2008-09-05 17:05:19

Światłość ze Wschodu – audycja 28


Trzech wielkich Aleksandryjczyków. Orygenes (cz. II)

W ostatniej audycji poznaliśmy Orygenesa. Wiemy już, że ten genialny teolog i egzegeta urodził się w egipskiej Aleksandrii około roku 185; że jeszcze jako młody chłopak został po swoim ojcu kierownikiem szkoły filozofii chrześcijańskiej, a potem także otrzymał misję nauczania podstawowych prawd wiary katechumenów, którzy pragnęli przyjąć chrzest. Że jego wykłady od samego początku cieszyły się niezwykłym powodzeniem, tak iż w krótkim czasie nasz egzegeta był zmuszony podzielić kursantów na dwie grupy, wstępną naukę powierzając jednemu ze swych uczniów i przyjaciół, samemu oddając się nauczaniu bardziej zaawansowanych. Dziś spróbujmy pogłębić tę wiedzę.

Już z opowieści o Klemensie wiadomo, że jakoś zorganizowane nauczanie wiary chrześcijańskiej w Aleksandrii prowadzono na długo przed Orygenesem. Wydaje się jednak, że zarówno chrześcijańska szkoła Pantajnosa, jak i ta, którą kierował Klemens, miały raczej charakter prywatnych szkół filozoficznych. W starożytnym świecie grecko-rzymskim chrześcijanie od samego początku w ten sposób starali się głosić naukę, mianowicie jako doskonałą filozofię, która przewyższa wszystkie dotychczasowe, która pozwala osiągnąć mądrość przewyższającą wszelką wiedzę, która pozwala człowiekowi kosztować owoców życia pięknego i rozumnego, czystego i szczęśliwego. W istocie wprowadzenie w nauczanie prawd wiary, lektura Ewangelii i przygotowanie do udziału w misteriach Kościoła odbywało się w gronie osób już nawróconych i zdecydowanych na podążanie drogą Zbawienia. Zdaje się, że pod tym względem szkoły aleksandryjskie w II wieku nie odbiegały zbytnio od rzymskich czy afrykańskich wzorców. Chyba dopiero wraz z Orygenesem rozpoczyna się epoka nauczania zorganizowanego i zarazem jakoś też podległego lokalnemu biskupowi.

Z „Mowy pochwalnej ku czci Orygenesa”, przypisywanej Grzegorzowi zwanemu Cudotwórcą, dowiadujemy się, jak wyglądało nauczanie w Orygenesowym ateneum. Co prawda, autor Mowy pobierał nauki u Orygenesa już w okresie jego pobytu w Cezarei Palestyńskiej, mianowicie około roku 235, to jednak mamy prawo przypuszczać, że mniej więcej w ten sam sposób nasz mistrz prowadził swoją szkołę w Aleksandrii. Dowiadujemy się zatem, że w programie studiów na początkowym etapie znajdowały się przede wszystkim nauki filozoficzne, które przygotowywały adepta do poznania i rozumienia natury człowieka i świata. W trakcie nauki wyjaśniano podstawowe pojęcia i dyskutowano zagadnienia szczegółowe związane z najważniejszymi problemami filozoficznymi. Jednocześnie nauczanie wstępne kierowało umysł studenta ku poznaniu przyrody, nakazywało zgłębiać prawidła matematyki, geometrii i astronomii. Dopiero w drugiej kolejności tak przygotowani uczniowie Orygenesa mogli sięgnąć po Pismo Święte, wraz z nim poznawali drogi Zbawienia i uczyli się interpretacji tekstów świętych. Nareszcie mogli rozprawiać o Bogu, stwórcy i źródle wszystkiego. O Synu, którego przedwieczny Ojciec nieustannie rodzi, które jest Bożą Myślą i Jego Słowem. O Duchu Świętym, który uświęca człowieka i napełnia swój Kościół. Bo Pan udziela swej mądrości każdemu, kto pragnie się zbliżyć do jej źródła. Ale nie jest to droga łatwa i zawsze nade wszystko wymaga pokory. Aby nią kroczyć bezpiecznie i podążać do prawdziwego celu, jakim jest sam Bóg, trzeba się dobrze przygotować, trzeba wyćwiczyć się, nauczyć tego, co stanowi wiedzę podstawową. Bo droga do Boga według Orygenesa to w istocie droga nieustannego wzrastania w tej świętości, którą sam Bóg buduje w duszy człowieka za pomocą narzędzi takich, jak modlitwa, asceza oraz nieustanne obcowanie ze Słowem Bożym.

Grzegorz Cudotwórca wspomina, że Orygenes podczas wykładów i rozmów prywatnych „wychwalał, jak tylko mógł, filozofię i jej miłośników”. Podobno „tłumaczył, że tylko ten żyje w pełnym tego słowa znaczeniu, kto wiedzie życie godne istot rozumnych, a przede wszystkim stara się poznać siebie samego oraz uświadomić sobie, co dobrego winien czynić, a czego złego unikać”. Wiemy, że sławetną maksymę „poznaj samego siebie” (gr. gnothi seauton) tradycja przypisuje Sokratesowi, mędrcowi bardzo szanowanemu także przez chrześcijan. Filozofia okresu średniego platonizmu, która kształtowała umysł także bohatera naszej opowieści, niezwykłą wagę przywiązywała do harmonii pomiędzy tym, co człowiek poznaje i jak żyje. Bowiem człowiek nie może być szczęśliwy, nauczali medioplatonicy, jeśli nie będzie dążył do poznania prawdy o sobie, o świecie i o Bogu; o tym, kim jest, jakie jest jego miejsce i jaka kondycja wobec Boga, zasady sprawczej wszystkiego, co istnieje. A gdy już pozna tę prawdę, powinien pozwolić duszy kierować się owym wewnętrznym głosem, który zaprasza, by czynić dobro i odrzucać zło.

Orygenes podobno gwałtownie „piętnował wszelkie nieuctwo i nieuków, przedstawiając jak wielu jest wśród ludzi ślepców umysłowych, którzy nie zdają sobie nawet sprawy z tego, czym są, i postępują jak głupcy, nie tylko nie wiedząc, ale nawet nie starając się dowiedzieć, co naprawdę dobre, a co złe; którzy za jedyną wartość uważają bogactwo, sławę, stanowisko, zdrowie cielesne i o nie tylko się ubiegają, a stąd także tylko te zdolności i zawody cenią, którymi owe rzeczy zdobyć można – a więc zawód żołnierza, urzędnika, sędziego czy adwokata. «Oto – podkreślał – do czego i wy dojdziecie, jeśli zaniedbacie kształcenie umysłu, który przecież winien w nas panować nad wszystkim»”.

Nie powinniśmy dziwić się, że w szkole Orygenesa tak wielką wagę przywiązywano właśnie do filozofii. To w istocie dopiero w czasach nowożytnych oddzielono teologię od filozofii, Boga od rozumu. Starożytni wiedzieli dobrze, że uwierzyć nie znaczy ślepo zaufać czemuś, czego się nie zna i nie rozumie. Dla Orygenesa Pan Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo, a więc jako istotę rozumną i wolną. Być świętym to znaczy dać w swoim myśleniu i działaniu miejsce owemu przedwiecznemu Logosowi, Bożemu Słowu, przez które Bóg stwarza świat, nim porusza i ostatecznie ku sobie pociąga. Jeśli człowiek chce uczestniczyć w skutkach zbawienia, musi zmądrzeć, musi się stać logiczny. Filozofia jest zatem narzędziem, które przygotowuje duszę na spotkanie z Logosem, Synem Bożym, pośrednikiem Zbawienia, początkiem i kresem wszystkiego, co istnieje.

„Nic dziwnego – powiada Grzegorz w Mowie ku czci Orygenesa – że w takich warunkach musiała od razu niby jakaś iskra wpaść w serce moje i rozniecić w nim płomień miłości nie tylko ku wspomnianemu świętemu Logosowi, pięknością swą pociągającemu wszystkich z nieodpartą mocą, ale także ku człowiekowi, będącemu tegoż Logosu przyjacielem i heroldem zarazem. Ta to właśnie miłość skłoniła mię ostatecznie do zrezygnowania ze wszystkich planowanych dotychczas studiów i zajęć, do porzucenia mego sławetnego prawa, ba, nawet do opuszczenia ojczyzny i krewnych, zarówno tych, wśród których naówczas żyłem, jak tych, z którymi się rozstałem, podejmując podróż. Jedno tylko było mi odtąd drogie i jedno tylko cenne: filozofia oraz mój w niej mistrz, człowiek prawdziwie z nieba zesłany” (Mowa 6).
 
Rafał Zarzeczny SJ







All the contents on this site are copyrighted ©.