2008-11-14 17:08:17

Światłość ze Wschodu – audycja 31


O świętym Makarym z Aleksandrii 

Mówiliśmy kiedyś o świętym Makarym z przydomkiem Wielki, czyli o słynnym pustelniku, ascecie i cudotwórcy żyjącym w Egipcie w czwartym wieku. Już wtedy wspominaliśmy, że była to postać do tego stopnia nietuzinkowa, iż wielu ówczesnych chrześcijan usilnie chciało go naśladować. A jeśli komuś to nie wychodziło, to przynajmniej nadawał jego imię swoim dzieciom. Nic zatem dziwnego, że w owych czasach także wielu egipskich mnichów zwało się Makarymi, i że niektórzy z nich – podobnie jak święty protoplasta – zawędrowali na ołtarze i do ksiąg opowiadających ich żywoty. Dzisiaj chciałbym zatrzymać się nad historią Makarego z Aleksandrii. Dla odróżnienia od tego Wielkiego, późniejsi kronikarze dali mu przydomek „ho Politikós”, co moglibyśmy przetłumaczyć za pomocą określenia „Obywatel”, albo nawet „Mieszczuch”. Bowiem, jak się już rzekło, pochodził ze stolicy starożytnego Egiptu, jedynego prawdziwego miasta w tej części świata, czyli właśnie ze sławetnej Aleksandrii.



Według hagiografa Palladiusza nasz Makary za młodu miał być sprzedawcą słodkości. Miał się nawrócić i zapragnąć życia monastycznego dopiero w wieku około lat 40. Zrazu śladem sławnych mnichów oddawał się wyniszczającym praktykom ascetycznym. Potem mu przeszło, zmądrzał i ustatkował się znakomicie. Około roku 355 został nawet wyświęcony na kapłana. Otrzymał wówczas pod opiekę kościół w Kellia i szybko zyskał sobie szacunek pośród mnichów zamieszkujących w tamtych okolicach. Pod koniec IV wieku miało tam być ich około 600. Kiedy Ewagriusz z Pontu odwiedzał tamtejsze wspólnoty około roku 385, tak bardzo zbudował się świętością Makarego, że zatrzymał się tam na dłużej i został jego uczniem.

Od tego samego Ewagriusza dowiadujemy się, że bohater naszej dzisiejszej opowieści żywił ogromny szacunek wobec Orygenesa. Nie dziwi zatem, że Ewagriusz i jego przyjaciele, także będący wielbicielami duchowej spuścizny sławnego egzegety, w Kelli poczuli się jak w domu. Musimy pamiętać, że za chwilę kontrowersja wokół postaci aleksandryjskiego teologa wybuchnie z całą mocą i wówczas okazywanie jakiejkolwiek sympatii wobec Orygenesa stanie się rzeczą nader niebezpieczną. Ale póki co nasz Makary mógł się niczego nie obawiać. Był przecież postacią niezwykle szanowaną, pod jego wpływem pozostawały wspólnoty monastyczne na pustyni nitryjskiej i w Sketis, a regularne kontakty z nim utrzymywał i porady zasięgał nawet sam abba Makary, zwanym Wielkim. Historyk Kościoła tych czasów, Sokrates Scholastyk, zapewnia, że nasz Makary odznaczał się jowialnym usposobieniem, że zawsze był pogodny i uśmiechnięty, i że nader chętnie przekomarzał się ze swoimi młodszymi braćmi. Palladiusz ponadto opisuje go jako człowieka niskiego wzrostu i szczupłej postury, na twarzy prawie pozbawionego zarostu. Ot, taki mniszy Pan Wołodyjowski…

Wydaje się, że po Makarym z Aleksandrii nie pozostały żadne pisma. Łacińskie reguły monastyczne przekazane pod jego imieniem z pewnością mają innego autora. Niektórzy badacze w ogóle powątpiewają w możliwość istnienia jakiejkolwiek wspólnej reguły porządkującej życie mnichów w Kellia, w Nitrii czy Sketis w tym okresie. Zdaje się, że nakłonienie do stałości, do posłuszeństwa i karności tak wielu prostych mnichów, obdarzonych przecież nader wybujałą osobowością, przekraczało możliwości nawet tak świętego przewodnika, jakim był nasz Makary. Posiadamy za to kilka przypisywanych mu apoftegmatów oraz opowieści hagiograficzne. Makary umarł ponoć około roku 394, do końca otaczany szacunkiem i miłością swych uczniów.

Palladiusz opowiada, że gdy młody jeszcze Makary wybrał się w odwiedziny i po nauki do świętego abba Antoniego, pierwszego pośród wszystkich ascetów egipskich, ten uprzejmie przyjął go w swojej celi, co już uznać należało za wielkie wyróżnienie. Kiedy Makary zobaczył gałązki palmowe, które słynny asceta sobie nazbierał, by coś z nich wyplatać, spytał go, czy nie zechciałby się nimi podzielić. Wówczas Antoni z pełną surowością odpowiedział mu: „Mój synu, napisane jest, że nie należy pożądać cudzej własności”. W tym samym momencie wszystkie te palemki samorzutnie zajęły się ogniem i spłonęły. Na widok takiego cudu święty abba Antoni zdziwił się bardzo, i rzekł po namyśle: „Mój synu, rzeczywiście Duch Święty spoczął na tobie. I jak się wydaje, uczynił cię także moim następcą…”

Wielka była pochwała Antoniego, choć pewnie z naszej perspektywy trzeba ją uznać za hagiograficzny sztafaż. Bo przecież o Antonim wiemy prawie wszystko, a o Makarym zdecydowanie niewiele. Na szczęście jednak nie zawsze sława wśród potomnych jest najważniejszym wyznacznikiem tego, jacy byliśmy za życia. Może istotnie część chrześcijańskiego ducha, jakim odznaczał się święty Antoni, towarzyszyła później Makaremu z Aleksandrii, skoro tak bardzo szanowali go jego bliscy i przyjaciele. Może taki szacunek i miłość ma większą wartość niż wszystkie panegiryki, pomniki i tablice pamiątkowe. Oby i nasze imiona zostały zapisane przede wszystkim w żywych sercach.



R. Zarzeczny SJ








All the contents on this site are copyrighted ©.