Nie jesteśmy
w stanie stwierdzić, jaki realny wpływ na życie wspólnoty Tesaloniki miał Pierwszy
List Pawłowy. Można jednak przypuszczać, że nie położył on kresu atmosferze nerwowego
oczekiwania na wielkie i tajemnicze wydarzenia, jakie wkrótce miały nastąpić, zwłaszcza
na powtórne przyjście Chrystusa. Najprawdopodobniej skutkiem Pierwszego Listu Apostoła
było to, że przestano się niepokoić – przynajmniej w jakimś stopniu – o los zmarłych
chrześcijan, ale jeszcze większą uwagę zaczęto poświęcać paruzji.
Niektórzy
tamtejsi wierni tak byli nią przejęci, że zaniedbali wszelką pracę, oddając się bezczynności.
Ponadto na zebraniach liturgicznych pojawiali się ludzie, uważający samych siebie
za proroków, którzy głosili swoje nauki, niezgodne z tym, co mówił Apostoł. Ogólne
zamieszanie powiększane było przez rozpowszechnianie jakiegoś sfałszowanego listu
Pawłowego, zniekształcającego jego pouczenia eschatologiczne.
Powiadomiony
o tych wszystkich sprawach, zasmucony Paweł decyduje się w kilka miesięcy po przesłaniu
pierwszego pisma, interweniować powtórnie; redaguje i wysyła Drugi List do Tesaloniczan.
Apostoł
kieruje pod ich adresem słowa pochwały i radości, iż wiara coraz bardziej wśród nich
wzrasta, a miłość coraz więcej zespala ich z Chrystusem.
Przechodząc następnie
do spraw, które go niepokoją, zdecydowanie nakazuje wiernym oddającym się życiu bezczynnemu
zerwać z czystym marzycielstwem i wziąć pod uwagę realny stan rzeczy. Zachęca ich
do pracy i czujności w łączności z Bogiem. Szerzej aniżeli w pierwszym liście rozwija
naukę o paruzji, wskazując na znaki, które ją poprzedzą. Zanim Chrystus zjawi się
w swej chwale, poprzedzi go powszechne odstępstwo, przyjdzie wielki przeciwnik Królestwa
Chrystusowego i wódz sił wrogich chrześcijaństwu, określony przez Pawła jako „człowiek
grzechu, syn zatracenia” (1 Tes 2, 3).
„Bracia, zawsze winniśmy za was Bogu
dziękować, co jest rzeczą słuszną, bo wiara wasza bardzo wzrasta, a miłość wzajemna
u każdego z was obfituje, i to tak, że my sami w Kościołach Bożych chlubimy się wami
z powodu waszej cierpliwości i wiary we wszystkich waszych prześladowaniach i uciskach,
które znosicie” (2 Tes 1, 3-4).
„W sprawie przyjścia Pana naszego Jezusa Chrystusa
i naszego zgromadzenia się wokół Niego, prosimy was, bracia, abyście się nie dali
zbyt łatwo zachwiać w waszym rozumieniu ani zastraszyć bądź przez ducha, bądź przez
mowę, bądź przez list, rzekomo od nas pochodzący, jakoby już nastawał dzień Pański”
(tamże, 2, 1-2).
„Poza tym, bracia, módlcie się za nas, aby słowo Pańskie rozszerzało
się i rozsławiało, podobnie jak jest pośród was, abyśmy byli wybawieni od ludzi przewrotnych
i złych, albowiem nie wszyscy mają wiarę. (…) Niechaj Pan skieruje serca wasze ku
miłości Bożej i cierpliwości Chrystusowej!” (tamże, 3, 1-5).
Jeśli chcielibyśmy
w kilku słowach streścić główne przesłanie Pawła, skierowane do Tesaloniczan, moglibyśmy
posłużyć się bardzo charakterystycznym zdaniem z tego pisma: „Sam zaś Pan nasz Jezus
Chrystus i Bóg, Ojciec nasz, który nas umiłował i przez łaskę udzielił nam niekończącego
się pocieszenia i dobrej nadziei, niech pocieszy serca wasze” (2, 16-17).
Teologia
patrystyczna i duchowości będzie wielokrotnie odwoływać się do tego i innych tekstów
Apostoła Pawła opisujących tzw. pocieszenie serca, po łac. consolatio cordis.
Kard.
Carlo Maria Martini zauważa: Pocieszenie serca jest pewną skłonnością afektywną do
wiary w Ewangelię, do zaufania jej nie tylko dlatego, ponieważ jest prawdziwa – to,
co otrzymujemy dzięki pocieszeniu umysłu – ale również dlatego, że jest piękna, że
fascynuje, że sprawia przyjemność. Jest to pewien dar, który dotyka naszych najgłębszych
uczuć i napełnia pokojem i radością naszą duszę i kieruje ją ku Bogu. Dzięki pocieszeniu
serca możemy pokonać niecierpliwość, frustrację, rozczarowanie, które gnębią nasze
serce, kiedy myślimy, że Pan Bóg opóźnia realizację swoich przyrzeczeń i wydaje się
bardzo daleki od nas.
Jest to pewna łaska, która daje siłę w oczekiwaniu, podtrzymuje
wytrwałość w trudnych momentach naszego życia i pomaga patrzeć z ufnością na to, co
czeka nas po śmierci. Wiele razy postrzegamy życie ludzkie jakby miało się ono kończyć
wraz ze śmiercią, tymczasem nasza wiara mówi nam zupełnie coś innego (por. Notti
e giorni del cuore, s. 60-62).
Wierni młodej wspólnoty w Tesalonice napotykali
na różne trudności zewnętrzne i wewnętrzne. Ale to, co Pawła najbardziej niepokoi
u nich, to fakt, że zachowywali się jak ludzie nie mający nadziei. Paweł doskonale
rozumiał, że trudności dotyczące wewnętrznej struktury wspólnoty, a nawet te, które
wiązały się z tymi elementami nauki, jaką im wyłożył, są do przezwyciężenia. Gorzej
jest pokonać zniechęcenie, smutek, brak entuzjazmu, rozpacz. Wierni Tesaloniki opłakiwali
swoich zmarłych, tak jak to czynili przed przyjęciem wiary, a przecież Apostoł głosił
przede wszystkim zmartwychwstanie Chrystusa, które już się dokonało i które będzie
naszym udziałem w przyszłości.
Consolatio cordis pozwala nam pokonać
wewnętrzne ciemności, kierować wzrok w stronę wielkiego i pięknego Dobra, które na
nas oczekuje. Niech przeżywany Rok Pawłowy, uważna lektura i medytacja pism Apostoła,
pomogą nam otworzyć się właśnie na taką łaskę, jakiej Bóg pragnie nam udzielić w chwilach
zniechęcenia.