Pora na działanie otwarte – rozmowa z bp. Luigim Padovese
Nadeszły czasy odważnego działania – uważa przewodniczący
episkopatu Turcji. Zdaniem bp. Luigiego Padovese istniejące w tym kraju
napięcia mają bardziej charakter nacjonalistyczny niż religijny i wywoływane
są przez grupy marginalne. W atmosferze większej demokracji tamtejszy
Kościół liczy na prawne uznanie swego statusu, zgodę na prowadzenie
własnego seminarium i dostęp do mediów.
- Do końca Imperium Otomańskiego
wspólnota chrześcijańska w Turcji była najliczniejsza na całym Bliskim Wschodzie.
Obecnie jest najmniejsza. Jak ją można scharakteryzować?
Bp Luigi Padovese: Jest
wspólnotą, na którą składają się różne obrządki i wyznania. W pewnym sensie jest spadkobierczynią
starożytnych Kościołów tego regionu. Choć liczebnie znacznie zmalały, to jednak są
one znaczące zarówno z uwagi na własne dziedzictwo historyczne, jak i na wyróżniające
je teologię i liturgię. To skarb, którego nie wolno zatracić.
- Państwo
tureckie jest oficjalnie państwem świeckim, a nie muzułmańskim. Faktycznie jednak
chrześcijanie żyją tam w klimacie nie wolnym od napięć. Po zabójstwie ks. Andrei
Santoro w 2005 r. częściej dochodzi do ataków na chrześcijańskich duchownych
z zagranicy. Na jakim tle się to dzieje, kto za tym stoi? Czy papieska podróż w 2006
r. coś zmieniła?
Bp Luigi Padovese: Z pewnością podróż Ojca Świętego
przyczyniła się do złagodzenia nastrojów. Zauważam jednak, że napięcia ostatnich miesięcy
mają podłoże bardziej nacjonalistyczne niż ściśle religijne. Nasze relacje z braćmi
muzułmanami, jak i z ich zwierzchnikami, są bardzo dobre. Atmosfera zdecydowanie się
poprawiła, nawet jeśli sporadycznie ciągle dochodzi do aktów wandalizmu, takich jak
choćby wyrzucanie śmieci przed kościołami. Świadczy to, że nastawienie antychrześcijańskie
całkiem nie wygasło. W każdym razie chodzi tu o grupy marginalne.
- Jak
by Ksiądz Biskup określił aktualne wyzwania, którym Kościół w Turcji musi stawić czoła?
Bp
Luigi Padovese: Wspólnota katolicka musi przede wszystkim nabrać odwagi i zdać
sobie sprawę, że jest mniejszością, ale jednak w Turcji obecną. Dlatego, że minione
dzieje zepchnęły chrześcijan (nie tylko katolików) do życia w swoistej anonimowości.
Nadszedł czas działania otwartego, bez lęku, bez przemilczania. Chodzi o krok niezbędny,
który trzeba zrobić i który – czego jestem świadomy – wymaga jeszcze trochę czasu.
Zmierzamy jednak w tym kierunku, również dzięki atmosferze większej demokracji, którą
oddychamy. Tak naprawdę nie ma prawdziwej demokracji bez pluralizmu. Wydaje mi się,
że obecne władze są tego świadome.
Z okazji Roku św. Pawła biskupi tureccy
napisali list pasterski, którego celem jest właśnie rozbudzenie w tamtejszych chrześcijanach
świadomości, kim są. Zdecydowanie wzywa on również do jedności. Co można powiedzieć
o ekumenizmie w Turcji? Czy Rok św. Pawła mu sprzyja?
Bp Luigi Padovese: Oczywiście,
że sprzyja. Zauważamy wspólne zainteresowanie postacią Apostoła, co wielokrotnie wyrażało
się np. organizowaniem sympozjów czy obchodów wspólnie z Kościołem prawosławnym. Dla
przykładu 25 stycznia na uroczystości w Tarsie przybyła spora grupa chrześcijan różnych
wyznań. To są znaczące chwile, które pomagają nam zauważać, że nie jesteśmy sami.
Wymownie napisaliśmy o tym w liście pasterskim: wcześniej niż katolikami, prawosławnymi
czy protestantami, jesteśmy chrześcijanami. To jest podstawowy element, który musi
nas łączyć. Inne inicjatywy podjęte w bieżącym roku dotyczą słowa drukowanego. Chcieliśmy
przyczynić się do większej znajomości zarówno osoby św. Pawła, jak i jego Listów,
także poprzez inicjatywy na poziomie parafialnym. To niewielkie rzeczy, ale ogólnie
mówiąc, w Turcji na więcej nas nie stać, gdyż dysponujemy ograniczonymi środkami.
-
Podsumowując, po wizycie Benedykta XVI w Turcji, jakie oczekiwania towarzyszą obecnemu
spotkaniu z Papieżem?
Bp Luigi Padovese: Miło nam, że Ojciec Święty
przyjmuje nas właśnie w Roku św. Pawła. Odwiedziny Turcji jako jednego z pierwszych
krajów były znakiem życzliwości. Dostrzegamy tę szczególną uwagę. Chcemy prosić Papieża,
aby w stosunku do nas nadal ją zachowywał oraz wspierał nas, żeby Kościół w Turcji
został uznany prawnie. Potrzebujemy seminarium, gdyż kraj potrzebuje własnego duchowieństwa,
a nie tylko ludzi z zewnątrz, jak chociażby ja sam. Chcemy, aby chrześcijaństwo w
Turcji mówiło po turecku, czyli aby prawdziwie się inkulturowało, gdyż w przeciwnym
razie zawsze pozostawać będziemy niejako ciałem obcym. Chcielibyśmy również być bardziej
widoczni w środkach przekazu. Nasza wspólnota jest tak niewielka, że praktycznie nie
mamy dostępu do mediów, choć uważamy je za podstawowe np. w dokładnym ukazywaniu,
czym jest Kościół i chrześcijaństwo.