ONZ pewnie jak zwykle obudzi się za późno – wywiad z bp. Edwardem Hiiboro Kussalą
z południowego Sudanu
Porywane dzieci i kobiety. Wyludnione ze strachu wsie i przepełnione miasta. Coraz
realniejsze widmo głodu – to dramatyczna sytuacja południowego Sudanu. Dociera tam
międzynarodowa pomoc, jednak nie do ludności cywilnej, a do ugandyjskich rebeliantów
z Armii Oporu Pana. ONZ chce w ten sposób skłonić ich przywódcę Josepha Kony’ego do
zaakceptowania pokoju. Równocześnie przymyka oko na jego bandyckie poczynania.
Rebelianci
Kony’ego w marcu przystali na porozumienie pokojowe z rządem Ugandy, jednak ostatecznie
nigdy go nie podpisali. Przenieśli się na tereny Ekwatorii Zachodniej w okolice miasta
Jambio. W obronie ludności cywilnej stanął tamtejszy biskup, Edward Hiiboro Kussala.
Bp E. Kussala: Tak, ta sytuacja jest wręcz rozpaczliwa. Jestem wstrząśnięty
obecnością rebeliantów w Jambio. Od osiągnięcia porozumienia pokojowego na tym terenie
nigdy spokoju nie było. Zadomowili się tu rebelianci ugandyjscy i ma to tragiczne
skutki dla ludności cywilnej. Organizacja Narodów Zjednoczonych wraz z sudańskim rządem
wspólnie przystały na ich obecność w naszym kraju. Oni sprawy pokoju nie traktują
jednak poważnie. Słyszeliśmy o zawarciu porozumień pokojowych, jednak konkretnych
rezultatów nie widzimy. Przywódca rebeliantów Joseph Kony żyje tu pod ochroną Narodów
Zjednoczonych i od nich dostaje prowiant. Jego obóz jest na terenie jednej z moich
parafii. Od czasu do czasu rebelianci porywają ludzi. Osobiście mam poważne pytania
do rządu i wspólnoty międzynarodowej, jak to jest możliwe, by zostawiać ludzi na pastwę
rebeliantów, nie podejmując żadnych działań, by ukrócić ich poczynania. Samych porwanych
dzieci na chwilę obecną jest ponad pół tysiąca...
- Do tych porwań dochodzi
w diecezji Księdza Biskupa?
Bp E. Kussala: Tak, w naszej diecezji.
Dokąd te dzieci zabierają? Kiedy pozwolą im wrócić do domu? Kto ich zmusi, aby wypuścili
te dzieci? Te pytania to krzyk rozżalonych rodziców. Wizytowałem parafie i nieraz
słyszałem: biskupie, porwali mi dzieci. Jak mam je odzyskać?
- Dlaczego
Organizacja Narodów Zjednoczonych zaopatruje rebeliantów Kony’ego?
Bp
E. Kussala: Chce ich ugłaskać, udobruchać i skłonić do rozmów pokojowych. Tego
człowieka jednak nie interesuje porozumienie pokojowe. Wiemy, że się zbroi, wzmacnia
siły i że właściwie wszystko może się zdarzyć. Moim zdaniem wspólnota międzynarodowa
obudzi się jak zawsze za późno. Kiedy biegu wydarzeń nie da się już zatrzymać, to
zaczną nam powtarzać: „Chcemy wam pomóc”. Bardzo poważne rzeczy dzieją się jednak
już teraz i rozwój wydarzeń jest tylko kwestią czasu. Pytamy, czy rząd Sudanu angażuje
się w tę sprawę na serio. Wiem, że zapomniał już o niej rząd ugandyjski, gdyż przywódcy
rebeliantów nie ma już w Ugandzie i nie stwarza tam już problemów. Pytam jednak, kiedy
mój rząd, sudański, zacznie się naprawdę przejmować tą sytuacją?
-
Czy na tym terenie jest dużo uchodźców?
Bp E. Kussala: Tak, bardzo
wielu. Ci ludzie ze wsi pouciekali do miast, które są przeludnione. Nie da się już
mieszkać na wsi. Do lasu ludzie boją się uciekać, aby nie wpaść w ręce rebeliantów.
Skutkiem tego jest głód i poważna potrzeba pomocy. Brakuje podstawowych rzeczy. Pytamy:
kto zwróci nam dzieci porwane przez rebeliantów? Kto uwolni kobiety i wszystkich innych
porwanych? Kto zaprowadzi tu pokój? Na te pytania nie mamy odpowiedzi. Tragedia polega
na tym, że przywódca rebeliantów dopuścił się tu okropności z zabójstwami włącznie.
Potem zadeklarował, że gotów jest do rozmów pokojowych, jednak znów wraca i od początku
zaczyna to samo, przysparzając ogromnych cierpień miejscowej ludności. Nikt na to
nie reaguje, nikt nic nie robi, aby go powstrzymać.
Bp Edward Kussala
wezwał sudański rząd, aby natychmiast podjął działania zmierzające do przywrócenia
pokoju. Zaapelował o ukrócenie poczynań rebeliantów. Jego zdaniem warunkiem rozmów
pokojowych powinno być uprzednie uwolnienie porwanych kobiet i dzieci.