Hospicjum to też życie - rozmowa z ks. Piotrem Krakowiakiem SAC, krajowym duszpasterzem
hospicjów
Dramat Eluany Englaro cieniem położył się na tegorocznym Światowym Dniu Chorego. We
Włoszech, gdzie eutanazja jest zakazana i gdzie nie wykonuje się kary śmierci, kobieta
w majestacie prawa została zagłodzona na śmierć. Jej tragedia przypomniała, że świat
potrzebuje ludzi głośno upominających się o prawo do życia. Potrzebuje zarazem konkretnych
– prawnych i strukturalnych – rozwiązań, które pomogą współczesnym społeczeństwom
zmierzyć się z chorobą, starzeniem ludzi i ich coraz powszechniejszą samotnością.
Benedykt XVI przypomniał ostatnio, że wielu ludzi użycza swych rąk, oczu i serc Chrystusowi,
prawdziwemu Lekarzowi ciał i dusz.
O mentalności eutanazyjnej, konieczności
formowania sumień oraz tworzenia ośrodków hospicyjnych i opieki paliatywnej z ks.
Piotrem Krakowiakiem SAC, krajowym duszpasterzem hospicjów, rozmawia
Beata Zajączkowska.
- Ze swej praktyki towarzyszenia chorym w
stanie wegetatywnym powiedziałby Ksiądz: oni nic nie wiedzą, nic nie czują, ich śmierć
będzie bezbolesna?
Ks. P. Krakowiak SAC: Nigdy tego nie wiemy. Pamiętam
moją wizytę w jednym ze szpitali klinicznych. Spotkałem tam profesora, który do ciężko,
a czasem wręcz nieodwracalnie chorych pacjentów, wchodząc na salę ze studentami, zwraca
się po imieniu, z wielkim szacunkiem. I kiedy studenci się uśmiechają, on mówi: „Proszę
Państwa, to jest człowiek, który domaga się takiego samego szacunku, jak każdy z Was.
Nie wiemy, kiedy przestaje słyszeć, co słyszy, nie wiemy, czy może do życia wrócić,
obudzić się, nic nie wiemy. Musimy pokornie stanąć wobec tej rzeczywistości”. Ci sami
studenci mówili potem, że zajęcia z tym profesorem zmieniają ich spojrzenie na człowieka
w poważnym kryzysie, czasami, wydaje się, w nieodwracalnym stanie.
- Czy
zna Ksiądz przypadki chorych, którzy wychodzili z takiego stanu jak Eluana?
Ks.
P. Krakowiak SAC: Znamy takie przypadki. Np. w Stanach Zjednoczonych po 19 latach
ktoś wrócił do życia z takiego pozornie nieodwracalnego stanu. W naszym hospicjum
w Toruniu, gdzie jest oddział chorych apalicznie, mamy przykłady ludzi, którzy się
przebudzają. Tych przypadków jest wiele. Myślę, że jedno jest pewne. Każde otworzenie
furtki do tego, żeby pojawiła się pokusa eutanazji, jest dla nas zagrożeniem. Dla
nas, chrześcijan, którzy potwierdzamy odwieczną naukę Kościoła, że życie ludzkie jest
święte, bo dane przez Boga, od poczęcia aż do naturalnej śmierci. A śmierć naturalna
to taka, kiedy nie pozbawiamy chorego zwyczajnych środków – a przecież odżywianie
to środek zwyczajny. Jeśli tego nie weźmiemy pod uwagę, to ryzykujemy, że ta furtka
do cywilizacji śmierci, do łatwego i szybkiego rozwiązania problemów demograficznych,
problemów starzejącego się społeczeństwa – może się bardzo szeroko otworzyć.
-
Czy śmierć Eluany to tylko zwycięstwo proeutanazyjnego lobby, czy też w jakiejś mierze
ujawnienie faktu, że społeczeństwa Zachodu nie radzą sobie z problemem ludzi terminalnie
chorych?
Ks. P. Krakowiak SAC: Pamiętam z międzynarodowego spotkania
w Watykanie dyskusję o starzejącym się Zachodzie. Myślę, że Włochy są tego wyraźnym
przykładem. Już teraz jest tutaj dużo ludzi starszych. Wciąż nie ma właściwej i adekwatnej
struktury opieki paliatywnej i hospicyjnej. Obecnie w pośpiechu Włosi się tego uczą.
Miałem okazję uczestniczyć we Włoszech w międzynarodowym sympozjum, na które zaproszono
ponad 600 osób. Zaskoczyło mnie i zdziwiło, że taki katolicki kraj nie zadbał o to,
żeby dyskutować również o wymiarze religijnym i duchowym tego rodzaju opieki. Byłem
chyba jedynym księdzem biorącym udział w tej konferencji, co już jest pewnym wskaźnikiem,
że jest to środowisko laickie, które być może nie widzi takiej możliwości lub nie
chce współpracować z Kościołem. Rodzi się więc pytanie, jak będzie wyglądała opieka
paliatywna i hospicyjna, która w naszej polskiej rzeczywistości, ale także i w innych
miejscach na świecie, jest bardzo mocno połączona z opieką duszpasterską, religijną
i duchową. Są to niejako dwa aspekty opieki bardzo ze sobą połączone. Trzecim elementem
jest wolontariat, który też tę pomoc usprawnia i czyni lepszą, a jednocześnie tańszą.
Opieka wiąże się bowiem z ogromnymi kosztami, a dzisiaj w dyskusji, obok elementów
bioetycznych czy kwestii powinności, którą teologia moralna i prawo stanowione nam
wyznacza, pojawia się jednak pytanie: ile to kosztuje i czy nas na to stać? Paradoksalnie,
te pytania pojawiają się w społeczeństwach bogatych. Kiedyś usłyszałem opinię, że
ani w Afryce, ani w Ameryce Południowej nikt nie pyta, tylko się opiekuje. To niewiele,
które ma, potrafi podzielić ze starszym, chorym człowiekiem, żeby z szacunkiem zatroszczyć
się o niego aż do samego końca życia.
- W Polsce wszyscy narzekamy na niewydolność
służby zdrowia, a jednak ruch hospicyjny rozwija się bardzo dynamicznie i może być
przykładem dla całego Zachodu. Dlaczego tak się dzieje?
Ks.
P. Krakowiak SAC: Myślę, że odpowiedź na to pytanie leży właśnie w dobrej współpracy,
choć oczywiście zawsze mogłaby ona być lepsza. Dlatego np. prowadzone są kampanie
edukacyjne: „Hospicjum to też Życie”. Jest bardzo dobra współpraca służby zdrowia
– lekarzy i pielęgniarek, Kościoła – kapelanów i instytucji kościelnych wspierających,
a często prowadzących dzieło hospicyjne w większości ośrodków w Polsce, oraz trzeciej
grupy ludzi, których nazywam dobrymi aniołami hospicyjnymi, czyli wolontariuszy.
-
Często Ksiądz mówi: nie wystarczy wiedzieć, że chorzy są wśród nas,
trzeba też coś robić... Czy z tego przekonania wynika zaproszenie do wolontariatu
ludzi młodych?
Ks. P. Krakowiak SAC: Młodzi są otwarci, stawiają
sobie wiele pytań, dlatego też z kampanią promującą wolontariat trafiliśmy do szkół.
Każda z nich otrzymała film edukacyjny „Hospicjum widziane od środka”, książki mające
pomóc w przygotowaniu wolontariuszy. Wszystko po to, żeby przede wszystkim młodych
ludzi oswoić z trudnym tematem końca życia, żeby o tym rozmawiać. Jest to temat wciąż
rzadko dyskutowany w całym systemie edukacyjnym czy w katechezie. Trzecim celem jest
uświadomienie, że nie wystarczy wiedzieć, ale można coś jeszcze zrobić. Okazuje się,
że wielu nauczycieli, wychowawców, katechetów skutecznie zachęciło młodych ludzi do
tego, żeby poszli do hospicjum albo domu opieki, na początek z jakimś koncertem czy
inną inicjatywą. To pierwszy krok, po którym, mamy nadzieję, będzie następny, mianowicie,
że niektórzy z tych młodych ludzi powiedzą: „Chcę pomagać”, przejdą szkolenie i zostaną
wolontariuszami. Nawet, jeśli trwałoby to tylko rok, wierzę głęboko, że zostawi to
głęboki ślad, który pozwoli w przyszłości zaopiekować się chorą matką czy ojcem albo
innymi bliskimi osobami i nie pozostać obojętnym na ich cierpienie.
- Formujecie
wolontariuszy, a zarazem budzicie wrażliwość na potrzebujących…
Ks.
P. Krakowiak SAC: Wierzę, że nasza akcja zmienia postawy społeczne. Kiedy ludzie
uświadomią sobie, że ktoś obok cierpi i że pomagając mu, okazując chrześcijańskie
miłosierdzie, można również wyznawać swoją wiarę, wtedy świat wokół nas staje się
trochę lepszy. To chyba jest sposób na to, żebyśmy z „narzekaczy” stali się ludźmi
czyniącymi dobro w naszym otoczeniu, które niejednokrotnie jest trudne. W moim przekonaniu
każdy wolontariusz, który przyjdzie, przeszkoli się i potem spotka z chorym, przyczyni
się do zmniejszenia w nim samotności, lęku, bólu. Ból ma bowiem, oprócz fizycznego,
także wymiary emocjonalny i duchowy. Wtedy jeszcze łatwiej zrozumieć, dlaczego warto
inwestować w wolontariat i do niego zachęcać.
- Zachęcać do otwarcia
na wolontariuszy musicie także same „struktury szpitalne”. Skąd taka
potrzeba?
Ks. P. Krakowiak SAC: Zachęcamy menadżerów szpitali czy
hospicjów podlegających państwowej służbie zdrowia, bo niektórzy z nich mówią, że
wolontariat jest kłopotem, sprawia problemy administracyjne, prawne czy ubezpieczeniowe.
To są wymówki osób, które nie chcą podjąć trudu inwestycji w wolontariat. Na początku
wydaje się, że to strasznie dużo kosztuje i że mało jest z tego korzyści. Myślę jednak,
że każdy, kto myśli nie tylko o korzyściach bezpośrednich, czyli o przepływie pieniędzy,
ale także o samopoczuciu chorego, da się przekonać do tego, że każdy przygotowany
wolontariusz poprawia jakość życia chorego i jest realnym wsparciem dla personelu
medycznego, jest uzupełnieniem dobrej i profesjonalnej opieki.
- Wielu młodych
konfrontuje się z bólem, cierpieniem. Zostają wolontariuszami i pomagają ludziom często
terminalnie chorym. Co ich motywuje?
Ks. P. Krakowiak SAC:
Przychodzą dlatego, że są sprowokowani własnymi pytaniami. Każdy dojrzewający człowiek,
szukając swojej drogi życia, stawia pytania o to, co w życiu jest ważne, co tak naprawdę
się liczy. Myślę, że wielu przychodzi w tym celu. Inni – ponieważ podjęli decyzję,
że chcą pomóc. Przychodzą też wiedzieni ciekawością, odbywają szkolenia. Potem przychodzi
moment konfrontacji z niełatwą rzeczywistością. Oprócz wspaniałego etosu wolontariusza
jest codzienność, czyli ból, smutek, czasami bardzo przykry zapach czy straszny widok.
Są i tacy, którzy tego nie wytrzymują. Nie przymuszamy nikogo, bo wiemy, że to nie
jest łatwe. Częściej problemem jest śmierć kogoś, kto był pierwszym podopiecznym.
To bywa bardzo bolesnym przeżyciem. Wtedy także staramy się przyjść ze wsparciem.
Ci, którzy przejdą już ten moment i zdecydują się zostać, są z nami w wolontariacie
długo. Ale nawet, gdy ktoś przeżyje tylko jedno takie doświadczenie, albo tylko skończy
szkolenie, dostanie certyfikat i potem już z nami nie jest, to jednak warto, choć
wydaje się to czasami syzyfową pracą, bo np. ze 100 ludzi, którzy przyjdą na szkolenie,
10 zostaje. Ale tych 100 usłyszało o hospicjum, o dobrych standardach opieki, więc
oni – wierzę w to głęboko – będą inaczej traktować chorych czy starszych wokół siebie.
A ci, którzy zostają, są zapłatą dla tych, którzy uczą. Jest wielką radością, gdy
możemy zobaczyć ich przy chorych. Często sami mówią: „Myśleliśmy, że dużo damy tym
chorym, a nagle odkrywamy, będąc tutaj, że my o wiele więcej otrzymujemy. Teraz rozumiemy,
co w życiu jest ważne, piękne i jak je przeżyć, żeby miało ono sens, żebyśmy nie żałowali
przeżytych dni”. Jest to więc pewna inwestycja we własne człowieczeństwo i odnalezienie
sensu w życiu.
- Wydaje się, że wystarczy przyjść do hospicjum i
posiedzieć przy chorym. Wy wydaliście „Podręcznik wolontariusza
hospicyjnego”. Czy to oznacza, że trzeba się tego uczyć krok po kroku?
Ks.
P. Krakowiak SAC: Podobnie jak cały świat idzie dziś w kierunku profesjonalizmu,
również wolontariusz powinien być „profesjonalistą”. Mamy w wolontariacie ludzi różnych
specjalności, różnych dróg życia, profesji, uczelni czy szkół. Ale chcemy nauczyć
ich podstaw, jeśli chodzi o wolontariat niemedyczny, czyli całej wiedzy o tym, czym
w ogóle jest hospicjum. Jeśli zaś chodzi o grupę bardziej zaawansowaną, czyli wolontariuszy
medycznych, jest to podstawowe szkolenie dotyczącego tego, jak przygotować się i jak
pomagać choremu. Nigdy nie będzie to oczywiście praca samodzielna, bo są także lekarze
i pielęgniarki, ale zawsze będzie to duże wsparcie.
- Ma Ksiądz jakieś
marzenie dotyczące ruchu hospicyjnego w Polsce?
Ks. P. Krakowiak
SAC: Jest nim połączenie wolontariuszy spośród młodzieży szkół średnich i studentów,
a nawet gimnazjalistów, z wolontariuszami z grupy 50+. Są to młodzi emeryci i mają
czas, żeby pomagać innym. Kiedy przejdą szkolenie i trafiają do naszych ośrodków,
okazują się bardzo cennymi pomocnikami. Marzy mi się, żeby każdy ośrodek paliatywno-hospicyjny
był taką wielopokoleniową rodziną, gdzie najmłodsi wolontariusze będą się uczyć od
starszych, gdzie aktywni zawodowo będą wspierani i przez młodych, i przez starszych,
a chorzy, którzy czekają na pomoc, nie będą jej pozbawieni i otrzymają fachową opiekę
medyczną oraz doświadczą obecności, życzliwości, ciepła, wsparcia psychicznego i duchowego.
Jeśli uda się to osiągnąć w jak największej liczbie ośrodków, to warto mówić i przypominać,
że hospicjum to też życie i przyczyniać się do tego, żeby jak najwięcej ludzi powiedziało:
Ja też lubię pomagać, ja też chcę zrobić coś dobrego dla ludzi wokół mnie.