Kościół jest Matką każdego człowieka – rozmowa z abp. T. Petą
„Mimo zmasowanej propagandy ateistycznej i tego, że miliony niewinnych ludzi straciły
życie, Pana Boga z serca nie udało się wyrwać z korzeniami. Myślę, że zjawiska ateizmu
w naszych krajach nie mamy. Brak może wiedzy, bo całe pokolenia wyrosły bez świątyń
i bez kapłanów” – tak o sytuacji Kościoła w Kazachstanie mówi arcybiskup
Astany. O stanie wiary, wyzwaniach stojących przed Kościołem i próbach wprowadzania
ograniczeń wolności religijnej z abp. Tomaszem Petą rozmawia Beata Zajączkowska.
-
Jest to dopiero druga wizyta u „progów Apostolskich” biskupów Kazachstanu.
Czy różni się od poprzedniej?
Abp T. Peta: Pierwsza wizyta „ad limina
Apostolorum” biskupów Kazachstanu i Azji Centralnej miała miejsce ponad siedem lat
temu. Ówczesne spotkania zarówno z Ojcem Świętym, jak i w kongregacjach, pozostawiły
w nas wielki ślad matczynej miłości Kościoła. Teraz, kiedy mamy nowego Papieża, podświadomie
rodziło się we mnie pytanie: Jak zostaniemy przyjęci? Spotkanie z Benedyktem XVI w
Castelgandolfo w poniedziałek, a potem spotkania indywidualne każdego z biskupów Kazachstanu
nie miały charakteru egzaminu, lecz towarzyszył im ten sam duch, co siedem lat temu.
-
Pierwsza wizyta „ad limina” to był rok 2001. Wtedy Kościół w
Kazachstanie, i w ogóle na tamtych terenach, dopiero się odradzał. Jan
Paweł II w czasie ostatniego spotkania dał wam wskazówki, wytyczne.
O czym wtedy mówił? Jak to w ciągu siedmiu lat zostało zrealizowane? Abp
T. Peta: W posłaniu, które otrzymują biskupi na zakończenie wizyty „ad limina”,
Ojciec Święty podkreślił wagę jedności między nami. Myślę, że wiele nauczyliśmy się
przez te lata. Trzeba kontynuować tę współpracę i budować jedność, która ma ożywiać
nasze Kościoły lokalne.
- Jak wygląda struktura Kościoła w Azji Centralnej?
To nie tylko Kazachstan, ale także inne kraje...
Abp T. Peta: Konferencja
biskupów jest tylko w Kazachstanie. W krajach sąsiednich, wchodzących kiedyś w skład
Związku Radzieckiego, jest tylko po jednym biskupie czy ordynariuszu. Siłą rzeczy
oni ciążą do nas, czego chce zresztą Stolica Apostolska. Obok Kazachstanu są to następujące
kraje: Uzbekistan, Kirgistan, Tadżykistan i Turkmenistan. Raz w roku mamy wspólne
spotkanie, a trzeba pamiętać, że nieraz trzeba jechać tysiące kilometrów, żeby na
nie dotrzeć. My stanowimy jedność przez to, że jest to część byłego Związku Radzieckiego,
więc łączy nas język rosyjski. Jest on głównym językiem w katolickich kościołach tej
części świata, języki lokalne dopiero zaczynają wchodzić w życie Kościoła. Oprócz
tego jednoczą nas sprawy będące dziedzictwem przeszłego systemu oraz plany na przyszłość.
-
Jakie jest dziedzictwo systemu totalitarnego, sowieckiego? Czy wciąż musicie się
z nim borykać, czy to już jest przeszłość, bo w końcu wyrosło nowe pokolenie,
które nawet tamtych lat nie pamięta? Abp T. Peta: Trudno
to jednoznacznie ocenić. Mimo zmasowanej propagandy ateistycznej i tego, że miliony
niewinnych ludzi straciły życie, Pana Boga z serca nie udało się wyrwać z korzeniami.
Myślę, że zjawiska ateizmu jako takiego w naszych krajach nie mamy. Brak może wiedzy,
bo całe pokolenia wyrosły bez świątyń, bez kapłanów – i nie chodzi tylko o religię
katolicką czy chrześcijańską. Jednakże pozostało w ludziach poczucie, że nad nami
czuwa ktoś większy niż prezydent czy król. Nawet ci, którzy nie chodzą do świątyń
chrześcijańskich czy do meczetów, powiedzą: Jestem muzułmaninem albo prawosławnym
czy katolikiem. Niemniej jednak system z przeszłości pozostawił rozbicie rodziny,
często brak szacunku wobec życia, problem aborcji, a zatem wiele spraw, które stanowią
ranę w życiu tych społeczeństw. I Kościół ma tu wiele do zrobienia.
- Jakie
są najpilniejsze zadania stojące dzisiaj przed Kościołem katolickim
w Kazachstanie? Abp T. Peta: Nie możemy robić na pierwszym
miejscu planów strategicznych, ale przede wszystkim musimy być „solą dla ziemi, światłem
świata”. Każdy człowiek ma zapisane w sercu powołanie do wieczności, do przyjaźni
z Panem Bogiem. Jeżeli ludzie będą widzieli, że my, chrześcijanie, katolicy – i duchowni,
i świeccy – rzeczywiście jesteśmy „solą ziemi i światłem świata”, a więc ziarnem,
to oni w tym zasmakują i powiedzą: To jest to, to jest dobre. Dlatego tak ważne dla
nas jest, by sprawy duchowe wzrastały m.in. przez adorację Najświętszego Sakramentu.
We wszystkich parafiach archidiecezji Astany, w której pracuję, są codzienne adoracje,
godzinę przed Mszą. Codziennie, i to nie tylko w październiku, przed główną Mszą wierni
odmawiają wspólnie różaniec, nawet w małych grupach. Są parafie z adoracją całodzienną,
a w katedrze w Astanie już od roku 2002, po wizycie Ojca Świętego, jest adoracja całodobowa.
-
Na Zachodzie trochę odchodzi się od praktyki adoracji. Skąd
zatem ten nacisk? Czy Ksiądz Arcybiskup widzi jej owoce w ludziach?
Abp
T. Peta: Po raz pierwszy adorację całodzienną wprowadzono w parafii w Oziornem,
gdzie pracowałem kiedyś jako proboszcz. Jest to narodowe sanktuarium Kazachstanu.
Biskup Karagandy, Jan Paweł Lenga, zachęcał mnie wówczas: „Zrób codzienną adorację
w tej wiosce”. Mnie się to wtedy wydawało nierealne, bo była to mała wioska z 700
mieszkańcami, ale biskup naciskał, nie pytając się wcale, czy dach już nie przecieka
albo jak inne sprawy, tylko, czy już jest adoracja. Przez prawie rok nie widziałem
takiej możliwości, ale potem z siostrami zakonnymi przekonaliśmy się do tego. Adoracja
w Oziornem jest do dzisiaj. Później więc, gdy ktoś spoza Kazachstanu zaproponował
całodobową adorację w Astanie, łatwo mi się było zdecydować, bo widziałem, że to nie
jest siła ludzka. Jeżeli przyjmujemy jakąś propozycję ponad ludzkie siły, to Pan Bóg
daje siły do jej realizacji. Ta całodobowa adoracja jest chyba najważniejszą sprawą
w życiu naszej archidiecezji, przynajmniej dla mnie. To jest źródło siły i inspiracji
do wszystkiego innego.
- Można powiedzieć, że jest to pewne
przestawienie akcentów, niepatrzenie oczami świata. Gdy pytamy o Kościół
w danym kraju, interesuje nas, ile jest chrztów, ile nowo wybudowanych
kościołów, ośrodków duszpasterskich. Czy ziarno, o którym mówił Ksiądz
Arcybiskup, wrzucone w ziemię wydaje owoce?
Abp
T. Peta: Trudno na Kościół w Kazachstanie, w Azji Centralnej, patrzeć przez pryzmat
liczb, bo można się bardzo pomylić. Kiedy ktoś mnie pyta o statystyki, to najpierw
mu mówię, że sytuacja jest lepsza niż w czasach apostolskich. I miejscami na pewno
tak jest. Kiedy wysłucha się opowieści pojedynczego człowieka o jego drodze do Pana
Boga, to to są cuda. Można by o prawie każdym napisać książkę. Myślę, że na Kościół
trzeba patrzeć w ten sposób. Jeżeli ziarno, nawet w małej ilości, będzie ziarnem prawdziwym,
to może wydać milionowe plony. A jeżeli ziarno będzie puste, światło okaże się nieprawdziwe,
sól będzie podrobiona – to nawet wielka liczba nam nie pomoże. A skąd mają tam być
wielkie liczby, skoro przez dziesiątki lat całe pokolenia wyrastały bez świątyń?
-
Katolicy są w Kazachstanie mniejszością. Jak układa się wam
praktyczna współpraca z muzułmanami i prawosławnymi?
Abp
T. Peta: Tych, którzy mają korzenie katolickie, jest w całym Kazachstanie mniej
więcej 200 tys. Jeszcze nie wszyscy są w Kościele, więc trzeba ich szukać. To jest
kraj dziewięciokrotnie większy od Polski. Piętnaście lat temu katolików było dwa-trzy
razy więcej. Jednak wielu katolików było wśród 2 mln ludzi, którzy w tym czasie opuścili
Kazachstan.
Relacje z chrześcijanami i wyznawcami innych religii są dobre.
Rok temu np. byliśmy z delegacją w Rzymie i w Asyżu na zaproszenie franciszkanów konwentualnych.
W jej skład weszli: główny mufti Kazachstanu, biskup luterański, duchowny prawosławny
oraz dwóch biskupów katolickich: abp Jan Paweł Lenga i ja. Nie ma między nami konfrontacji
czy otwartej walki, która byłaby złym świadectwem. Jednak musimy się jeszcze nauczyć
większej współpracy na takim polu, jak obrona życia, pomoc dzieciom, sierotom, rodzinie,
małżeństwu. Tego jeszcze jest za mało, ale Kazachstan ma dopiero 17 lat.
-
Pojawiły się jednak głosy, że parlament dąży do wprowadzenia prawa w sposób
zasadniczy ograniczającego wolność religijną?
Abp T. Peta: Kazachstan
stał się niepodległym krajem po raz pierwszy w historii w 1991 r. Już kilka miesięcy
później przyjęto ustawę gwarantującą prawo wolności religii i sumienia. I rzeczywiście
do dziś żyjemy w wolności religijnej. Jej przykładami mogą być chociażby konkordat
między Stolicą Apostolską a Republiką Kazachstanu czy też pełne struktury Kościoła:
metropolia, diecezje, konferencja episkopatu, parafie itd. Mamy więc konkretne owoce
tej wolności. Od kilku miesięcy w parlamencie trwa dyskusja o nowym prawie. Jego pierwsze
projekty były bardzo złe i, gdyby weszły w życie, znaczyłoby to koniec wolności religii
i sumienia. Stopniowo z tego projektu zaczęto usuwać te, nazwijmy to, najgorsze elementy.
Projekt prawa przyjęła obecnie pierwsza instancja parlamentu Majilis, odpowiednik
polskiego Sejmu. Ale ustawa musi jeszcze trafić pod obrady Senatu, a następnie do
prezydenta. Trudno sobie wyobrazić, że w Kazachstanie będzie jakieś bardzo restrykcyjne
prawo przeciwko wolności religijnej, dlatego że co trzy lata odbywają się tam zjazdy
przedstawicieli religii świata na najwyższym poziomie. Także prezydentowi zależy na
tym, by Kazachstan był widziany w świecie jako kraj, w którym panuje wolność i demokracja.
-
Czy katolicy angażują się konkretnie np. w obronę życia, troskę
o rodzinę, pracę charytatywną?
Abp T. Peta: W Kazachstanie istnieją
struktury Caritas. Działalność charytatywna odbywa się przede wszystkim poprzez parafie,
nie tylko poprzez oficjalne struktury, ale właśnie przez koła charytatywne w parafiach.
Angażują się oczywiście kapłani czy siostry zakonne, ale często także osoby świeckie.
-
Jak wygląda zaangażowanie świeckich w życie Kościoła?
Abp
T. Peta: Musimy pamiętać, że często są to nowi katolicy, nawet w sensie poszukiwania
swych korzeni. Często tworzą oni nowe wspólnoty, bo przecież dwa razy więcej katolików
wyjechało. Mimo to parafie się nie zmniejszają, czyli ciągle są nowi ludzie. Bardzo
często są to neofici, więc potrzeba czasu, by stali się oni zdolni do pomagania innym.
-
Czy wiąże się to także z obniżeniem średniej wieku?
Abp
T. Peta: W tej chwili mamy przekrój wszystkich pokoleń, od najstarszych do najmłodszych.
Oczywiście, wiara została przechowana w okresie wielkich prześladowań głównie przez
najstarszych, którzy nie mieli nic do stracenia. Byli bardzo odważni, modlili się,
świadczyli o Panu Jezusie i walczyli o to, żeby np. wybudować kościół czy kaplicę.
Kiedy przyszła wolność, zdecydowaną większość stanowili ludzie najstarsi. Obecnie
jednak są oni we wspólnotach parafialnych w mniejszości.
- W jakich warunkach
materialnych pracujecie?
Abp T. Peta: Przede
wszystkim nie ma wystarczającej liczby kapłanów. Gdy przyjechałem 18 lat temu, było
15 kapłanów w pięciu krajach Azji Centralnej. Obecnie w całym kraju, dziewięciokrotnie
większym od Polski, w czterech diecezjach jest ponad 80 kapłanów i ponad 100 sióstr
zakonnych. Od 10 lat mamy seminarium, dużo osób do niego wstępowało i odchodziło.
Zatem wyświęconych do tej pory zostało tylko pięciu, ale to raczej normalne na początku.
Nie trzeba się spieszyć, bo powołanie musi być prawdziwe. Brak kapłanów jest nawet
bardziej istotny od braku świątyni. Sługa Boży ks. Władysław Bukowiński nie miał żadnej
świątyni ani kaplicy, tylko spotykał ludzi w domach. Owocem jego pracy było ponad
10 powołań kapłańskich, około 20 powołań zakonnych sióstr, i to w warunkach podziemia.
Ale nawet gdyby w każdej wiosce był kapłan, to też nie rozwiąże sprawy. To musi być
człowiek z wewnętrznym zapałem, który chce dzielić się Panem Jezusem.
-
Co, zdaniem Księdza Arcybiskupa, może być owocem obecnej
wizyty „ad limina”?
Abp T. Peta: Każda wizyta „ad limina” jest przede
wszystkim doświadczeniem miłości Kościoła, której także my, pasterze, potrzebujemy.
Jest to dla nas impuls, który dodaje nam siły, żeby dzielić się tą miłością, i to
nie tylko z naszymi wiernymi, ale z wszystkimi. Przecież Kościół katolicki jest Matką
wobec każdego, bez wyjątku, człowieka.