Rosji carskiej od Petersburga na północy po Odessę na południu. W 1862 r., kiedy ks. Feliński został arcybiskupem Warszawy, przeszczepił zgromadzenie na ziemie polskie. Pierwszy dom, sierociniec i szkołę założył w 1862 r. Ten dom do dzisiaj istnieje, do dzisiaj siostry w nim pracują. Wprawdzie nie mają teraz szkoły, ale mają przedszkole z zerówką. Jest tam również nowicjat i dom generalny. Zgromadzenie rozwinęło się na terenie Polski w Warszawie i podwarszawskich ośrodkach, ale także, jeszcze w okresie niewoli narodowej, pod zaborem austriackim w Galicji, a potem w Wielkopolsce. Placówki Franciszkanek Rodziny Maryi objęły zatem całe niemal terytorium Polski. Również w Rumunii abp Feliński założył piękną placówkę w Czerniowcach, która istniała do 1945 r. Co więcej, za życia jeszcze powiedział, że zgromadzenie, jeżeli będzie wierne regule, rozwinie się i sięgnie za morze. Już po śmierci założyciela w 1906 r., kiedy przyszły prośby z Brazylii, przełożona generalna, pamiętając słowa założyciela: „Będziecie pracować za oceanem”, wysłała tam siostry. Mamy dziś dwie duże i prężne prowincje brazylijskie. Ponad 350 sióstr pracuje w 60 domach zakonnych. W Polsce siostry mają trzy prowincje i ponad 70 domów zakonnych. Zgromadzenie rozwija się także na ziemiach wschodnich. Siostry wróciły do Petersburga w 1997 r., założyły placówkę w Pskowie, a nawet są na Syberii w Irkucku. Mają też placówki na Białorusi i Ukrainie. Dla Franciszkanek Rodziny Maryi kanonizacja abp. Felińskiego jest wielkim wydarzeniem, darem Bożym.

Rozm. ks. J. Polak SJ/ rv








All the contents on this site are copyrighted ©.