2008-11-21 17:03:28

Światłość ze Wschodu – audycja 32


Kobiecie żyć na pustyni nie jest łatwo, czyli o świętej amma Synkletyce



W naszych dotychczasowych audycjach mówiliśmy właściwie tylko i wyłącznie o mężczyznach: że byli chrześcijańskimi herosami, bohaterami swoich czasów; że wielu młodzieńców pragnęło naśladować sławetnych starców; że starali się wykazać odwagą w walce z demonami pustyni i że poszukiwali prawdziwej mądrości. Że byli tacy męscy, tacy dzielni i roztropni. Mężczyźni, mężczyźni… sami tylko mężczyźni, tak jakby ludzkość była jednopłciowa; jakby nie było kobiet w Kościele; jakby i one nie chciały bardziej naśladować naszego Pana Jezusa Chrystusa. A to przecież nieprawda. Bo w starożytności – dokładnie tak samo, jak i dziś – w życiu codziennym Kościoła wbrew pozorom najwięcej do powiedzenia miały właśnie kobiety. To przecież one stanowiły zawsze najliczniejszą grupę wśród wierzących. To one prowadziły swoje dzieci na katechizację i dbały o ich religijny rozwój. To one troszczyły się o utrzymanie i ozdobę budynków i majątków kościelnych, gdy wspólnota pierwotna zaczęła już takowe budować i posiadać. To przede wszystkim kobiety otaczały troską ubogich i wspomagały lokalny kler w dziełach miłosierdzia. Kobiety, kobiety… bez kobiet nie było życia w Kościele, tak w starożytności, jak i dziś.

Nie dziwi zatem, że i one chadzały na pustynię, chociaż rzeczywiście mężczyznom było z tym o wiele łatwiej. Na wojnę przecież wyprawiali się głównie dorośli i silni mężczyźni, a kobiety raczej pozostawały w domu, jedynie poza mitycznymi Amazonkami. Bo obie rzeczywistości, a więc walkę z ludzkim wrogiem oraz tę z demonami i złymi mocami, słusznie przedstawiano jako dwa oblicza tego samego zmagania i tych samych niebezpieczeństw, przed którymi każdy człowiek stawać musi od czasu do czasu. Jak zatem słaba kobieta miała dać sobie radę z okrutnymi podstępami Szatana, skoro nawet zwykłym mieczem władać nie mogła? A jednak. Były takie, które brały się za to, co trudne i niebezpieczne. Bo tak samo, jak byli ojcowie pustyni, a więc starcy, którzy uciekali od cywilizowanego świata i wychodzili na pustynię, by tam żyć w samotności i spędzać czas na modlitwie, pokucie i umartwieniach, tak też były matki pustyni. I tak, jak ojców po semicku darzono tytułem „abba”, tak analogicznie owe święte i szczególnie szanowane kobiety przyjęło się nazywać „amma”, czyli właśnie matką. Dzisiaj opowiemy o jednej z najsławniejszych matek pustyni, czyli o amma Synkletyce.

Nie wiemy o niej znowu aż tak wiele. Posiadamy co prawda Żywot świętej Synkletyki, przypisywany samemu świętemu patriarsze Atanazemu, ale wiemy jednocześnie, że jest to pismo nieautentyczne i całkiem legendarne. Sama Synkletyka nie mogła być jedynie mityczną postacią, skoro już w starożytności stała się tak popularna, że przetrwało nie tylko wspomniane pismo, ale i pamięć o świętej matronie w pobożności i liturgii Kościoła. Poza tym mamy całkiem pokaźną garść apoftegmatów jej przypisywanych – niektóre zapewne autentyczne, inne raczej nie.

Według synaksariów egipskich święta Synkletyka była obywatelką Aleksandrii. Jej przodkowie mieli jednak przywędrować do tego miasta z greckiej Macedonii. Byłaby zatem krewniaczką wielkiego Aleksandra. Jej rodzina była ponoć głęboko chrześcijańska, i to od pokoleń. Synkletyka ponoć była niezwykle piękna i mądra. Jednocześnie nie omijały jej nieszczęścia: dwaj bracia umarli w dzieciństwie, a jedyna siostra straciła wzrok. Kiedy zaś i jej rodzice opuścili ten padół łez, nasza święta matrona sprzedała wszystko i rozdała ubogim. Potem obcięła włosy i razem z siostrą przeprowadziła się… do rodzinnego grobowca. Tu przez jakiś czas obie żyły w wielkim umartwieniu. Taka forma życia ascetycznego była w IV w. rzeczywiście popularna. Być daleko od tego świata, który zdaje się być prawdziwym grobowcem, za to trwać blisko życia wiecznego, które nie zna zachodu – oto ideał wielu pustelników starożytności. Ale przecież i w całkiem nowożytnych czasach ten ascetyczny ideał nie przebrzmiał, może tylko nie zawsze ma tak szokujące oblicze. Wiedzą o tym eremici żyjący według reguły św. Romualda z Camaldoli, wiedzą też dobrze świątobliwe mniszki karmelitańskie. A i my, gdy w listopadowe wieczory nawiedzamy cmentarze i stajemy nad grobami naszych bliskich, też przecież uczestniczymy, choćby symbolicznie, w regule przemijania...

Sława św. Synkletyki szybko rozchodziła się po starożytnych okolicach, także wkrótce wiele kobiet, a także i mężczyzn, przychodziło do niej, by prosić o radę, o pomoc duchową i o modlitwę. A niektóre kobiety zostawały w pobliżu, by uczyć się od świętej. Zdaje się, że dokładnie tak jak wielki Antoni czy Makary Egipski, o których i my już tak wiele mówiliśmy, amma Synkletyka niechętnie patrzyła na te odwiedziny świata w jej cmentarnej samotni. Niemniej nie uciekała, służyła swoim siostrom i braciom, choć wolała być cały czas z Bogiem. Nie ukrywała też przed nikim, jak trudna i bolesna może być droga człowieka do wyzucia się ze swych ziemskich przywiązań, światowych i ludzkich pragnień. Bo w gruncie rzeczy nie chodzi o samo tylko porzucenie świata, dóbr materialnych, wygody i świętego spokoju. Gra toczy się o coś znacznie ważniejszego: o to, by we wszystkich momentach i w każdej sytuacji być tak złączonym ze Stwórcą, że już nie ma znaczenia, co się jada i pije, gdzie się mieszka i gdzie sypia, kogo porzuciło, a z kim przystaje. Pewnie dlatego ammę Synkletykę Kościół egipski do dziś pamięta i czci, bo nie szukała ubóstwa dla niego samego, ale jedynie dla osiągnięcia całkowitej prostoty przed Bogiem.

Mówiła amma Synkletyka do swych duchowych córek: „Wielu jest takich [pseudo-ascetów], którzy, co prawda, żyją w odosobnieniu, ale zachowują się całkiem tak, jak gdyby nadal pozostawali w mieście. Tacy jedynie czas tracą. Bo można być człowiekiem samotnym w duchu, nawet wówczas, gdy się żyje pośród wielu ludzi. Ale są i tacy pustelnicy, którzy żyją w natłoku swych własnych myśli i pragnień”.



Rafał Zarzeczny SJ








All the contents on this site are copyrighted ©.