Ludzie odchodzą do sekt, bo brakuje im Kościoła i księży –
wywiad z polskim biskupem pomocniczym w boliwijskiej diecezji Santa Cruz de la Sierra
O teologii wyzwolenia, sektach jako substytucie Kościoła oraz zawiedzionych
nadziejach, jakie Kościół w Boliwii wiązał z wyborem prezydenta-Indianina
opowiada bp Stanisław Dowlaszewicz.
- Wśród boliwijskich biskupów
jest aż trzech Polaków. Spontanicznie nasuwa się pytanie: skąd ta „polonizacja”
boliwijskiego Episkopatu?
Bp S. Dowlaszewicz: Jest to chyba związane
z tym, że od 1995 roku zwiększyła się grupa polskich misjonarzy w Boliwii. Jest nas
obecnie ponad 120 księży i zakonnic. A zatem jest to docenienie pracy polskiego misjonarza
i polskiej misjonarki na ziemi boliwijskiej.
- Dla człowieka, który
patrzy z zewnątrz, Kościół w Ameryce Południowej pozostaje trudną do zrozumienia enigmą.
Z jednej strony słyszymy o żywej pobożności ludowej, która nam Polakom jest
bliska. Z drugiej strony mamy w pamięci teologię wyzwolenia, próbę pogodzenia
marksizmu z Ewangelią, co nam Polakom wydaje się dość obrzydliwe. Teraz
słyszymy o sektach, o radykalnych nurtach protestanckich. Jaki jest rzeczywisty
obraz Kościoła w Ameryce Południowej?
Bp S. Dowlaszewicz: Ja
też, jak wyjeżdżałem do Boliwii, myślałem, że będę miał problemy z teologią wyzwolenia.
Ale mówiąc szczerze, w Kościele boliwijskim nigdy nie przeżywaliśmy tego problemu.
Teologia wyzwolenia dała się raczej zauważyć u niektórych osobistości mających tę
ideę, natomiast Kościół, jego podstawy, czyli ten nasz prosty lud, w ogóle na te sprawy
nie zwracał uwagi. Ci ludzie żyją religijnością wyniesioną z domu i doświadczają obecności
Boga w tradycyjnych zwyczajach, czy to na Boże Narodzenie, czy na Wielkanoc, czy w
kulcie świętych. I pamiętają, że ponad tym wszystkim jest Ktoś, kto się nazywa Bóg.
Dlatego teologii wyzwolenia ja osobiście nie doświadczyłem jako problemu w Kościele
łacińskim. Czasami myślę, że te elementy Kościoła rewolucyjnego były bardziej przeżywane
na zewnątrz. Co innego sprawa sekt. Na terenie Boliwii, konkretnie w naszej diecezji,
mamy kilka Kościołów historycznych i jest z nimi bardzo dobra współpraca. Mamy natomiast
problem z sektami charyzmatycznymi, bo dużo ludzi do nich przechodzi. Ale to też jest
spowodowane tym, że w wielu miejscach brakuje księdza, brakuje obecności Kościoła.
Boliwijczyk to człowiek medytacji, modlitwy, śpiewu, więc on tego szuka, żeby pomodlić
się, pośpiewać, poklaskać. Jeżeli brak stałej obecności Kościoła katolickiego, ci
ludzie szukają miejsca, gdzie by mogli spotkać się z Bogiem. A jeżeli pojawi się Kościół
katolicki z obecnością księdza, zakonnic, to ludzie z powrotem wracają do Kościoła.
Bo to nie jest kwestia teologii. Ci ludzie nie chcą zmienić wiary, oni tylko szukają
miejsca, gdzie by się mogli połączyć z Bogiem.
- Zmieńmy temat.
W ostatnim czasie Boliwia często trafia do mediów za sprawą kontrowersyjnych reform
prezydenta Evo Moralesa, takiego boliwijskiego Baracka Obamy – pierwszego prezydenta
Indianina. Jak Kościół radzi sobie z jego poczynaniami?
Bp
S. Dowlaszewicz: Mamy to, do czego żeśmy przez tyle lat dążyli. To znaczy, od
kiedy jestem w Boliwii, zawsze słyszałem wypowiedzi biskupów, którzy apelowali, aby
ci, którzy nie mają głosu i zawsze byli odsunięci od władzy, w końcu mogli też decydować
o sobie i o swej przyszłości. Dlatego to, co obecnie przeżywa Boliwia, przyjęliśmy
z zadowoleniem, bo wreszcie ludzie, którzy nie mieli głosu doszli do głosu, do stanowisk,
dzięki którym mogli wejść do historii z twarzą. Oczekiwano, że ten nowy rząd z nowym
prezydentem pochodzenia indiańskiego będzie elementem łączącym, który uleczy rany.
Niestety bardzo szybko się okazało, że te oczekiwania zostały niejako zawiedzione,
bo prezydencka wizja państwa jest sprzeczna z tym, co Kościół nauczał przez tyle lat.
Patrząc na to, co się dzieje w Boliwii, trzeba też mieć na uwadze, że prezydent pochodzi
z Ajmarów, grupy etnicznej, która bardzo często patrzy wstecz. Przypominają i przeżywają
na nowo smutne momenty, kiedy musieli cierpieć. Dlatego mówi się o dekolonizacji.
Ajmarowie mówią, że to, co 500 lat temu z odkryciem Ameryki przyszło do nich, trzeba
odrzucić, bo oni zostali wtedy poddani pod nową niewolę itd. Przypominają to, co boli,
nie dążą do pojednania i zgody.
- Czy wiarę chrześcijańską też traktują
jako element obcy, którego trzeba się wyzbyć?
Bp S. Dowlaszewicz:
Dążą do tego, aby usunąć religię ze szkół. Dla nich religia jest przypomnieniem
tego, co było 500 lat temu, gdy przyszli pierwsi misjonarze. Chcą, aby religia katolicka
była jednym z wielu wierzeń.
- Znajdują posłuch wśród wiernych?
Bp
S. Dowlaszewicz: Są pewne grupy, które czują się w osobie prezydenta dowartościowane:
nareszcie jesteśmy tym, kim powinniśmy być. Ale trudno powiedzieć, że prezydent jest
akceptowany przez wszystkich. Ale nawet, jeżeli popełni jakieś błędy, ci którzy go
popierają, nie będą tych błędów zauważać, tylko będą mówić: on jest nasz! Nareszcie
po tylu latach, jak oni to mówią, descendiente de Indios – potomek Indian –
jest prezydentem.