Głód, brat wojny i jego najmłodsze ofiary – rozmowa z misjonarką w Kongu, s. Barbarą
Pustułką CSA
W kongijskim regionie Północnego Kiwu ponad połowa dzieci jest niedożywionych.
Nie ma tu dziecka, które wiedziałoby, czym jest pokój. Dzieci walczą z karabinem
w ręku, po śmierci rodziców opiekują się swym młodszym rodzeństwem i uprawiają pole,
by nie umrzeć z głodu.
O przywracaniu uśmiechu dzieciom cierpiącym na chorobę
głodową, lekarzu mającym kilkadziesiąt tysięcy pacjentów i ludziach, bez których praca
misjonarzy byłaby niemożliwa, z s. Barbarą Pustułką ze Zgromadzenia Sióstr od Aniołów
rozmawia Beata Zajączkowska.
- Dlaczego zdecydowałyście się na otwarcie
Centrum Dożywiania?
Barbara Pustułka CSA: Od 1996
r. w rejonie parafii Rutshuru niemal nieustannie toczą się walki. Towarzyszy im przemieszczanie
się ludności, niemożność uprawy roli i zebrania plonów, kradzieże i gwałty. Wszystko
to wpłynęło na pogłębienie stopnia niedożywienia. Dotyczyło ono 50 proc. dzieci poniżej
piątego roku życia. Dlatego w 2001 r. postanowiłyśmy założyć centrum pomocy tym dzieciom,
ośrodek dożywiania. Jest on filią ośrodka terapeutycznego na Murambi, jedynego w naszej
parafii oraz na terenie całego territoire (odpowiednik województwa) Rutshuru.
Jednak z przykrością trzeba stwierdzić, że na dzień dzisiejszy sytuacja niezbyt się
poprawiła, właściwie nie uległa zmianie. Nadal 50 proc. dzieci jest niedożywionych
i cierpi na chorobę głodową. Jej przyczyną jest też to, że kobiety zbyt często zachodzą
w ciążę, rodzą kolejne dzieci w krótkim odstępie czasu i są zmuszane przerwać karmienie
piersią.
- Kiedy patrzy się na kongijskie dzieci chodzące po ulicach,
wydaje się, że niczego im nie brakuje. Można by powiedzieć o nich, że są pulchne na
buzi. Trafiają jednak do ośrodka, gdzie je dokarmiacie. Jak rozpoznajecie chorobę
głodową?
Barbara Pustułka CSA: Są dwa rodzaje choroby niedożywienia:
tzw. kwashiorkor i marasmus. Kwashiorkor spowodowany jest brakiem białka w organizmie.
Dziecko z tą chorobą jest opuchnięte na twarzy, policzkach, rękach, nogach. Ma także
wydęty brzuszek. Często też naskórek pęka i powoduje rany podobne do oparzeniowych.
Cechą charakterystyczną jest to, że włosy stają się bardziej proste i nabierają rudawego
koloru. Dziecko jest smutne, apatyczne. Marasmus natomiast spowodowany jest brakiem
węglowodanów i tłuszczów w organizmie. Twarz dziecka przybiera starczy wygląd, jest
pomarszczona. Dziecko jest bardzo wychudzone, spada jego waga. Chorym brak apetytu.
Niedawno np. przyniesiono nam do ośrodka dziecko, które miało dwa lata i ważyło 3,5
kilograma.
- To jest chyba jakiś paradoks. Mówimy o chorobie głodowej, niedożywieniu
dzieci, a Siostra mówi, że dziecko nie chce jeść. Widać to było także w ośrodku dożywiania,
gdy dawałyśmy dzieciom ciastka, a jedno z nich patrzyło na ciastko i
w ogóle nie chciało go brać do buzi, tak jakby nie było głodne…
Barbara
Pustułka CSA: Jedną z charakterystycznych oznak choroby głodowej jest właśnie
to, że dziecko nie chce jeść, nie ma siły, by wziąć posiłek do ust. Leczenie jest
procesem długotrwałym, podczas którego należy nawet zmuszać dziecko do jedzenia. Często
używamy do tego sondy, żeby wypełnić jego żołądek treścią pokarmową. Jednym ze znaków
wychodzenia z choroby jest to, że dziecko nabiera ochoty do jedzenia.
-
Jak przebiega proces dożywiania, wychodzenia dzieci z choroby głodowej?
Barbara
Pustułka CSA: Dzieci z głębokim niedożywieniem przewozimy do prowadzonego przez
siostry pallotynki ośrodka terapeutycznego w Rutshuru. W naszym ośrodku natomiast
prowadzimy leczenie uzupełniające. Polega ono na tym, że dzieci otrzymują dwa razy
dziennie ciepły posiłek. Spotykamy się z nimi raz w tygodniu. Dzieci tych mamy dużo.
Ich grupa liczy 80-100 osób. Dostają one mieszankę trzech rodzajów mąki: ze zboża,
soi i orzeszków arachidowych. Wzbogacone jest to olejem i cukrem. To jest pierwszy
posiłek. Następne jest drugie śniadanie, na które często dajemy dzieciom banany czy
ciastka glukozowe. Na obiad dostają mąkę kukurydzianą z fasolą, warzywami albo ryż
z rybą i warzywami, czy ryż z mięsem, aby posiłek był wzbogacony i zawierał białka,
węglowodany oraz tłuszcze. Dzieci pozostają dłuższy czas, tj. od dwóch do trzech miesięcy.
Tyle zajmuje właśnie leczenie choroby głodowej.
- Mówiła Siostra,
że w grupie jest 80-100 dzieci. A zatem one się wymieniają, bo
codziennie przychodzą do ośrodka inne dzieci.
Barbara
Pustułka CSA: W miesiącu mamy grupę liczącą około 300 osób. Ta grupa dzieli się
na cztery podgrupy. Dzieci z podgrupy spotykamy w naszym ośrodku dożywiania raz w
tygodniu. Rano są one badane, mierzone, ważone, następnie mają możliwość spożycia
pierwszego posiłku. Później organizujemy dla nich spotkania, zachęcamy do zabaw. Chcemy
dać im trochę radości i ciepła. W tym samym czasie rodzice idą do ogrodu, gdzie uczymy
ich upraw różnorodnych warzyw, aby potem sami mogli zająć się tym przy swoich domach.
Rodzicie uczą się także hodowli królików, świnek morskich, małych zwierząt domowych,
aby później mogli rozwijać to u siebie. Organizujemy też dla nich pokazy kulinarne
dotyczące przygotowywania racjonalnych posiłków.
- Czy to, czego uczycie,
wydaje potem owoce?
Barbara Pustułka CSA: W czasie większego
spokoju między walkami organizujemy wizyty domowe. Personel ośrodka odwiedza chore
dzieci i stara się bardziej zmobilizować rodziców, aby to, czego uczą się w ośrodku,
przeszczepiali na grunt własnych domów. Widzimy, że niektórzy, przynajmniej mający
takie możliwości, z powodzeniem to czynią, zmniejszając w ten sposób niedożywienie
w rejonie.
- Centrum dożywiania działa przy szpitalu, którym kierujecie
jako Zgromadzenie Sióstr od Aniołów. To sprawia, że pomoc może być całościowa – oprócz
leczenia choroby głodowej, bo towarzyszą jej także inne choroby.
Barbara
Pustułka CSA: Chorobie głodowej u dzieci towarzyszą inne, jak malaria, robaczyce,
biegunki, różne zapalenia. Były nawet przypadki gruźlicy. Chorzy mają organizm bardzo
wrażliwy i delikatny. Potrzebują leczenia farmakologicznego, które zapewniamy w naszym
szpitalu. W razie konieczności dzieci są hospitalizowane. Mają możliwość spotkania
się z lekarzem.
- W szpitalu, przychodni i w centrum dożywiania pracuje
tylko jeden lekarz. Jak dużej liczbie ludności niesie on pomoc?
Barbara
Pustułka CSA: Ludność objęta zasięgiem naszej pomocy medycznej jest skupiona w
12 wioskach. Jej łączna liczba wynosi 11,2 tys. Od 2007 r., kiedy przybył do nas lekarz
i zaczął pracować w szpitalu, pomocą medyczną służymy także czterem sąsiadującym ośrodkom
zdrowia. Zatem ogólna liczba mieszkańców wynosi 65 tys.
- Jakim wyzwaniom
musi sprostać Wasz szpital?
Barbara Pustułka CSA: Od momentu,
kiedy jest z nami lekarz, otworzyliśmy również działalność chirurgiczną. Zgłaszają
się ludzie z różnymi dolegliwościami, jak np. zapalenia wyrostka, przepukliny. Jest
duża grupa chorych, którzy na skutek leczenia metodami tradycyjnymi cierpią np. na
perforację jelita. Wielką pomocą lekarz służy również w przeprowadzaniu cesarskiego
cięcia u ciężarnych kobiet, czym zmniejsza ich śmiertelność podczas porodu i zapobiega
różnym powikłaniom.
- Łatwo powiedzieć: Niesiemy pomoc. Skąd jednak
pochodzą fundusze na tę pomoc? Kto Wam pomaga?
Barbara
Pustułka CSA: Wszystko to możemy czynić dzięki pomocy ludzi dobrej woli i otwartych
serc, których spotykamy bardzo często. Dużą pomoc okazał nam Ruch Maitri z Polski,
któremu bardzo jesteśmy wdzięczni. Pomocą służą nam również organizacje z Niemiec,
Belgii, Francji, Hiszpanii.
- Co w pracy pielęgniarki daje Siostrze
największą radość i jest jakby wynagrodzeniem za ten codzienny trud pracy w
Kongu?
Barbara Pustułka CSA: Największą radością jest dla
mnie moment, kiedy widzę uśmiechniętą twarz dziecka, które wyzdrowiało z choroby głodowej.
Uśmiech dziecka jest jednym z najpiękniejszych znaków zdrowia dziecka, co również
dla mnie jest wielką radością.
Rozm. B. Zajączkowska, Ntamugenga/
rv
Ofiarę na leki i żywność dla dzieci w Północnym
Kivu można składać: