2008-10-04 17:33:31

W Uzbekistanie ewangelizacja dopiero się rozpoczyna – wywiad z bp. Jerzym Maculewiczem


Przy okazji wizyty ad limina biskupów z Azji Środkowej o specyfikę Kościoła w Uzbekistanie zapytaliśmy tamtejszego administratora apostolskiego, bp. Jerzego Maculewicza.

Bp J. Maculewicz: Jest to młody Kościół, który istnieje od kilkunastu lat, to znaczy od momentu, kiedy przybył tam pierwszy ksiądz katolicki, który zaczął pracować najpierw w Ferganie, a później w Taszkencie. W 1991 r. pojawił się pierwszy franciszkanin. Obecnie mamy pięć zarejestrowanych parafii, które są: w Taszkiencie – stolicy, Samarkandzie, Bucharze, Ferganie i Urgancie. W dwóch innych miejscach próbujemy od dwóch lat zarejestrować nasze parafie i mamy nadzieję, że w tym roku albo w przyszłym uda nam się to zrobić.

- Czy tradycja Kościoła sięga tylko początku lat dziewięćdziesiątych? Skąd tam się wzięli katolicy?
 
Bp J. Maculewicz: Jeśli chodzi o chrześcijan, to ich historia w Uzbekistanie sięga może nie początków chrześcijaństwa, ale na pewno pierwszych wieków. Byli to przede wszystkim nestorianie, którzy uciekali na wschód, dotarli, jak wiemy, do Indii, ale też w rejony Średniej Azji. W Samarkandzie i Urgancie byli kiedyś biskupi nestoriańscy. Niedaleko Samarkandy odkryto klasztor, który pochodzi z VIII albo X wieku, i jak stwierdzono, przychodziło tam wielu pielgrzymów. Sto lat temu na terytorium guberni Turkiestanu żyło 11 tys. katolików i wtedy zostały wybudowane kościoły katolickie: w Taszkiencie (istnieje on dzisiaj), w Samarkandzie, Ferganie, Aszchabadzie i w Duszanbe.

- A kim są obecnie katolicy? Stanowią zaledwie ułamek procenta...

 
Bp J. Maculewicz: Nawet trudno mówić o ułamkach procenta, ponieważ w Uzbekistanie żyje 27 mln ludzi, a katolików jest około 600. Te pierwsze parafie, które powstawały w Ferganie, tworzyli katolicy pochodzenia niemieckiego, natomiast w Taszkiencie – katolicy pochodzenia polskiego. Katolicy w Uzbekistanie to ludzie pochodzący z różnych narodów i różnych kultur, przede wszystkim pochodzenia rosyjskiego, ukraińskiego, polskiego, ale też koreańskiego i wielu innych. W Taszkiencie odprawiamy Mszę św. w czterech językach: po angielsku (przede wszystkim dla pracowników różnych placówek dyplomatycznych), po rosyjsku (dla wszystkich naszych wiernych), po koreańsku, ponieważ mamy też wspólnotę Koreańczyków z Korei Południowej, którzy przyjechali tam do pracy, przeważnie prowadzą restauracje, sklepy, jakieś niewielkie zakłady. Oprócz tego raz w miesiącu odprawiamy Mszę św. po polsku, gdyż pozostała tam mała grupa Polonii.

- Uzbekistan jest krajem muzułmańskim. Zwykle, gdy chodzi o tego rodzaju kraje, słychać powszechne narzekanie na brak wolności, swobód religijnych, jak też na zewnętrzny, kulturowy nacisk ze strony większości muzułmańskiej. Czy tak też jest w Uzbekistanie?

Bp J. Maculewicz: Rzeczywiście, w krajach Średniej Azji ustawowo zabroniona jest działalność misyjna i prozelityzm, z tym, że to prawo nie jest godzi tylko w Kościół katolicki czy chrześcijan, ale dotyczy również islamu, muzułmanów. Kraje te obawiały się i nadal się obawiają misjonarzy pochodzących z krajów arabskich, muzułmańskich fundamentalistów, więc to prawo jest wymierzone także w nich. Mówi się, że w Uzbekistanie jest obecnych ponad osiemdziesiąt różnych narodowości. Jeśli chodzi o nacisk islamu, powiedziałbym, iż muzułmanie przyzwyczaili się do tego, że żyją wśród nich ludzie innych kultur, innych wyznań i są w miarę tolerancyjni. Na przykład w czasie podróży pociągiem zauważam, że muzułmanie czy muzułmanki, z którymi rozmawiam, chcą wiedzieć, kim są katolicy. Przede wszystkim dziwią się temu, jak możemy uważać, że Jezus Chrystus jest Bogiem. Oni uważają Go za największego proroka, szanują Go, ale trudno im przyjąć, że On jest też Bogiem. Na początku tego roku odbyło się bardzo piękne spotkanie. Razem z nuncjuszem, abp. Józefem Wesołowskim, udaliśmy się do muftiego Uzbekistanu, czyli takiego „prymasa” muzułmanów w naszym kraju. On przyjął nas z wielką radością i sam podkreślał, że jest to moment historyczny, bo jeszcze nigdy przedstawiciele Watykanu i Kościoła katolickiego do niego nie przychodzili. Cieszył się, że mogliśmy się spotkać i porozmawiać o wielu sprawach.
 
- To jest tradycja właśnie tygla kulturowego, tygla narodów. Czy jest szansa, że również na tym terenie dialog z muzułmanami przybierze nową jakość?
 
Bp J. Maculewicz: Mamy taką nadzieję i jest idea, żeby w Bucharze, po wybudowaniu klasztoru, powstało centrum dialogu międzyreligijnego. Na razie ten dialog ogranicza się tylko do spotkań. Byłem zapraszany na uniwersytet islamski, kiedyś grupa studentów z tego uniwersytetu przychodziła do naszego kościoła, by usłyszeć ode mnie informacje o Kościele katolickim, ponieważ oni w ramach swoich wykładów poznawali inne religie. Byłem też mile zaskoczony, kiedy zaraz po wyborze Benedykta XVI na Stolicę Piotrową, na planszy obok Jana Pawła II była już fotografia Benedykta XVI. Widać, że informacje uzupełniane są na bieżąco.

- Jeśli już mówimy o środowisku kulturowym, nie sposób nie zapytać też o relacje z państwem.

 
Bp J. Maculewicz: Jeśli chodzi o relacje na najwyższym szczeblu, to są one dobre. Często jesteśmy zapraszani na różne spotkania. Przy Komitecie ds. Religii istnieje rada, w której ja też brałem udział. Był obecny przedstawiciel prezydenta, rozmawialiśmy na temat różnych kwestii dotyczących wyznań. Można zatem powiedzieć, że okazuje się nam szacunek. Natomiast czasami problemy spotykamy na niższym szczeblu, na szczeblu administracji lokalnej. Nie zawsze jest to związane z wrogością wobec naszej religii, a wynika raczej z ludzkich ambicji. Tak więc specjalnych przeszkód nie ma, chociaż trudności na pewno nie brakuje.

- Przy tak niewielkiej wspólnocie wiernych, przy tak niewielkim Kościele lokalnym z pewnością trudno mówić o jakichś specyficznych rodzajach duszpasterstwa, ale czy mógłby wskazać Ksiądz Biskup jakieś szczególne miejsca czy cele działalności duszpasterskiej?

Bp J. Maculewicz: Kwestią podstawową jest katechizacja. Tutejsi katolicy są nimi od lat trzech, pięciu, dziesięciu... i brakuje im fundamentów. Próbujemy przede wszystkim ich katechizować, robić spotkania biblijne. W tej chwili myślimy też o kursie formacyjnym dla osób świeckich, które mogłyby nam pomagać podczas nieobecności kapłana w parafii, np. poprowadzić spotkanie czy nabożeństwo. Druga płaszczyzna to na pewno praca z młodzieżą i z dziećmi. To, co robimy, jest inwestycją na przyszłość. Poważny problem naszego Kościoła stanowi to, że jest w nim bardzo mało rodzin. Często bywa tak, że do kościoła przychodzi mama albo tata, albo starsze dziecko, natomiast pozostali członkowie rodziny – nie. W tym roku po raz pierwszy zdarzyło się, że chrzest przyjęła cała rodzina, a więc mama, tata i dwóch synów, ale to są naprawdę bardzo rzadkie przypadki. Pracujemy więc z nadzieją, że może w przyszłości nasza młodzież będzie zawierać między sobą związki małżeńskie.

Z młodzieżą pracujemy dużo, i to nie tylko w ciągu roku, ale także w wakacje, kiedy organizujemy rekolekcje typu oazowego czy wyjazdy. W zeszłym roku mieliśmy wspólną inicjatywę wszystkich Kościołów Średniej Azji – spotkanie młodzieży w Kazachstanie, gdzie zjawili się przedstawiciele naszych Kościołów. W tym roku otrzymaliśmy zaproszenie z Kirgizji. Nasza młodzież razem z młodzieżą z Kirgizji przeżywała rekolekcje. Te wymiany są dobre, ponieważ młodzi zauważają, że nie tylko oni wierzą, ale wierzą też inni. Mają w innych krajach kolegów, którzy może przeżywają podobne problemy i, jak oni, czasami czują się w swoich środowiskach wyobcowani, bo są kimś innym, bo katolików jest mało. Widząc młodzież z innych krajów, nabierają większej wiary, a przede wszystkim odwagi do głoszenia życiem swojej wiary i przynależności do Jezusa Chrystusa.

- A skąd przychodzą do Kościoła ci ludzie? Co ich przyciąga?
 
Bp J. Maculewicz: Ich historie są przeróżne. Jest np. jedno miejsce, w którym chcemy założyć parafię. Tam był bardzo dziwny przypadek, że część wspólnoty baptystów zdecydowała się przejść do Kościoła katolickiego. Na pewno było to spowodowane odkryciem ich pastora, że jego dziadek był katolikiem z Ukrainy. Później jego starszy syn został katolikiem i on, myśląc o tym wszystkim, powiedział swoim współbraciom, że uważa, iż w Kościele katolickim jest pełnia Prawdy i że chce do tego Kościoła przejść. Wraz z nim jeszcze innych kilkanaście osób zadeklarowało chęć przejścia i wyznania wiary w Kościele katolickim.

Inny przykład: mieliśmy w tym roku chrzest młodego Uzbeka. Historia była taka, że jego tata kilka lat temu zainteresował się Ewangelią św. Jana. Ta Ewangelia tak mocno go uderzyła, że zdecydował się sam tłumaczyć ją z języka rosyjskiego na uzbecki. Dotychczasowe tłumaczenie mu się nie podobało; uważał, że nie trafia ono do tego narodu i jego mentalności. Ponieważ jeden z jego synów miał problem z alkoholem, powiedział mu tak: „Jeśli pójdziesz do Kościoła katolickiego, jeśli będziesz tam przynajmniej przez dwa lata (bo powiedzieliśmy, że tyle trwa przygotowanie do Chrztu św.), to po tym czasie nie będziesz miał żadnych problemów z alkoholem”. I ten syn, na polecenie ojca, przyszedł do kościoła. Przez dwa lata brał udział w katechezach i w tym roku przyjął chrzest. I rzeczywiście, od dłuższego czasu nie ma żadnych problemów z alkoholem.

- Ten młody Kościół bywa zachęcany do kontynuowania drogi wiary poprzez kontakty z innymi Kościołami lokalnymi, z Kirgizji, z Kazachstanu. Czy Kościół katolicki w Uzbekistanie czuje się bardziej azjatycki, czy europejski?

 
Bp J. Maculewicz: Rzeczywiście jesteśmy na rozdrożu, bo większość tutejszych katolików jest pochodzenia europejskiego. Zresztą w ogóle wielu mieszkańców Uzbekistanu często nazywa się Europejczykami. Oni sami tak mówią o sobie. Na uniwersytecie czy w szkole są grupy europejskie, czyli języka rosyjskiego, a z drugiej strony znajdujemy się w Azji, w kręgu kultury azjatyckiej. Coraz bardziej dostrzegam potrzebę odnajdywania w tym Kościele. Trafia się pierwsza okazja, ponieważ zostaliśmy zaproszeni przez Konferencję Biskupów Azji do wzięcia udziału w jej zebraniu plenarnym, które odbędzie się w styczniu 2009 r. w Indiach. Będzie to pierwsze bliższe spotkanie z Kościołem azjatyckim, chociaż już braliśmy udział w kongresie misyjnym, organizowanym przez konferencję. Prawdą jest natomiast, że Kościół w Uzbekistanie będzie szukał swojej drogi. To znaczy będąc w kulturze azjatyckiej, musi mieć świadomość, że jego członkowie na razie w większości są Europejczykami.

- Rozmawiamy w kontekście wizyty „ad limina Apostolorum”, czyli „do progów apostolskich”. Jak się czuje biskup ze Środkowej Azji, przybywając do grobów świętych Piotra i Pawła, a także spotykając się z Następcą św. Piotra?

 
Bp J. Maculewicz: Dla mnie jest to powrót do Rzymu, gdzie spędziłem już trzy i pół roku jako student, a później cztery lata jako asystent generalny zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych. Z drugiej strony, mam świadomość przybywania do grobów Apostołów jako biskup, który powinien ich naśladować i kontynuować zaczętą przez nich ewangelizację. Trudno mi opisać uczucia, które są w moim sercu. Dziękuję Bogu za moje trzecie spotkanie z Benedyktem XVI. Zaraz po święceniach biskupich, przed wyjazdem do Uzbekistanu, miałem okazję się z nim spotkać. Później, w czasie kursu dla „młodych” biskupów, też mieliśmy spotkanie z Papieżem. To obecne jest spotkaniem przede wszystkim z głową Kościoła, a z drugiej strony z człowiekiem, który ujmuje mnie swoim ludzkim podejściem do człowieka. W czasie spotkania nie ma żadnych barier, człowiek czuje się jak u siebie. Jest to spotkanie z ojcem, który interesuje się tobą i twoim Kościołem.

- Co Kościół w Uzbekistanie pragnąłby otrzymać od Kościoła polskiego?

Bp J. Maculewicz: Ja już dziękuję Kościołowi polskiemu, ponieważ wszyscy kapłani i zakonnicy obecni w Uzbekistanie pochodzą z Polski. Są to najpierw franciszkanie z prowincji krakowskiej. 1 października przybył kapłan z diecezji białostockiej, więc to już jest wielki dar. Wiele osób, słysząc o naszym małym Kościele w Uzbekistanie, bardzo się tym przejmuje, bo po raz pierwszy słyszy, że istnieją w ogóle takie misje, diametralnie różniące się od misji w Afryce czy Ameryce Łacińskiej. Ludzie ci postanawiają się modlić za nas i za tę naszą pierwotną ewangelizację. Jest już wiele grup w Polsce, które obiecały wsparcie modlitewne dla naszego Kościoła. To jest niesamowita pomoc, nie mówiąc już o tym, że Kościół katolicki w Polsce wspiera także materialnie nasze parafie, ponieważ nasi wierni, nieliczni i w większości ubodzy, nie są w stanie ich utrzymać. Polski Kościół ma zatem wkład i w budowę, i w remonty naszych kościołów oraz kaplic.

- Jakie plany i pragnienia na przyszłość?
 
Bp J. Maculewicz: W maju tego roku była u nas delegacja z niemieckiej fundacji „Kirche in Not” i jeden z dyrektorów zadał mi to samo pytanie. Ja odpowiedziałem: „Nie wiem, na ile to jest moim snem, marzeniem, a na ile rzeczywistością, ale wydaje mi się, że za 10 lat powinno być tu trzy tysiące katolików”. Mam nadzieję, że mój sen i to marzenie się spełni.


Rozm. ks. T. Cieślak SJ/ RV







All the contents on this site are copyrighted ©.