2008-09-25 17:39:22

Bp Lechowicz o kursie dla biskupów - wywiad


Rozmowa z bp. Wiesławem Lechowiczem z diecezji tarnowskiej, który uczestniczył w kursie dla nowych biskupów, zorganizowanym przez dwie watykańskie kongregacje: ds. Biskupów i dla Kościołów Wschodnich.
 
- Odpytywać nie wypada, ale może Ksiądz Biskup zdradzi, czego się nauczył na tym kursie, jak było?
 
Bp W. Lechowicz: Przyznam się szczerze, że byłem bardzo mile zaskoczony przede wszystkim obecnością biskupów kilku kontynentów, z wyjątkiem Afryki, i powiedziałbym, że chyba to jest największa lekcja, jaką wynoszę z tego spotkania: doświadczenie Kościoła powszechnego. Oczywiście oprócz konferencji, które miały charakter zazwyczaj teoretyczny, ale równocześnie bardzo szeroki. Na przykład pierwsza z nich dotyczyła biskupa, który ma być mistrzem wiary, a ostatnia dotyczyła biskupa, który powinien być sędzią i zajmować się między innymi sprawami czysto legislacyjnymi. Choćby z tych dwóch tematów widać, jak szeroka była panorama poruszanych zagadnień. Niezależnie od tych wykładów chyba najcenniejsze doświadczenie, jakie wynoszę z tego spotkania, to jest właśnie spotkanie biskupów różnych kontynentów, rozmowa z nimi w kuluarach. Sądzę, że znajomość z tymi biskupami, poznanie różnych problemów, z którymi się oni borykają, były dla mnie największą lekcją.

- Czy było to spotkanie egzotyczne? Wszak diecezja tarnowska uchodzi za pewien ewenement nawet w samej Polsce, a tym bardziej w Europie czy w świecie. Wspomnimy choćby o powołaniach. Dla większości biskupów podstawowym problemem jest to, że mają puste seminaria.
 
Bp W. Lechowicz: Tak, kilku biskupów rzeczywiście podeszło do mnie kiedy się dowiedzieli, że pochodzę z diecezji tarnowskiej. Tarnów jest znany powszechnie w Kościele jako diecezja bogata w powołania kapłańskie. Również, nie po raz pierwszy, Ojciec Święty, kiedy spotkał się z biskupem pochodzącym z Tarnowa od razu zareagował: „a, to macie dużo powołań kapłańskich”. Miałem więc radość i zaszczyt poinformować Ojca Świętego o nowo przyjętych kandydatach do naszego seminarium. Niemniej jednak, oprócz tej wyjątkowości diecezji tarnowskiej, mogłem zaobserwować, że sporo problemów jest wspólnych dla różnych części świata. Wielu biskupów na przykład poruszało kwestię mentalności współczesnej młodzieży. I okazuje się, że niezależnie od tego, czy ta młodzież żyje w Tarnowie, czy w Nowym Jorku, czy w São Paulo, niezależnie od różnych kontekstów i okoliczności, które są charakterystyczne dla każdego miejsca, mentalność współczesnej młodzieży jest jednakowa, albo przynajmniej porównywalna, podobna. I to u większości biskupów wywołuje troskę i niepokój, bo okazuje się, że nie zawsze ta mentalność idzie w parze z wymaganiami, jakie nam Pan Jezus postawił w Ewangelii.

- Wiadomo, że duża liczba powołań to także dobre świadectwo o żywotności duszpasterstwa w danej diecezji. Nie pytano się Księdza Biskupa o sekret tego powodzenia, tego duszpasterstwa? Tym bardziej, że Ksiądz Biskup jest właśnie specjalistą od teologii pastoralnej.
 
Bp W. Lechowicz: Nie, nie pytali się biskupi o tajemnicę powołań kapłańskich w diecezji tarnowskiej. Może, dlatego, że oni sami doskonale wiedzą, na czym ten „sekret” polega. Problem w tym, że nie zawsze się udaje wprowadzić w życie te wszystkie teoretyczne uwarunkowania. Wielu biskupów podkreślało, czy to na forum publicznym, czy prywatnie, że oprócz tego kryzysu mentalności współczesnej młodzieży, która jest nastawiona często na przyjemność, na wygodę, na konsumpcję, istnieje też kryzys rodziny. Oprócz łaski Bożej na pewno tajemnica powołań kapłańskich tkwi w atmosferze rodzinnej. Następnie wielu narzekało na poziom duszpasterstwa prowadzonego przez księży. Mimo, że są pasterzami i biskupami w poszczególnych diecezjach, to nie raz dało się słyszeć narzekania na to, że nie są w stanie wyegzekwować od swoich kapłanów takiej aktywności duszpasterskiej, która mogłaby doprowadzić m.in. do wzrostu powołań kapłańskich. A więc duszpasterska aktywność, praca to jest kolejny bardzo ważny element sprzyjający kapłańskim powołaniom, choć zawsze powołania są tajemnicą.

- A gdybym ja się zapytał, na czym polega ten „sekret” Tarnowa?
 
Bp W. Lechowicz: Myślę, że na tym, o czym wspomniałem przed chwilą. Trzeba powiedzieć sobie szczerze, że w ostatnich latach mamy coraz więcej kandydatów do seminarium, którzy nie pochodzą z wielodzietnych rodzin i kryzys demograficzny na pewno wpłynie negatywnie na liczbę kapłańskich powołań. Liczy się także atmosfera religijna w domu, a następnie praca duszpasterzy i ich przykład życia. Przecież tzw. duszpasterstwo powołaniowe sprowadza się głównie do tego, żeby księża wykonywali swoje obowiązki tak, jak powinni, żeby byli świadkami wiary. Wtedy sami pociągają młodych ludzi do pójścia drogą powołania kapłańskiego. Dodałbym do tych dwóch warunków jeszcze modlitwę o powołania kapłańskie. U nas w diecezji tarnowskiej w zasadzie od 100 lat są takie dni szczególnej modlitwy o powołania, są adoracje w każdy pierwszy czwartek miesiąca w tej właśnie intencji i myślę, że ta modlitwa też owocuje.

- Pamiętam, że w Belgii była parę lat temu taka dziwna sytuacja, że przez kilka miesięcy nie udało się obsadzić jednej z diecezji. Nie można było dla niej znaleźć biskupa, i to nie dlatego, że brakowało ludzi, którzy byliby do tego zdolni, ale po prostu nie było chętnych. Nikt z duchownych nie chciał być biskupem, „monsignorem”, każdy wolał być zwykłym, skromnym księdzem, choćby i profesorem.

 
Bp W. Lechowicz: Jestem jeszcze „młodym” biskupem, bo dopiero od 7 miesięcy, ale mam nadzieję, że można być biskupem i być skromnym, że jedno drugiemu nie zaprzecza. Powiem szczerze, że obserwowałem pod tym kątem biskupów, którzy przyjechali do Rzymu na spotkanie. Otóż zdecydowana większość z nich byli to ludzie bardzo bezpośredni, komunikatywni, sympatyczni, mili, nie wynoszący się nad innych, nie chodzący z głowami w chmurach. Mam nadzieję, że nie jest tak dlatego, iż są oni biskupami zaledwie od kilku albo kilkunastu miesięcy, i że takimi jak są – pozostaną. Natomiast fakt, że niejeden kandydat na biskupa może odmówić, to ja jestem w stanie zrozumieć, bo i sam też nie przyjąłem tej nominacji podskakując do góry. Miałem wiele oporów, mówiłem o tym nuncjuszowi apostolskiemu, byłem świadomy moich ograniczeń. Ale z drugiej strony, to jest też pewna konsekwencja wyboru, którego się wcześniej dokonało. Jeżeli człowiek jest księdzem, to musi myśleć trochę też i w kategoriach nadprzyrodzonych. Przecież wszystko, co się dzieje w jego życiu w jakimś sensie jest pod okiem Bożej opatrzności.

 Rozm. K. Bronk/ rv







All the contents on this site are copyrighted ©.