Szybko minął Barnabie i Pawłowi intensywny rok posługi
w Antiochii nad Orontesem. Współpraca, do której byli zaangażowani również inni „prorocy
i nauczyciele” (jak ich określają Dzieje Apostolskie 13, 1), układała się nadzwyczaj
dobrze, przynosiła nadspodziewanie obfite owoce w postaci wielu nawróceń; rosło w
dużym mieście i poza jego granicami zainteresowanie nową religią i jej Założycielem.
Barnaba
i Paweł, coraz bardziej świadomi powołania do głoszenia Słowa Bożego, jakie otrzymali
od Chrystusa, zdecydowali, posłuszni wewnętrznemu wezwaniu, udać się na pobliski Cypr,
by również tam głosić prawdę o Zmartwychwstałym. Przed tym jednak włożono na nich
ręce, co zdaniem jednych mogło oznaczać konsekrację biskupią, zdaniem innych było
pewną formą błogosławieństwa albo znakiem przekazania specjalnych uprawnień do zakładania
nowych wspólnot chrześcijańskich.
Łukasz, opisując genezę pierwszej podróży
misyjnej, zwraca uwagę na fakt, że apostołowie podejmowali ważne decyzje, kierując
się otrzymywanym światłem Ducha Świętego.
„Gdy odprawiali publiczne nabożeństwo
i pościli, rzekł Duch Święty: «Wyznaczcie mi już Barnabę i Szawła do dzieła, do którego
ich powołałem». Wtedy po poście i modlitwie oraz po nałożeniu na nich rąk wyprawili
ich. A oni wysłani przez Ducha Świętego zeszli do Seleucji, a stamtąd odpłynęli na
Cypr. Gdy przybyli do Salaminy, głosili słowo Boże w synagogach żydowskich; mieli
też Jana do pomocy” (Dz 13, 2-5).
Wspomniana w tekście Seleucja to nazwa portu
Antiochii u ujścia Orontesu; stąd do Salaminy na Cyprze, najznaczniejszego miasta
wyspy, jest ok. 90 km. Kierownikiem wyprawy był Barnaba; prawdopodobnie to on postanowił
rozpocząć podróż właśnie od Cypru, swojej wyspy rodzinnej, i wziąć ze sobą Jana Marka,
swojego krewnego.
Ten drobny szczegół zdaje się wskazywać na to, że myśl szerzenia
chrześcijaństwa poza granicami Palestyny i Syrii dojrzała już u obydwóch Apostołów,
którzy w Marku chcieli mieć pomocnika w zamierzonym dziele. Możemy sobie wyobrazić,
że chrześcijanie z Antiochii ze wzruszeniem żegnali odpływających z portu w Seleucji
w kierunku niedaleko położonej wyspy; w ciągu rocznej posługi z pewnością wytworzyły
się mocne więzy przyjaźni z członkami wspólnoty, dla której posługiwali odpływający.
Ks.
prof. Eugeniusz Dąbrowski, autor znakomitej książki Dzieje Pawła z Tarsu, tak
komentuje podróż apostołów z Antiochii na Cypr: „Gdy statek odbijał od syryjskich
brzegów, nic nie wskazywało na to, że dzieje się coś niezwykłego. Wypłynięcie statku
na morze to przecież rzecz zwykła dla portowego miasta. A jednak statek ten wiózł
zaczyn, który w religijnych dziejach ludzkości jest punktem zwrotnym. Historia nie
przechowała nam jego nazwy. Wszyscy znamy nazwę karaweli Kolumba i z zapartym tchem
śledzimy posuwanie się Santa Maria na zachód pod dowództwem genialnego Włocha
na usługach Hiszpanii. Ten statek cypryjski zasługiwałby na to, aby nazwa jego została
przekazana potomności, nie mniej niż nazwa karaweli Kolumba: światowe bowiem znaczenie
podróży Barnaby i Szawła nie jest mniejsze od tej, którą przedsięwziął bohaterski
genueńczyk” (s. 110).
Nie znamy zatem szczegółów przeprawy Barnaby, Pawła i
Jana Marka na Cypr i do Anatolii. Co więcej, niektórzy bibliści chcieli nawet w pewnej
chwili zanegować historyczność pierwszej podróży misyjnej. Dzisiaj jednak zdecydowana
ich większość, analizując dokładnie dane z różnych dziedzin, również geografii historycznej,
przyznaje rację wersji Łukasza. Podkreślają oni, że pisarz ma też pewną ideę, którą
chce przedstawić: wyprawa na Cypr i do Anatolii jest w jego opisie pewnym wzorem podróży
misyjnej, wedle którego powinna odbywać się wyprawa ewangelizacyjna i głoszenie Ewangelii
zarówno wśród Żydów, jak i pogan.
Swoją pierwszą wyprawą apostołowie zaczynają
realizować słowa samego Pana, wypowiedziane kiedyś do uczniów, a zamieszczone w Ewangelii
napisanej przez tegoż Łukasza: „W imię (Chrystusa) głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie
grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jerozolimy” (Łk 24, 48).
Być może
właśnie w Antiochii nad Orontesem, w czasie roku wspólnej posługi, Barnaba i Paweł
zrozumieli, że nie wystarczy głosić Ewangelię tym, którzy sami przyjdą, ale trzeba
ich szukać, podejmując ryzyko podróży, przebywania w nieznanych regionach, narażania
się na niewygody i choroby.
Za nimi pójdą w ciągu wieków chrześcijaństwa tysiące
misjonarzy, którzy właśnie w tych dwóch apostołach będą dostrzegać swoich patronów,
orędowników i duchowych przyjaciół. I choć od tamtej pierwszej podróży misyjnej minęło
prawie dwa tysiące lat i zmieniły się znacznie sposoby podróżowania, istota pracy
ewangelizacyjnej pozostaje ta sama, a i zewnętrzne jej warunki uległy zdumiewająco
małym przeobrażeniom.
By je dogłębniej zrozumieć, trzeba choć raz odwiedzić
misjonarzy, zobaczyć teren ich działalności, spotkać się z ludźmi, wśród których posługują.
Gdy do takich odwiedzin dochodzi, jesteśmy przede wszystkim zaskoczeni, że na początku
trzeciego tysiąclecia, czasu nadzwyczajnego postępu, bardzo wysoki procent mieszkańców
Ziemi żyje w tak ubogich warunkach. Później zaczynamy przyglądać się posłudze misjonarek
i misjonarzy w ubogich kaplicach i kościołach, w prymitywnych ośrodkach zdrowia, w
nadzwyczaj skromnych, najczęściej drewnianych, budynkach szkolnych. Mieszkają i pracują
często na terenach, gdzie odwiecznie panują różnego rodzaju konflikty, gdzie brakuje
prądu i bieżącej wody.
Misjonarze, duchowni i świeccy, do których nie dojeżdżają
dziennikarze, nie udzielają wywiadów, nie są ludźmi z pierwszych stron gazet... Cieszą
się jednak powołaniem, jakie otrzymali i odczytali, za które dziękują Bogu, nierzadko
za pośrednictwem świętych apostołów Barnaby i Pawła.