Rozmowa z bp. Wiesławem Lechowiczem z diecezji tarnowskiej, który uczestniczył
w kursie dla nowych biskupów, zorganizowanym przez dwie watykańskie kongregacje: ds.
Biskupów i dla Kościołów Wschodnich. - Odpytywać
nie wypada, ale może Ksiądz Biskup zdradzi, czego się
nauczył na tym kursie, jak było? Bp W. Lechowicz: Przyznam
się szczerze, że byłem bardzo mile zaskoczony przede wszystkim obecnością biskupów
kilku kontynentów, z wyjątkiem Afryki, i powiedziałbym, że chyba to jest największa
lekcja, jaką wynoszę z tego spotkania: doświadczenie Kościoła powszechnego. Oczywiście
oprócz konferencji, które miały charakter zazwyczaj teoretyczny, ale równocześnie
bardzo szeroki. Na przykład pierwsza z nich dotyczyła biskupa, który ma być mistrzem
wiary, a ostatnia dotyczyła biskupa, który powinien być sędzią i zajmować się między
innymi sprawami czysto legislacyjnymi. Choćby z tych dwóch tematów widać, jak szeroka
była panorama poruszanych zagadnień. Niezależnie od tych wykładów chyba najcenniejsze
doświadczenie, jakie wynoszę z tego spotkania, to jest właśnie spotkanie biskupów
różnych kontynentów, rozmowa z nimi w kuluarach. Sądzę, że znajomość z tymi biskupami,
poznanie różnych problemów, z którymi się oni borykają, były dla mnie największą lekcją.
-
Czy było to spotkanie egzotyczne? Wszak diecezja tarnowska uchodzi za
pewien ewenement nawet w samej Polsce, a tym bardziej w Europie czy w świecie.
Wspomnimy choćby o powołaniach. Dla większości biskupów podstawowym problemem jest
to, że mają puste seminaria. Bp W. Lechowicz: Tak, kilku
biskupów rzeczywiście podeszło do mnie kiedy się dowiedzieli, że pochodzę z diecezji
tarnowskiej. Tarnów jest znany powszechnie w Kościele jako diecezja bogata w powołania
kapłańskie. Również, nie po raz pierwszy, Ojciec Święty, kiedy spotkał się z biskupem
pochodzącym z Tarnowa od razu zareagował: „a, to macie dużo powołań kapłańskich”.
Miałem więc radość i zaszczyt poinformować Ojca Świętego o nowo przyjętych kandydatach
do naszego seminarium. Niemniej jednak, oprócz tej wyjątkowości diecezji tarnowskiej,
mogłem zaobserwować, że sporo problemów jest wspólnych dla różnych części świata.
Wielu biskupów na przykład poruszało kwestię mentalności współczesnej młodzieży. I
okazuje się, że niezależnie od tego, czy ta młodzież żyje w Tarnowie, czy w Nowym
Jorku, czy w São Paulo, niezależnie od różnych kontekstów i okoliczności, które są
charakterystyczne dla każdego miejsca, mentalność współczesnej młodzieży jest jednakowa,
albo przynajmniej porównywalna, podobna. I to u większości biskupów wywołuje troskę
i niepokój, bo okazuje się, że nie zawsze ta mentalność idzie w parze z wymaganiami,
jakie nam Pan Jezus postawił w Ewangelii.
- Wiadomo, że duża liczba
powołań to także dobre świadectwo o żywotności duszpasterstwa w danej
diecezji. Nie pytano się Księdza Biskupa o sekret tego powodzenia, tego duszpasterstwa?
Tym bardziej, że Ksiądz Biskup jest właśnie specjalistą od teologii pastoralnej. Bp
W. Lechowicz: Nie, nie pytali się biskupi o tajemnicę powołań kapłańskich w diecezji
tarnowskiej. Może, dlatego, że oni sami doskonale wiedzą, na czym ten „sekret” polega.
Problem w tym, że nie zawsze się udaje wprowadzić w życie te wszystkie teoretyczne
uwarunkowania. Wielu biskupów podkreślało, czy to na forum publicznym, czy prywatnie,
że oprócz tego kryzysu mentalności współczesnej młodzieży, która jest nastawiona często
na przyjemność, na wygodę, na konsumpcję, istnieje też kryzys rodziny. Oprócz łaski
Bożej na pewno tajemnica powołań kapłańskich tkwi w atmosferze rodzinnej. Następnie
wielu narzekało na poziom duszpasterstwa prowadzonego przez księży. Mimo, że są pasterzami
i biskupami w poszczególnych diecezjach, to nie raz dało się słyszeć narzekania na
to, że nie są w stanie wyegzekwować od swoich kapłanów takiej aktywności duszpasterskiej,
która mogłaby doprowadzić m.in. do wzrostu powołań kapłańskich. A więc duszpasterska
aktywność, praca to jest kolejny bardzo ważny element sprzyjający kapłańskim powołaniom,
choć zawsze powołania są tajemnicą.
- A gdybym ja się zapytał, na czym polega
ten „sekret” Tarnowa? Bp W. Lechowicz: Myślę, że na tym,
o czym wspomniałem przed chwilą. Trzeba powiedzieć sobie szczerze, że w ostatnich
latach mamy coraz więcej kandydatów do seminarium, którzy nie pochodzą z wielodzietnych
rodzin i kryzys demograficzny na pewno wpłynie negatywnie na liczbę kapłańskich powołań.
Liczy się także atmosfera religijna w domu, a następnie praca duszpasterzy i ich przykład
życia. Przecież tzw. duszpasterstwo powołaniowe sprowadza się głównie do tego, żeby
księża wykonywali swoje obowiązki tak, jak powinni, żeby byli świadkami wiary. Wtedy
sami pociągają młodych ludzi do pójścia drogą powołania kapłańskiego. Dodałbym do
tych dwóch warunków jeszcze modlitwę o powołania kapłańskie. U nas w diecezji tarnowskiej
w zasadzie od 100 lat są takie dni szczególnej modlitwy o powołania, są adoracje w
każdy pierwszy czwartek miesiąca w tej właśnie intencji i myślę, że ta modlitwa też
owocuje.
- Pamiętam, że w Belgii była parę lat temu taka dziwna sytuacja,
że przez kilka miesięcy nie udało się obsadzić jednej z diecezji. Nie
można było dla niej znaleźć biskupa, i to nie dlatego, że brakowało
ludzi, którzy byliby do tego zdolni, ale po prostu nie było chętnych. Nikt z
duchownych nie chciał być biskupem, „monsignorem”, każdy wolał
być zwykłym, skromnym księdzem, choćby i profesorem.
Bp
W. Lechowicz: Jestem jeszcze „młodym” biskupem, bo dopiero od 7 miesięcy, ale
mam nadzieję, że można być biskupem i być skromnym, że jedno drugiemu nie zaprzecza.
Powiem szczerze, że obserwowałempod tym kątem biskupów, którzy przyjechali
do Rzymu na spotkanie. Otóż zdecydowana większość z nich byli to ludzie bardzo bezpośredni,
komunikatywni, sympatyczni, mili, nie wynoszący się nad innych, nie chodzący z głowami
w chmurach. Mam nadzieję, że nie jest tak dlatego, iż są oni biskupami zaledwie od
kilku albo kilkunastu miesięcy, i że takimi jak są – pozostaną. Natomiast fakt, że
niejeden kandydat na biskupa może odmówić, to ja jestem w stanie zrozumieć, bo i sam
też nie przyjąłem tej nominacji podskakując do góry. Miałem wiele oporów, mówiłem
o tym nuncjuszowi apostolskiemu, byłem świadomy moich ograniczeń. Ale z drugiej strony,
to jest też pewna konsekwencja wyboru, którego się wcześniej dokonało. Jeżeli człowiek
jest księdzem, to musi myśleć trochę też i w kategoriach nadprzyrodzonych. Przecież
wszystko, co się dzieje w jego życiu w jakimś sensie jest pod okiem Bożej opatrzności.