Kazachstan to miejsce, które pozwala realizować talenty, ale i obnaża słabości - rozmowa
z bp. Januszem Kaletą z Atyrau
- Jak można podsumować waszą wizytę, spotkania z Ojcem Świętym٭?
Bp
J. Kaleta: To był bardzo intensywny tydzień wypełniony modlitwą, celebrą mszy
św. u grobów świętych Piotra i Pawła i spotkaniami w poszczególnych dykasteriach watykańskich.
Czas, kiedy mogliśmy poczuć się w sercu Kościoła, poczuć się trochę ważniejsi niż
to się wydaje – powiedzmy – ze stepów kazachstańskich, czy z pustyni Środkowej Azji.
- Co najbardziej Księdza Biskupa uderzyło w przemówieniu, które
Ojciec Święty wygłosił do Was?
Bp J. Kaleta: To przemówienie to
jest taki program dla naszej pracy. Dla mnie bardzo ważne jest to, że Papież z wielką
znajomością naszych realiów pokazał kilka ważnych problemów. Ja chciałbym zwrócić
uwagę na trzy z nich.
Po pierwsze Papież wzywa do jedności. Trzeba sobie zdać
sprawę, że Kazachstan, Azja Środkowa to miejsce pracy księży, sióstr zakonnych, współpracowników,
misjonarzy świeckich z około 20 państw. To są ludzie pochodzący z różnych wspólnot
religijnych, mający nieraz bardzo różne korzenie w swojej pobożności, w swoim zaangażowaniu.
Bardzo trudno czasami jest zunifikować taką grupę.
W tak małej administraturze
apostolskiej jak Atyrau, gdzie jest tylko sześć parafii, mamy księży z Polski, Białorusi,
Słowacji; świeckich współpracowników z Polski, Słowacji, Hiszpanii, Włoch, Kanady.
Oczywiście ta jedność stawia konkretne wymagania. Przede wszystkim chodzi o chęć współpracy,
by każdemu przyjeżdżającemu do Kazachstanu z własnymi planami, marzeniami, wizjami
apostolskimi, dopomóc wydobyć to, co jest najlepsze i realizować to, co jest potrzebne,
co będzie się sprawdzało w Kazachstanie. To wymaga wiele roztropności, właśnie tego
słuchania poszczególnych osób. Wymaga też tolerancji i szerokiego patrzenia na naszą
rzeczywistość. Papież zwraca uwagę na dwa aspekty. Rozpoczyna od tego, że powinniśmy
dbać o pobożność eucharystyczną, o tradycyjną pobożność związaną z odmawianiem różańca.
Można powiedzieć, że ta zakorzeniona w tradycji kazachstańskiej pobożność ludowa jest
bardzo ważną, podstawową dziedziną naszego zaangażowania, którą trzeba pielęgnować.
Z drugiej strony Papież wzywa do tego, by poszukiwać i wykorzystywać nowe
metody duszpasterskie. To na pewno obejmuje także wykorzystanie środków masowego przekazu:
radia, internetu, telewizji. Na pewno chodzi o wykorzystanie gorliwości i zaangażowania
nowych ruchów religijnych. Mamy przedstawicieli tych nowych ruchów dosyć dużo: Comunione
Liberazione, Odnowa Charyzmatyczna, Neokatechumenat, Ruch „Światło Życie” z Polski.
Trzeba by wypracować metodę współpracy, odnaleźć te dziedziny, w których oni mogliby
się zaangażować jeszcze bardziej, by ta pobożność, by wiara naszych parafian rosła.
Trzeci
moment, na który chciałbym zwrócić uwagę to wezwanie do zaangażowania w staraniach
o wolność religijną. Papież mówił o wolności religijnej w kilka dni po dyskusji w
Parlamencie i zatwierdzeniu projektu nowego prawa o wolności religijnej. Nam jako
Kościołowi katolickiemu czasami może grozić takie zamknięcie się w swoich ścianach;
w nadziei, że w jakiś sposób przetrwamy, że nam pozwolą działać.
Przed wyjazdem
do Rzymu na wizytę ad limina w naszym kościele mieliśmy wieczór modlitewny
wspólnie z braćmi z Kościołów protestanckich, modliliśmy się właśnie o wolność religijną.
I o ile ja mogłem być umiarkowanym optymistą, co do przyszłości naszego Kościoła,
to wielu z nich jednak z wielkim strachem w oczach patrzy w przyszłość. Dzieje się
tak dlatego, że na ponad tysiąc zarejestrowanych protestanckich stowarzyszeń, wspólnot
religijnych, bardzo wiele nie ma szans przetrwania. Tutaj urzędnicy, zwłaszcza tego
niższego szczebla, w chwilach otwartości bardzo jasno mówią, że oni po prostu nie
zarejestrują wielu z tych wspólnot religijnych. Na pewno byłby to krok wstecz, jeżeli
chodzi o te wolności obywatelskie, o wartości związane z wolnością religijną.
Traktuję
te słowa Papieża, jako wezwanie najpierw do modlitwy, do starań, by na swoim poziomie
wykazać jak najwięcej wrażliwości na potrzeby innych, na niebezpieczeństwa związane
z brakiem dążenia do wolności religijnej, do tolerancji, do akceptacji inności.
-
A więc Kościół ma się wypowiadać nie tylko we własnym imieniu, ale
też w imieniu tych wspólnot, które takiego silnego głosu nie mają?
Bp
J. Kaleta: Kościół katolicki w Kazachstanie, ten lokalny Kościół, powiedzmy sobie
szczerze, też się nie liczy jako potencjalny wyborca dla poszczególnych partii, czy
dla prezydenta. Kościół katolicki ma jednak bardzo duży autorytet. To jest związane
przede wszystkim z doświadczeniami prezydenta Nazarbajewa w kontaktach z Janem Pawłem
II, to jest współpraca ze Stolicą Apostolską w organizowaniu spotkań liderów „religii
światowych i tradycyjnych” w Astanie. Wobec tego Kościół katolicki jest mocny siłą
Stolicy Apostolskiej, świadomością, że jednak reprezentujemy grubo ponad miliard wierzących
na całym świecie. Te małe grupy religijne, które powstają jak grzyby po deszczu i
bardzo często są jednak zagubione w rzeczywistości kazachstańskiej, nie mają żadnego
oparcia, ani teologicznego, ani politycznego. One są bardzo zagrożone.
Spotykam
wielu ludzi, którzy dają wielkie świadectwo wiary w Jezusa Chrystusa, w Jego zbawczą
moc, zbawczą moc Jego krzyża, ludzi bardzo zaangażowanych w głoszenie Ewangelii, którzy
nie należą do Kościoła katolickiego. Byłoby – moim zdaniem – grzechem, gdybyśmy zlekceważyli
to niebezpieczeństwo, które im grozi.
- Mówił Ksiądz Biskup o reprezentowaniu
miliarda wierzących. Jak biskup z dalekiego Kazachstanu czuje się tutaj w Rzymie,
w centrum katolicyzmu?
Bp J. Kaleta: To nie jest moja pierwsza wizyta
w Rzymie, a generalnie w klimacie włoskim i w samym Rzymie czuję się bardzo dobrze.
To jest z jednej strony zwykle bardzo intensywny czas, z drugiej strony jednak czas
odpoczynku, kiedy zostawia się te miejscowe, kazachstańskie, administracyjne problemy
z rejestracją, przerejestrowaniem, wyrejestrowaniem, zameldowaniem, wymeldowaniem,
pozwoleniem takim czy innym. To trochę pozwala odetchnąć żeby zabrać się na nowo do
pracy.
- A gdy chodzi o sytuację biskupa misyjnego?
Bp
J. Kaleta: Tutaj w Rzymie to człowiek się może „poczuć biskupem”, zwłaszcza, gdy
się chodzi wystrojonym w szaty biskupie do poszczególnych kongregacji. Rzeczywistość
kazachstańska jest bardziej „domowa”. To jest kilku księży, którzy dzielą z człowiekiem
te same problemy. Każdy proboszcz w większej parafii w Polsce ma najczęściej zdecydowanie
większe od nas możliwości i personalne, i materialne. Toteż jest to taki przyjemny
moment, że tutaj w Rzymie człowiek czuje się trochę bardziej biskupem.
- I
trochę bardziej doceniony w swojej pracy?
Bp J. Kaleta: Ja chciałbym
być doceniony przede wszystkim tam „na górze”.Pozostaje pytanie, jak na te
nasze porażki i mniemane sukcesy popatrzy kiedyś Pan Bóg, jak On to będzie oceniał.
-
Czy w sytuacji Kościoła będącego mniejszością i to czasem rozproszoną, czy nie
dokucza samotność, poczucie oddalenia, bycie gdzieś na marginesie życia Kościoła?
Bp
J. Kaleta: Tak, ale samotność to jest problem, który dotyka nie tylko w Kazachstanie.
To jest jeden z najważniejszych problemów duchowego życia księży, sióstr zakonnych.
To jest problem związany zarówno z wiarą, jak i zdrowiem emocjonalnym i fizycznym.
Na pewno Kazachstan, misje potrafią wyzwolić to, co jest dobre w człowieku. To jest
miejsce, gdzie można zrealizować swoje talenty, można się rozwinąć bardzo szybko,
ale też gdzie obnażana jest słabość człowieka, te różne nasze kłopoty emocjonalne,
nieumiejętność radzenia sobie właśnie z samotnością. Jesteśmy Polakami, cóż by powiedzieć
o Polaku, który nie przeżywa od czasu do czasu takiej nostalgii za polskimi górami
i lasami...
- Wróćmy tymczasem do sytuacji w Kazachstanie. Jak wygląda administratura
apostolska w Atyrau? Kto stanowi wspólnotę wierzących? Jak wygląda duszpasterstwo?
Bp
J. Kaleta: W ostatnich miesiącach otworzyliśmy nowy kościół w Uralsku. Jest to
miasto ponad 250 tysięczne, położone na północy administratury, blisko granicy rosyjskiej.
Tam większość katolików stanowią osoby pochodzenia polskiego i niemieckiego, zresztą
jest ich na razie garstka. Do proboszcza ks. Jana Treli dołączył ksiądz ze Słowacji
oraz dwójka wolontariuszy świeckich ze Słowacji. Mamy nadzieję, że ta parafia, posiadając
własny budynek, będzie się rozwijała. Mam nadzieję, że uda się księdzu Janowi też
dokonać tych wszystkich koniecznych procedur administracyjnych związanych z oddaniem
kościoła do użytku. To czasami jest niemniej trudne, niż samo budowanie.
Blisko
Uralska jest miejscowość Aksaj. Tam jest osiedle pracowników firm naftowych, kilkanaście
narodowości, dużo Włochów, Amerykanów. Mamy nadzieję, że uda się tam w najbliższym
czasie bardziej zaktywizować naszą działalność. Do tego czasu najczęściej sprawowane
były Msze św. w Aksaj tylko na Wielkanoc i na Boże Narodzenie. O Atyrau wielokrotnie
mówiłem w Radiu Watykańskim. Mamy bardzo żywą i zróżnicowaną wspólnotę, bo należą
do niej ludzie z około 20 narodowości, w tym bardzo czasami egzotycznych dla nas:
z Filipin, z Indonezji, z Nigerii, z Ameryki Południowej. Jest dużo Włochów, dużo
Amerykanów. W sierpniu dołączyły do nas trzy siostry ze zgromadzenia św. Elżbiety.
One się uczą miejscowych warunków, patrzą, gdzie mogą się zaangażować, bardzo się
cieszę, że biorą się do pracy. Mają dużo zapału i dużo umiejętności, doświadczeń z
pracy w Polsce i na Ukrainie.
Najbliższym priorytetem będzie dla nas zakup
ziemi i uzyskanie pozwolenia na budowę kościoła w mieście Aktau, to jest 800 km na
południe od Atyrau, jadąc koleją to jest ponad 20 godzin drogi. W Aktau planowane
jest wybudowanie nowego miasta. Niektórzy entuzjaści mówią o nowym Dubaju nad Morzem
Kaspijskim. Mamy nadzieję, że ta wspólnota, która jest dopiero w zalążku w tym mieście,
uzyska możliwość wybudowania swojej świątyni. To jest bardzo ważne, bo do tego czasu
modlą się w małym mieszkanku w bloku, śpiewając tak trochę półgębkiem pieśni liturgiczne
i sprawując czasami prawie szeptem liturgię, żeby nikt się nie obraził, nie poczuł
się zaniepokojony. To budowanie Kościoła, który składa się z żywych kamieni jest u
nas jednak związane bardzo ściśle z budowaniem budynków, które są też znakiem obecności
Kościoła katolickiego.
Tak w perspektywie tych zmian w prawodawstwie Kazachstanu
widać ewidentnie, że to jest bardzo ważny element: posiadanie własnego kościoła, własnego
miejsca modlitwy.
- Czy w tej dziedzinie pomaga jakoś Kościół powszechny?
Bp J. Kaleta: Oczywiście, chciałbym serdecznie podziękować wszystkim tym, którzy
swoją modlitwą i swoją hojnością pomagają nam budować ten Kościół. Mogę powiedzieć,
trochę nieskromnie, że parafia w Atyrau i niektóre inne wspólnoty są prawie samodzielne,
jeżeli chodzi o takie bieżące wydatki: na ogrzewanie, na prąd, na kanalizację, na
zapłatę zatrudnionym pracownikom. Natomiast ewidentnie nie ma możliwości finansowania
jakichś większych projektów, dlatego, że te wspólnoty są dopiero w zalążku. Nasi parafianie
są to najczęściej osoby o raczej niezbyt wysokich dochodach, więc jesteśmy zdani na
pomoc z zewnątrz. Bogu dzięki, mamy tę pomoc. Gdybyśmy jej nie mieli, to nie udałoby
się otwierać, budować nowych kościołów i zakładać nowych parafii.
- Czy
przy tych parafiach prowadzona jest działalność duszpasterska typowa dla parafii,
czy też coś dodatkowego?
Bp J. Kaleta: Pytanie, co jest właśnie
normą? Nasze kościoły są budowane pomiędzy blokami, w osiedlach, gdzie mieszka bardzo
dużo ludzi, gdzie przebywa dosyć dużo młodzieży, dzieci. Dosyć często ten kościół
i jego okolice jest miejscem spotkania dla tych młodych ludzi, którzy przychodzą zagrać
w „kosza” czy w „siatkę”, posiedzieć czasami po prostu na schodach i pogadać. To w
tym zabieganiu polskich duszpasterzy jest pewien luksus. Ucząc po kilkanaście godzin
religii w ciągu tygodnia, mając wszystkie inne zajęcia, duszpasterze w Polsce najczęściej
nie mają wolnego czasu na rozmowę z ludźmi, która wcześniej czy później schodzi na
tematy związane z duchowością i z wiarą. To jest taka najprostsza droga do tego, żeby
pokazać Boga tym, którzy Go potrzebują. Paradoksalnie najczęściej spotykamy ludzi
gotowych rozmawiać o wierze, zwłaszcza mężczyzn, którzy poczuli się po wypitym alkoholu
niezbyt dobrze, i fizycznie, i emocjonalnie. Przychodzą nieraz po prostu się wyżalić,
wypłakać, czy, jak mówią, wyspowiadać. No, spowiadać to się takiego troszkę pijanego
człowieka za bardzo nie da, natomiast staramy się bardzo, żeby każdego z nich wysłuchać,
żeby zobaczyć w tym nieraz umęczonym życiem człowieku – brata w Chrystusie. To też
jest wielkie dla mnie doświadczenie, mówię o tym wszystkim księżom i w Kazachstanie,
i poza jego granicami, że to jest ważne. Oczywiście są inne formy takiej preewangelizacji.
Działalność charytatywna nie może się sprowadzać tylko do rozdawania chleba, czy też
dawania talerza zupy temu, który jest w tym momencie ewidentnie głodny i nie ma gdzie
się podziać. O wiele ważniejsza jest pomoc w zdobyciu pracy. Na zachodzie Kazachstanu
jednym z warunków zdobycia tej pracy jest znajomość języków obcych, zwłaszcza języka
angielskiego, włoskiego. Staramy się w jakiś sposób w tym pomagać.
Rozm.
ks. T. Cieślak SJ/rv
٭Wywiad zrealizowany na zakończenie wizyty
ad limina biskupów z Azji Środkowej w październiku 2008 r.