2009-02-04 17:58:51

Ubogacając się doświadczeniem, zmierzać zawsze w kierunku nieba – rozmowa z biskupem nominatem Grzegorzem Kaszakiem


4 lutego Benedykt XVI mianował prał. Grzegorza Kaszaka ordynariuszem diecezji sosnowieckiej. Zapytaliśmy go w jakim duchu podejmuje nowe wyzwanie?

Ks. Grzegorz Kaszak: Przede wszystkim w duchu wielkiego zaufania Panu Bogu. Prowadzi On ten świat do zbawienia i do zwycięstwa nad wszelkim złem. Wybiera osoby, licząc na to, że będą w pełni z Nim współpracowały i w posłuszeństwie Jego woli realizowały Jego plany. Nominację, za którą jestem ogromnie wdzięczny Benedyktowi XVI, postrzegam również w tym kluczu. Czuję na sobie ciężar odpowiedzialności, nowych zadań i problemów, jakie staną przede mną. Z doświadczenia 20 lat kapłaństwa wiem jednak, że Pan Bóg w chwilach trudnych i ciężkich zsyłał pocieszenie i radość - poprzez osoby, gesty czy chwile skupienia na modlitwie. Wówczas człowiek czuje obecność Pana Boga, wsparcie świętych patronów, a przede wszystkim Pani Najświętszej. Z radością zatem oraz ze świadomością olbrzymiego obowiązku, jaki na mnie od tej chwili spoczywa, wchodzę w ten nowy etap mojego życia.

- Episkopat Polski poszerza się obecnie o kogoś z Watykanu. Tam jednak trafił Ksiądz z Polski północnej. Chciałbym zapytać o wspomnienie rodziny i lat młodzieńczych?

Ks. Grzegorz Kaszak: Urodziłem się na Pomorzu. Jest to charakterystyczna kraina, bowiem po wojnie zjechali tam Polacy z różnych zakątków kraju, bardzo często jako przesiedleńcy. Jest to więc zlepek kultur, tradycji, zwyczajów, co widać na Pomorzu Zachodnim. Wpływ na mnie mieli na pewno rodzice, jako pierwsi wychowawcy. Tato pochodzi z ziemi zamojskiej, mama – z centralnej Polski. Ich tradycja oraz sposób patrzenia na życie wpłynęły na mnie. Wydaje mi się, że ten zlepek obyczajów i kultur jest też bogactwem Pomorza. Może dlatego łatwo jest mi się przystosować do innych tradycji: dla mnie to coś normalnego.

Urodziłem się w Choszcznie. Tam ukończyłem szkołę podstawową, a potem liceum ogólnokształcące. W 1983 r. wstąpiłem do Wyższego Seminarium Duchownego w Szczecinie. W mieście tym wówczas jeszcze seminarium nie było, więc jeden rok studiowałem w Paradyżu. Jest to seminarium obecnej diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. Wówczas studiowali w nim klerycy z trzech diecezji: koszalińsko-kołobrzeskiej, szczecińsko-kamieńskiej i dawnej gorzowskiej. Spotkanie z nimi też było ciekawym doświadczeniem. Po roku studiów w tym seminarium ówczesny biskup szczecińsko-kamieński Kazimierz Majdański przeniósł nas do Szczecina. Tam kontynuowałem studia, aż do roku 1989, kiedy to w katedrze św. Jakuba w Szczecinie zostałem wyświęcony na kapłana. Bp Kazimierz Majdański wysłał mnie na placówkę do Świnoujścia, ciekawego i pięknego miasta, gdzie przez kilka miesięcy byłem wikariuszem. Prowadziłem pracę duszpasterska z młodzieżą, rybakami, marynarzami. To też wywarło na mnie jakiś wpływ. Ten bagaż doświadczeń wniosę na pewno do mojej kochanej diecezji.

Później abp Majdański zdecydował, że trzeba kogoś wysłać na studia z teologii moralnej. Pytał mnie: „Co by ksiądz chciał studiować?” Dodał jednak: „Mamy pewną potrzebę i choć pytamy się, to jednak…”. W duchu posłuszeństwa wyraziłem zgodę na te studia. Mówiąc szczerze, chciałem studiować coś innego, ale większość pytań młodzieży, z którą miałem kontakt właśnie tam, w Świnoujściu, dotyczyła moralności, tego, jak żyć. To jest właśnie teologia moralna: jak człowiek powinien się zachowywać, jak działać, co myśleć, co mówić? Dlatego z wielką chęcią podjąłem studia w Rzymie na Uniwersytecie św. Krzyża prowadzonym przez Opus Dei. W tym też widzę rękę Pana Boga. Znalazłem wspaniałego profesora, ówczesnego rektora Ignacio Carrasco de Paula, obecnego dyrektora Instytutu Bioetyki przy Poliklinice Gemelli. Zaproponował mi bardzo ciekawy temat dotyczący miłości małżeńskiej, katechez Jana Pawła II, antykoncepcji. W ten sposób zostałem wprowadzony w tematykę związaną z małżeństwem i rodziną.

W 1992 r. abp Majdański przyjechał do Rzymu. Pamiętam, jak jednego popołudnia powiedział: „Kard. Alfonso López Trujillo prosi mnie o jednego kapłana, który by mu pomógł w Papieskiej Radzie ds. Rodziny. Co ksiądz na to?”. Odpowiedziałem: „Ad experimentum podejmę ten trud. Jestem na ukończeniu licencjatu, później doktorat, więc zobaczymy”. „Dobrze, niech ksiądz podejmie pracę” – powiedział arcybiskup. I tak w latach 1992-2002 pracowałem w Papieskiej Radzie ds. Rodziny. Przez ostatnich pięć lat byłem też sekretarzem osobistym kard. Alfonso Lopeza Trujillo. Było to również bardzo ciekawe i ubogacające doświadczenie Kościoła powszechnego, spraw związanych z życiem, rodziną, jej problemami i radościami.

W 2002 r., na prośbę biskupów polskich, Kongregacja ds. Wychowania Katolickiego mianowała mnie na rektora Papieskiego Instytutu Polskiego w Rzymie. Było to kolejne nowe doświadczenie, gdyż nigdy wcześniej rektorem nie byłem. Przyszło mi spotkać się z księżmi. Skarbem Instytutu nie jest skądinąd bardzo cenny dla Kościoła polskiego budynek, ale żywi ludzie, kapłani, którzy studiują. Mieliśmy księży pochodzących z różnych stron naszego kraju. Spotkanie z księżmi-studentami, dzielenie ich problemów, radości, było dla mnie bardzo ubogacające. Do Instytutu przybywali też goście: biskupi polscy, kapłani. To też było cenne, bowiem przez tych sześć lat miałem kontakt z Kościołem polskim.

- …i to kontakt bardzo konkretny – dodajmy – bo przecież w pewnym sensie odpowiadał Ksiądz za formację elity polskiego Kościoła.

Ks. Grzegorz Kaszak: Rzeczywiście w statutach Instytutu zawarto myśl założyciela, św. bp. Józefa Sebastiana Pelczara, ale także Watykanu, ażeby ten dom był formacyjny. Formacja ta musi być szczególna, gdyż mamy do czynienia z księdzem, który przyjeżdża na studia specjalistyczne z Polski i który ma już pewien bagaż doświadczeń. Zawsze była jednak taka zasada, żeby był to dom formacji wielopłaszczyznowej, po to, żeby później taki ksiądz, odpowiednio przygotowany – nie tylko naukowo (księża studiują na różnych uniwersytetach), ale też pod względem wartości ludzkich i chrześcijańskich – wrócił ubogacony do Polski. Dodajmy, że nie tylko do Polski, bo za mojej kadencji były też przypadki, kiedy Stolica Święta prosiła o kapłana dla służby Kościołowi powszechnemu. A zatem polscy księża wracali z bogactwem tej formacji do kraju, ale także służyli Kościołowi w wymiarze uniwersalnym.

- To były lata 2002-2007. Potem wrócił Ksiądz do Papieskiej Rady ds. Rodziny, na stanowisko wyższe i bardziej odpowiedzialne

Ks. Grzegorz Kaszak: Było dla mnie zaskoczeniem, gdy pewnego wieczoru kard. Alfonso López Trujillo zadzwonił i zapytał: „Czy wyraziłbyś zgodę, gdyby Benedykt XVI mianował cię na sekretarza Papieskiej Rady ds. Rodziny?” I znów zawierzając Panu Bogu – gdyż w moim życiu zdarzały się już tego typu niespodzianki, nominacje, których się nie oczekiwałem – wyraziłem zgodę na podjęcie nowych obowiązków, już teraz jako sekretarza, czyli jednego z przełożonych. Ponownie na moich barkach spoczęła większa odpowiedzialność, wobec Pana Boga i Ojca Świętego. Myślałem: byłem młody, kiedy trzeba było obejmować stanowisko rektora, a teraz kolejne nowe zadanie... W każdym razie zawsze miałem gorącą ufność w Opatrzność i w miłość Pana Boga wobec mnie, a także wobec innych osób, które spotykam, również tych, które dane mi będzie prowadzić w tej nowej formie służby. I tak idę przez życie.

- Udaje się Ksiądz teraz do diecezji sosnowieckiej. Każdemu biskupowi towarzyszy hasło, zawołanie. Czy miał Ksiądz już czas pomyśleć nad swoim?

Ks. Grzegorz Kaszak: Czasu było niewiele, ale już obrałem własne zawołanie. Będą nim słowa: „Facere voluntatem Tuam” – „Pełnić Twoją wolę”. Dlaczego to hasło? Muszę wyznać, że ogromne wrażenie wywarły na mnie rozważania Benedykta XVI z książki „Jezus z Nazaretu”. Sporo miejsca poświęcone tam jest tematowi wypełniania woli Pana Boga, jak z tym było w życiu Pana Jezusa. Bardzo mnie to zainspirowało. Drugi ważny powód: jest to zawołanie śp. abp. Kazimierza Majdańskiego, który był niejako moim ojcem. On mnie zachęcił i zafascynował problematyką życia, małżeństwa i rodziny. Miałem okazję mu się przypatrywać. To zawołanie podejmuję świadom tradycji w nim zawartej, a jednocześnie jako novum, które mam zamiar wnieść swoją działalnością i pracą duszpasterską.

- Czy wiadomo już, kiedy i gdzie Ksiądz przyjmie sakrę biskupią?

Ks. Grzegorz Kaszak: Chciałbym, ażeby konsekracja i objęcie diecezji, które nastąpi w tym samym dniu, dokonały się przed świętami Wielkanocy. Myślę, że może to mieć miejsce gdzieś pod koniec marca.

- Sakrę przyjmie więc Ksiądz w Polsce?

Ks. Grzegorz Kaszak: Tak. Idę do Kościoła sosnowieckiego, który ma przepiękną katedrę i wspaniałe duchowieństwo. Tam jest moje miejsce, gdyż tam mnie Ojciec Święty posyła. Jest taki piękny gest nałożenia pierścienia zaślubin. Z kim? Z tym Kościołem. Dlatego uważam, że moja sakra powinna być tam: w Sosnowcu, w tamtejszej katedrze.

- Wierni oczekujący nowego biskupa zawsze są ciekawi, kim on jest jako człowiek. Co Ksiądz lubi, jak odpoczywa? Czy ma jakieś hobby?

Ks. Grzegorz Kaszak: Chciałbym przypomnieć wydarzenie, które bardzo mi się podobało. Było to w Denver, na Światowym Dniu Młodzieży z Janem Pawłem II. Ja również w tym spotkaniu uczestniczyłem. Pamiętam, jak po Mszy św. z młodzieżą Papież udał się do ośrodka dla dzieci niepełnosprawnych i upośledzonych. Rozmawiał wówczas z tymi dziećmi. Pamiętam niezwykle ciekawy dialog. Jedno z tych dzieci zapytało Ojca Świętego, co najbardziej lubi jeść. Odpowiedział: „To, co mi dadzą – to lubię”. Ja też bym chciał powiedzieć: to, co mi dadzą, to lubię. Inne z tych dzieci pytało Ojca Świętego, czy lubi gumę do żucia. Papież odpowiedział: „Jeszcze nikt mi jej nie dał”. Te inteligentne odpowiedzi naszego Papieża bardzo mi się spodobały. I sam też tak chcę odpowiadać: to, co mi dadzą – to lubię. Oczywiście, będę się starał nie stwarzać swoją osobą problemów. Nie mam szczególnych wymagań, więc myślę, że będzie dobrze.

- A ulubiony sport czy jakieś lektury – też Ksiądz dobierze wg maksymy „to, co dadzą”?

Ks. Grzegorz Kaszak: Z tym będzie gorzej, bo bardzo lubię podróżować, poznawać świat, którego jestem ciekawy. Jestem również ciekawy drugiego człowieka. Miałem tę możliwość, że gdy byłem przy kard. Alfonso Lopezie Trujillo, przychodziło mnóstwo zaproszeń. Jeździliśmy na różne kongresy. Z tego czasu została mi ta ciekawość, żeby niejako bezpośrednio dotknąć człowieka, wsłuchać się w jego problemy, pocieszyć, a przy tym ubogacić się wiarą. Jestem więc ciekawy ludzi, także w kontekście tego, jak im pomóc oraz jak, ubogacając się ich doświadczeniem, zmierzać zawsze w kierunku nieba. Ważne, byśmy się nawzajem wspomagali. Bardzo lubię chodzić, podróżować i ta ciekawość świata mi została.

- Na koniec: słowo do przyszłych diecezjan w dniu nominacji?

Ks. Grzegorz Kaszak: Już przygotowuję projekt listu do moich ukochanych diecezjan. A dzięki życzliwości Radia Watykańskiego, teraz, u progu mojej posługi, pozdrawiam serdecznie wszystkich i każdego z osobna pragnę uściskać i się przywitać. Natomiast władzom państwowym sprawującym urząd na ziemi sosnowieckiej, diecezji, której przyjdzie mi pasterzować, przesyłam wyrazy szacunku i zapewniam o mojej otwartości na współpracę dla dobra człowieka, któremu one służą i któremu mam służyć i ja, jako następca Apostołów.

Rozm. ks. J. Polak SJ/ RV








All the contents on this site are copyrighted ©.