Aksjomat ewolucji jako lęk przed "powtórką z Galileusza" - rozmowa z prof. Maciejem
Giertychem po obradach Papieskiej Akademii Nauk
W Watykanie 4 listopada zakończyła się sesja Papieskiej Akademii Nauk poświęcona ewolucji
Wszechświata i życia. Jednym z jej uczestników jako obserwator był prof. Maciej Giertych,
europoseł.
- Jakie wrażenia na Panu Profesorze wywarło to spotkanie?
Prof.
M. Giertych: Przede wszystkim wyjątkowe uczucie znalezienia się w gronie naukowców
z najwyższej półki. Bardzo dużo uczestników tej konferencji to laureaci Nagrody Nobla,
specjaliści w swoich wąskich dziedzinach. Pierwsze moje wrażenie jest takie, że wygłaszane
referaty były niezwykle ciekawe. Drugie wrażenie to pewna niespodzianka, że tak duża
część uczestników sesji czy członków Papieskiej Akademii Nauk to ateiści. W dyskusji
na temat ewolucji główną płaszczyzną konfliktu była rola Boga w procesie ukształtowania
się świata. Właściwie można było wyróżnić dwie strony, które tam się zwalczały i polemizowały
po kolejnych referatach. Z jednej strony byli ateiści, domagający się traktowania
powstania świata jako naturalnego procesu podlegającego naukowemu poznaniu, a z drugiej
– też naukowcy, specjaliści dużej klasy, którzy upierają się, że jednak Pan Bóg z
tym wszystkim miał coś wspólnego. Obie strony akceptowały jednak teorię ewolucji,
tzn. paradygmat ewolucyjny był w założeniu wszystkich wystąpień. Pytanie było tylko,
czy to jest proces wyłącznie naturalny, czy też proces, nad którym czuwa Pan Bóg.
To był główny temat sporu. Sam od lat funkcjonuję w świecie naukowym jako krytyk teorii
ewolucji, i to krytyk z pozycji naukowej. Mnie jako wierzącemu katolikowi nigdy teoria
ewolucji nie przeszkadzała – wtedy, gdy jeszcze ją akceptowałem – z przyczyn religijnych.
Natomiast w momencie, gdy zaangażowałem się w analizę dokumentacji naukowej tej teorii,
przeszedłem na stronę przeciwników teorii ewolucji, z przyczyn ściśle naukowych. Tego
mi zabrakło na tej konferencji. Nie było na niej żadnego uczestnika, który by z pozycji
naukowej krytykował teorię ewolucji.
- Krytykę taką przedstawiono
już nie na forum Papieskiej Akademii Nauk, ale na rzymskim uniwersytecie państwowym
La Sapienza, gdzie odbyła się specjalna konferencja na ten temat.
Prof.
M. Giertych: 3 listopada odbyła się na La Sapienza konferencja specjalnie poświęcona
naukowej krytyce teorii ewolucji. Obie sesje mają związek z trwającym obecnie tzw.
Rokiem Darwinowskim, jednak kontrast między nimi był ogromny. Konferencja na uniwersytecie
La Sapienza przedstawiała naukowe dowody oraz wyniki badań przeczące teorii ewolucji.
Jednym
z ciekawszych referatów było wystąpienie francuskiego inżyniera Guy Berthaulta, który
zajmuje się sedymentologią (jest to doświadczalny dział geologii, która w odróżnieniu
od tej obserwacyjnej, robionej w terenie, jest nauką eksperymentalną, gdzie „za szybą”
obserwuje się, jak powstają warstwy, jak materiały niesione przez wodę porządkują
się w czasie transportu). Berthault stawia tezę, że powstawanie warstw nie odbywa
się na zasadzie, że z nieba stale coś spada i mamy coraz więcej nazbierane, tylko,
że najpierw jest erozja, potem transport i później osadzanie. I w trakcie transportu
następuje sortowanie, które skutkuje poukładaniem warstw. Procesy te zachodzą równocześnie.
Przykładem tego zjawiska jest potoczne doświadczenie, jak w czasie burzy czy deszczu
między chodnikiem a jezdnią uzbiera się trochę szlamu, brudu. Gdy się to przetnie
pionowo np. łopatą, można wyróżnić warstwy. Powstają one w krótkim czasie, w trakcie
tej jednej ulewy, gdzie nazbierany materiał został przeniesiony, osadzony i już uporządkowany
na warstwy. Otóż swoje badania Berthault prowadzi w tej chwili na Uniwersytecie w
Petersburgu. Kiedyś prowadził je na Uniwersytecie w Colorado w USA, gdzie jest największe
na świecie laboratorium hydrologiczne. Miał jednak kłopoty z opublikowaniem wyników,
bo one kwestionują całą stratygrafię, czyli datowanie wszystkich warstw na miliony
lat. Znalazł on współpracowników w Petersburgu. Razem badają fizykę układania się
tych cząstek i próbują odtworzyć znane sekwencje geologiczne z terenu. Rozkruszywszy
materiał, puszczają go z wodą i patrzą, jak się układa, szukając takich warunków laboratoryjnych,
które odtworzyłyby to, co znajduje się w terenie. Jest to bardzo ciekawe.
Oprócz
tego był też referat kwestionujący datowanie izotopowe skał. Bardzo wiele jest wyników,
które po prostu do niczego nie pasują. Datuje się np. wulkaniczne skały z czasów zagłady
Pompejów czy innych katastrof wulkanicznych. Choć znamy ich dokładną datę, to z badań
wynikają miliony czy miliardy lat jako wiek danej skały. Wtedy wiemy po prostu, że
to się nie zgadza. Prof. Jean de Pontcharra przedstawiał powody, dla których takie
właśnie wyniki się uzyskuje, tłumacząc, jak wiele założeń tej metodologii datowania
skał jest nieprawdziwych. To zatem jakby dyskwalifikuje próbę datowania skał przy
pomocy izotopów.
Mój referat dotyczył obiekcji wobec teorii ewolucji. W ogóle
w ten temat włączyłem się w momencie, gdy w podręcznikach szkolnych moich dzieci w
wieku licealnym znalazłem informację, że głównymi argumentami na rzecz teorii ewolucji
są zjawiska związane z genetyką populacyjną. A to jest moja dziedzina, którą w swoim
czasie wykładałem na uniwersytecie. Wiem, że ta dziedzina nauki nie dostarcza dowodów
na ewolucję. Ja ewolucji uczyłem się na bazie paleontologii. Takie były wtedy dowody
w podręcznikach szkolnych. Nie znam się na paleontologii. Skoro tak paleontologowie
twierdzą, to znaczy, że to jest prawda. Natomiast obecnie w podręcznikach szkolnych
mówi się, że powstawanie ras jest przykładem małego kroku w ewolucji, to swego rodzaju
mikroewolucja będąca krokiem w makroewolucji. Otóż w moim referacie przedstawiałem
nieprawdziwość tej tezy, głównie na bazie wiedzy, jaką posiadamy na temat tworzenia
się ras: czy to w naturalnym środowisku, czy w hodowli roślin i zwierząt. Otóż powstawanie
ras to jest redukcja istniejącej zmienności genetycznej do tej jej części, która jest
dla danej rasy charakterystyczna. W hodowli chcemy celowo coś uzyskać. Dlatego wszystkie
inne elementy zmienności usuwamy, a zostaje tylko to, co nas interesuje. W przyrodzie
natomiast zachodzą procesy naturalne, związane głównie z izolacją, z tzw. chowem wsobnym
w małych populacjach, powodującym powstawanie ras. Ale każda rasa jest uboższa genetycznie
od populacji, z której wyszła. Wobec tego jest to proces przebiegający w odwrotnym
kierunku niż ewolucja.
- …czyli w kierunku zmniejszania różnorodności?
Prof.
M. Giertych: Tak, a do ewolucji potrzeba wzrostu informacji, bo bez tego nie ma
postępu, o którym ewolucja mówi. Wracając do sesji Papieskiej Akademii Nauk, trzeba
przyznać, że wiele referatów dotyczyło zjawisk np. tworzenia się ras. Był m.in. bardzo
ciekawy referat dotyczący populacji ludzkich w izolowanych środowiskach, np. w kraju
Basków, na Wyspach Owczych, Korsyce. Porównując takie populacje, okazuje się, że są
one genetycznie zawężone. Znacznie różnią się od siebie, mają bardzo niewielką zmienność.
Poza tym populacje te – przez kilka pokoleń żyjące w mniej więcej zamkniętym kręgu
z niewielkim przypływem zewnętrznej odmienności genetycznej – kształtują pewną charakterystykę,
którą określamy jako zmienność rasową. Te bardzo ciekawe wyniki przedstawiane były
jako przykład ewolucji w toku. Ja nie miałem tam prawa głosu, bo byłem jedynie obserwatorem,
ale aż mnie korciło, żeby zaprotestować. To, co opisywano, jest zjawiskiem redukowania
zmienności, a nie wzrostu zmienności, a do ewolucji potrzeba właśnie wzrostu informacji.
Tego typu referatów na sesji Papieskiej Akademii Nauk było rzeczywiście sporo. Na
wejściu przyjmowano aksjomat ewolucyjny i potem prezentowano wnioski z badań, zresztą
na najwyższym poziomie. Ale gdyby to założenie wyjściowe dać inne, to okazałoby się,
że ewolucja wcale nie jest potrzebna dla wyjaśnienia tego, co tam przedstawiano. Ale
tam nie było dyskusji nad teorią ewolucji. Ona została przyjęta jako fakt, natomiast
spór dotyczył kwestii, czy Pan Bóg ma z tym coś wspólnego, czy nie.
-
Teoria ewolucji czy teorie naukowe w ogóle stosowane są – kiedyś może częściej,
a dzisiaj może w bardziej perfidny sposób – jako niemal narzędzie walki
z Panem Bogiem, a w każdym razie z wierzącymi w Pana Boga. Jak człowiek wierzący,
który akceptuje metody naukowe i nauką się zajmuje, powinien podchodzić do tych spraw?
Prof.
M. Giertych: Oczywiście w tym, co mówi Papież, co mówi Kościół, nie może być w
sprzeczności między wiarą a prawdą naukową. To jest oczywiste. Kościół nie boi się
prawdy naukowej, wysłuchuje ludzi o bardzo różnych poglądach. Kościół chce się dowiedzieć
tego, co niesie nauka. Po to jest Papieska Akademia Nauk. Po to jest ta próba konfrontowania
stanowiska wiary i rozumu. Natomiast przyjęcie na wstępie aksjomatu ewolucyjnego,
bez próby w ogóle zakwestionowania go, wynika z tego, że świat nauki, a także Kościół
boją się powtórki z Galileusza. Właściwie powstało coś, co można określić jako „wiara
w ewolucję”. Nie wiedza, nie wyniki badań zmuszają do zaakceptowania tej teorii, tylko
wiara w ewolucję. Ale jest to wiara ateistyczna. Ona jest niesiona przez światopogląd
materialistyczny, który koniecznie chce „sprzedać” koncepcję funkcjonowania świata
bez Boga. I w momencie, gdy kwestionuje się teorię ewolucji, natychmiast pojawia się
zarzut inspiracji wyznaniowej, że z jakiegoś fundamentalizmu religijnego pochodzi
to, iż ktoś krytykuje teorię ewolucji. Naukowcy boją się ją skrytykować, bo nie chcą
etykietki kreacjonisty czy fundamentalisty, kogoś, kto wprowadza religię do nauki
itd. Ja myślę, że strach przed poprawnością polityczną czy naukową, czy jak to nazwać,
powoduje brak gotowości do zakwestionowania ewolucji jako takiej. Natomiast na sesji
w La Sapienza zebrali się właśnie ludzie, którzy mają naukowe wątpliwości. To było
po prostu przedstawianie konkretnych wyników pracy naukowej, które zmuszają do tego,
żeby popatrzeć trochę inaczej i zastanowić się, czy rzeczywiście ewolucja przebiegała
tak, jak to sobie Darwin wyobrażał, czy jak wyobrażają sobie dzisiaj zwolennicy tej
teorii.
- Ale przecież kwestionowanie jakiejkolwiek teorii naukowej
stoi u podstaw postępu naukowego. Jeśli naukowiec boi się zakwestionować czegoś, co
jest powszechnie przyjęte, tym samym podważa jakby możliwość dalszego rozwoju naukowego.
Tak było kiedyś z fizyką newtonowską, która też była aksjomatem i obowiązywała
przez dziesięciolecia, zanim zakwestionowała ją fizyka relatywistyczna.
Jeśli naukowcy podchodzą lękowo do teorii ewolucji, to czy przypadkiem
nie podcinają gałęzi, na której siedzą?
Prof. M. Giertych: Na pewno
tak. Ale ja bym powiedział, że większość naukowców zachowuje pewien dystans do teorii
ewolucji, bo oni jej przy swoich badaniach nie potrzebują. Specjaliście cytologowi,
fizykowi czy chemikowi, który pracuje w swojej dziedzinie, teoria ewolucji nie jest
do niczego potrzebna. On uzyskuje wyniki empiryczne, powtarzalne, które publikuje
w dobrych czasopismach. Rośnie w ten sposób jako naukowiec, ma pewien dorobek. Prawdą
jest, że gdyby, nie daj Boże, spróbował swoje wyniki zinterpretować w kontekście ewolucji,
krytykując tę teorię, to już mu tego nikt nie opublikuje i będzie napiętnowany jako
religijny fanatyk, a jego kariera naukowa będzie zagrożona. Zatem bardzo wielu ludzi
po prostu boi się, stoi z boku, nie zajmując się tą dziedziną. Natomiast wśród tych,
którzy programowo zajmują się ewolucją, np. paleontologów, oceniałbym, że jej zwolenników
i przeciwników jest pół na pół. Tylko właśnie z przeciwnikami walczy się, nadając
im etykietkę dotyczącą inspiracji wyznaniowej.