Demokratyczna Republika Konga: eksploatacja bogactw w cieniu wojny domowej
Świat nie może dalej bezczynnie przyglądać się tragedii dokonującej się w Demokratycznej
Republice Konga – przypomina o tym kard. Renato Martino w obliczu eskalacji przemocy
w regionie Nord Kivu. Przewodniczący Papieskiej Rady „Iustitia et Pax” podkreśla,
że wspólnota międzynarodowa wszelkimi siłami musi zaangażować się w rozwiązanie konfliktu,
a szczególnie w przestrzeganie zawartych już porozumień pokojowych.
Sytuacja
w regionie jest bardzo napięta. Wojska rebeliantów, które przejęły kontrolę nad okolicą
Rutshuru, teraz przygotowują się do szturmu na Gomę. Pracujący w mieście misjonarze
nazywają je „więzieniem, w którym brakuje wszystkiego”. Mimo zapowiedzi otwarcia korytarzy
humanitarnych, Goma wciąż jest odcięta od wszelkiej pomocy. Spekulanci windują ceny
żywności. Cena fasoli, będącej głównym wyżywieniem ludności, wzrosła w ciągu ostatnich
miesięcy pięciokrotnie. Mimo eskalacji przemocy misjonarze, w tym także Polacy, nie
zamierzają jednak opuszczać regionu Nord Kivu. Ks. Mario Perez, prowadzący salezjański
ośrodek dla dzieci, podkreśla, że mimo ogłoszonej ewakuacji cudzoziemców pozostanie
na miejscu. „Pod naszą opieką jest 350 dzieci, wiele z nich nie ma nawet trzech lat”
– mówi salezjanin. Gotowość pozostania wyrazili też pomagający w ośrodku wolontariusze
z Włoch i Francji.
Przed rozszerzeniem konfliktu na cały region Wielkich
Jezior przestrzega ks. Pierre Cibambo, odpowiedzialny w Caritas Internationalis za
pomoc dla Afryki. „Wojna domowa w Kongu w latach 1998-2003 kosztowała życie prawie
5,5 mln ludzi – mówi ks. Cibambo, zwracając uwagę, że kolejna wojna byłaby katastrofą.
Tymczasem kongijscy biskupi przypominają, że toczące się walki są tylko parawanem,
za którym dokonuje się grabież bogactw naturalnych prowadzona za cichym przyzwoleniem
światowych mocarstw.