2009-01-26 18:24:18

Kazachstan to miejsce, które pozwala realizować talenty, ale i obnaża słabości - rozmowa z bp. Januszem Kaletą z Atyrau


- Jak można podsumować waszą wizytę, spotkania z Ojcem Świętym٭?

Bp J. Kaleta: To był bardzo intensywny tydzień wypełniony modlitwą, celebrą mszy św. u grobów świętych Piotra i Pawła i spotkaniami w poszczególnych dykasteriach watykańskich. Czas, kiedy mogliśmy poczuć się w sercu Kościoła, poczuć się trochę ważniejsi niż to się wydaje – powiedzmy – ze stepów kazachstańskich, czy z pustyni Środkowej Azji.

- Co najbardziej Księdza Biskupa uderzyło w przemówieniu, które Ojciec Święty wygłosił do Was?

Bp J. Kaleta: To przemówienie to jest taki program dla naszej pracy. Dla mnie bardzo ważne jest to, że Papież z wielką znajomością naszych realiów pokazał kilka ważnych problemów. Ja chciałbym zwrócić uwagę na trzy z nich.

Po pierwsze Papież wzywa do jedności. Trzeba sobie zdać sprawę, że Kazachstan, Azja Środkowa to miejsce pracy księży, sióstr zakonnych, współpracowników, misjonarzy świeckich z około 20 państw. To są ludzie pochodzący z różnych wspólnot religijnych, mający nieraz bardzo różne korzenie w swojej pobożności, w swoim zaangażowaniu. Bardzo trudno czasami jest zunifikować taką grupę.

W tak małej administraturze apostolskiej jak Atyrau, gdzie jest tylko sześć parafii, mamy księży z Polski, Białorusi, Słowacji; świeckich współpracowników z Polski, Słowacji, Hiszpanii, Włoch, Kanady. Oczywiście ta jedność stawia konkretne wymagania. Przede wszystkim chodzi o chęć współpracy, by każdemu przyjeżdżającemu do Kazachstanu z własnymi planami, marzeniami, wizjami apostolskimi, dopomóc wydobyć to, co jest najlepsze i realizować to, co jest potrzebne, co będzie się sprawdzało w Kazachstanie. To wymaga wiele roztropności, właśnie tego słuchania poszczególnych osób. Wymaga też tolerancji i szerokiego patrzenia na naszą rzeczywistość. Papież zwraca uwagę na dwa aspekty. Rozpoczyna od tego, że powinniśmy dbać o pobożność eucharystyczną, o tradycyjną pobożność związaną z odmawianiem różańca. Można powiedzieć, że ta zakorzeniona w tradycji kazachstańskiej pobożność ludowa jest bardzo ważną, podstawową dziedziną naszego zaangażowania, którą trzeba pielęgnować.

Z drugiej strony Papież wzywa do tego, by poszukiwać i wykorzystywać nowe metody duszpasterskie. To na pewno obejmuje także wykorzystanie środków masowego przekazu: radia, internetu, telewizji. Na pewno chodzi o wykorzystanie gorliwości i zaangażowania nowych ruchów religijnych. Mamy przedstawicieli tych nowych ruchów dosyć dużo: Comunione Liberazione, Odnowa Charyzmatyczna, Neokatechumenat, Ruch „Światło Życie” z Polski. Trzeba by wypracować metodę współpracy, odnaleźć te dziedziny, w których oni mogliby się zaangażować jeszcze bardziej, by ta pobożność, by wiara naszych parafian rosła.

Trzeci moment, na który chciałbym zwrócić uwagę to wezwanie do zaangażowania w staraniach o wolność religijną. Papież mówił o wolności religijnej w kilka dni po dyskusji w Parlamencie i zatwierdzeniu projektu nowego prawa o wolności religijnej. Nam jako Kościołowi katolickiemu czasami może grozić takie zamknięcie się w swoich ścianach; w nadziei, że w jakiś sposób przetrwamy, że nam pozwolą działać.

Przed wyjazdem do Rzymu na wizytę ad limina w naszym kościele mieliśmy wieczór modlitewny wspólnie z braćmi z Kościołów protestanckich, modliliśmy się właśnie o wolność religijną. I o ile ja mogłem być umiarkowanym optymistą, co do przyszłości naszego Kościoła, to wielu z nich jednak z wielkim strachem w oczach patrzy w przyszłość. Dzieje się tak dlatego, że na ponad tysiąc zarejestrowanych protestanckich stowarzyszeń, wspólnot religijnych, bardzo wiele nie ma szans przetrwania. Tutaj urzędnicy, zwłaszcza tego niższego szczebla, w chwilach otwartości bardzo jasno mówią, że oni po prostu nie zarejestrują wielu z tych wspólnot religijnych. Na pewno byłby to krok wstecz, jeżeli chodzi o te wolności obywatelskie, o wartości związane z wolnością religijną.

Traktuję te słowa Papieża, jako wezwanie najpierw do modlitwy, do starań, by na swoim poziomie wykazać jak najwięcej wrażliwości na potrzeby innych, na niebezpieczeństwa związane z brakiem dążenia do wolności religijnej, do tolerancji, do akceptacji inności.

- A więc Kościół ma się wypowiadać nie tylko we własnym imieniu, ale też w imieniu tych wspólnot, które takiego silnego głosu nie mają?

Bp J. Kaleta: Kościół katolicki w Kazachstanie, ten lokalny Kościół, powiedzmy sobie szczerze, też się nie liczy jako potencjalny wyborca dla poszczególnych partii, czy dla prezydenta. Kościół katolicki ma jednak bardzo duży autorytet. To jest związane przede wszystkim z doświadczeniami prezydenta Nazarbajewa w kontaktach z Janem Pawłem II, to jest współpraca ze Stolicą Apostolską w organizowaniu spotkań liderów „religii światowych i tradycyjnych” w Astanie. Wobec tego Kościół katolicki jest mocny siłą Stolicy Apostolskiej, świadomością, że jednak reprezentujemy grubo ponad miliard wierzących na całym świecie. Te małe grupy religijne, które powstają jak grzyby po deszczu i bardzo często są jednak zagubione w rzeczywistości kazachstańskiej, nie mają żadnego oparcia, ani teologicznego, ani politycznego. One są bardzo zagrożone.

Spotykam wielu ludzi, którzy dają wielkie świadectwo wiary w Jezusa Chrystusa, w Jego zbawczą moc, zbawczą moc Jego krzyża, ludzi bardzo zaangażowanych w głoszenie Ewangelii, którzy nie należą do Kościoła katolickiego. Byłoby – moim zdaniem – grzechem, gdybyśmy zlekceważyli to niebezpieczeństwo, które im grozi.

- Mówił Ksiądz Biskup o reprezentowaniu miliarda wierzących. Jak biskup z dalekiego Kazachstanu czuje się tutaj w Rzymie, w centrum katolicyzmu?

Bp J. Kaleta: To nie jest moja pierwsza wizyta w Rzymie, a generalnie w klimacie włoskim i w samym Rzymie czuję się bardzo dobrze. To jest z jednej strony zwykle bardzo intensywny czas, z drugiej strony jednak czas odpoczynku, kiedy zostawia się te miejscowe, kazachstańskie, administracyjne problemy z rejestracją, przerejestrowaniem, wyrejestrowaniem, zameldowaniem, wymeldowaniem, pozwoleniem takim czy innym. To trochę pozwala odetchnąć żeby zabrać się na nowo do pracy.

- A gdy chodzi o sytuację biskupa misyjnego?

Bp J. Kaleta: Tutaj w Rzymie to człowiek się może „poczuć biskupem”, zwłaszcza, gdy się chodzi wystrojonym w szaty biskupie do poszczególnych kongregacji. Rzeczywistość kazachstańska jest bardziej „domowa”. To jest kilku księży, którzy dzielą z człowiekiem te same problemy. Każdy proboszcz w większej parafii w Polsce ma najczęściej zdecydowanie większe od nas możliwości i personalne, i materialne. Toteż jest to taki przyjemny moment, że tutaj w Rzymie człowiek czuje się trochę bardziej biskupem.

- I trochę bardziej doceniony w swojej pracy?

Bp J. Kaleta: Ja chciałbym być doceniony przede wszystkim tam „na górze”. Pozostaje pytanie, jak na te nasze porażki i mniemane sukcesy popatrzy kiedyś Pan Bóg, jak On to będzie oceniał.

- Czy w sytuacji Kościoła będącego mniejszością i to czasem rozproszoną, czy nie dokucza samotność, poczucie oddalenia, bycie gdzieś na marginesie życia Kościoła?

Bp J. Kaleta: Tak, ale samotność to jest problem, który dotyka nie tylko w Kazachstanie. To jest jeden z najważniejszych problemów duchowego życia księży, sióstr zakonnych. To jest problem związany zarówno z wiarą, jak i zdrowiem emocjonalnym i fizycznym. Na pewno Kazachstan, misje potrafią wyzwolić to, co jest dobre w człowieku. To jest miejsce, gdzie można zrealizować swoje talenty, można się rozwinąć bardzo szybko, ale też gdzie obnażana jest słabość człowieka, te różne nasze kłopoty emocjonalne, nieumiejętność radzenia sobie właśnie z samotnością. Jesteśmy Polakami, cóż by powiedzieć o Polaku, który nie przeżywa od czasu do czasu takiej nostalgii za polskimi górami i lasami...

- Wróćmy tymczasem do sytuacji w Kazachstanie. Jak wygląda administratura apostolska w Atyrau? Kto stanowi wspólnotę wierzących? Jak wygląda duszpasterstwo?

Bp J. Kaleta: W ostatnich miesiącach otworzyliśmy nowy kościół w Uralsku. Jest to miasto ponad 250 tysięczne, położone na północy administratury, blisko granicy rosyjskiej. Tam większość katolików stanowią osoby pochodzenia polskiego i niemieckiego, zresztą jest ich na razie garstka. Do proboszcza ks. Jana Treli dołączył ksiądz ze Słowacji oraz dwójka wolontariuszy świeckich ze Słowacji. Mamy nadzieję, że ta parafia, posiadając własny budynek, będzie się rozwijała. Mam nadzieję, że uda się księdzu Janowi też dokonać tych wszystkich koniecznych procedur administracyjnych związanych z oddaniem kościoła do użytku. To czasami jest niemniej trudne, niż samo budowanie.

Blisko Uralska jest miejscowość Aksaj. Tam jest osiedle pracowników firm naftowych, kilkanaście narodowości, dużo Włochów, Amerykanów. Mamy nadzieję, że uda się tam w najbliższym czasie bardziej zaktywizować naszą działalność. Do tego czasu najczęściej sprawowane były Msze św. w Aksaj tylko na Wielkanoc i na Boże Narodzenie. O Atyrau wielokrotnie mówiłem w Radiu Watykańskim. Mamy bardzo żywą i zróżnicowaną wspólnotę, bo należą do niej ludzie z około 20 narodowości, w tym bardzo czasami egzotycznych dla nas: z Filipin, z Indonezji, z Nigerii, z Ameryki Południowej. Jest dużo Włochów, dużo Amerykanów. W sierpniu dołączyły do nas trzy siostry ze zgromadzenia św. Elżbiety. One się uczą miejscowych warunków, patrzą, gdzie mogą się zaangażować, bardzo się cieszę, że biorą się do pracy. Mają dużo zapału i dużo umiejętności, doświadczeń z pracy w Polsce i na Ukrainie.

Najbliższym priorytetem będzie dla nas zakup ziemi i uzyskanie pozwolenia na budowę kościoła w mieście Aktau, to jest 800 km na południe od Atyrau, jadąc koleją to jest ponad 20 godzin drogi. W Aktau planowane jest wybudowanie nowego miasta. Niektórzy entuzjaści mówią o nowym Dubaju nad Morzem Kaspijskim. Mamy nadzieję, że ta wspólnota, która jest dopiero w zalążku w tym mieście, uzyska możliwość wybudowania swojej świątyni. To jest bardzo ważne, bo do tego czasu modlą się w małym mieszkanku w bloku, śpiewając tak trochę półgębkiem pieśni liturgiczne i sprawując czasami prawie szeptem liturgię, żeby nikt się nie obraził, nie poczuł się zaniepokojony. To budowanie Kościoła, który składa się z żywych kamieni jest u nas jednak związane bardzo ściśle z budowaniem budynków, które są też znakiem obecności Kościoła katolickiego.

Tak w perspektywie tych zmian w prawodawstwie Kazachstanu widać ewidentnie, że to jest bardzo ważny element: posiadanie własnego kościoła, własnego miejsca modlitwy.

- Czy w tej dziedzinie pomaga jakoś Kościół powszechny?

Bp J. Kaleta: Oczywiście, chciałbym serdecznie podziękować wszystkim tym, którzy swoją modlitwą i swoją hojnością pomagają nam budować ten Kościół. Mogę powiedzieć, trochę nieskromnie, że parafia w Atyrau i niektóre inne wspólnoty są prawie samodzielne, jeżeli chodzi o takie bieżące wydatki: na ogrzewanie, na prąd, na kanalizację, na zapłatę zatrudnionym pracownikom. Natomiast ewidentnie nie ma możliwości finansowania jakichś większych projektów, dlatego, że te wspólnoty są dopiero w zalążku. Nasi parafianie są to najczęściej osoby o raczej niezbyt wysokich dochodach, więc jesteśmy zdani na pomoc z zewnątrz. Bogu dzięki, mamy tę pomoc. Gdybyśmy jej nie mieli, to nie udałoby się otwierać, budować nowych kościołów i zakładać nowych parafii.

- Czy przy tych parafiach prowadzona jest działalność duszpasterska typowa dla parafii, czy też coś dodatkowego?

Bp J. Kaleta: Pytanie, co jest właśnie normą? Nasze kościoły są budowane pomiędzy blokami, w osiedlach, gdzie mieszka bardzo dużo ludzi, gdzie przebywa dosyć dużo młodzieży, dzieci. Dosyć często ten kościół i jego okolice jest miejscem spotkania dla tych młodych ludzi, którzy przychodzą zagrać w „kosza” czy w „siatkę”, posiedzieć czasami po prostu na schodach i pogadać. To w tym zabieganiu polskich duszpasterzy jest pewien luksus. Ucząc po kilkanaście godzin religii w ciągu tygodnia, mając wszystkie inne zajęcia, duszpasterze w Polsce najczęściej nie mają wolnego czasu na rozmowę z ludźmi, która wcześniej czy później schodzi na tematy związane z duchowością i z wiarą. To jest taka najprostsza droga do tego, żeby pokazać Boga tym, którzy Go potrzebują. Paradoksalnie najczęściej spotykamy ludzi gotowych rozmawiać o wierze, zwłaszcza mężczyzn, którzy poczuli się po wypitym alkoholu niezbyt dobrze, i fizycznie, i emocjonalnie. Przychodzą nieraz po prostu się wyżalić, wypłakać, czy, jak mówią, wyspowiadać. No, spowiadać to się takiego troszkę pijanego człowieka za bardzo nie da, natomiast staramy się bardzo, żeby każdego z nich wysłuchać, żeby zobaczyć w tym nieraz umęczonym życiem człowieku – brata w Chrystusie. To też jest wielkie dla mnie doświadczenie, mówię o tym wszystkim księżom i w Kazachstanie, i poza jego granicami, że to jest ważne. Oczywiście są inne formy takiej preewangelizacji. Działalność charytatywna nie może się sprowadzać tylko do rozdawania chleba, czy też dawania talerza zupy temu, który jest w tym momencie ewidentnie głodny i nie ma gdzie się podziać. O wiele ważniejsza jest pomoc w zdobyciu pracy. Na zachodzie Kazachstanu jednym z warunków zdobycia tej pracy jest znajomość języków obcych, zwłaszcza języka angielskiego, włoskiego. Staramy się w jakiś sposób w tym pomagać.

Rozm. ks. T. Cieślak SJ/rv 

٭Wywiad zrealizowany na zakończenie wizyty ad limina biskupów z Azji Środkowej w październiku 2008 r.

 

   

 












All the contents on this site are copyrighted ©.