Filipiny: Mindanao – „normalna sytuacja w nienormalnym położeniu”
Filipiński episkopat razem z tamtejszą Ligą Ulemów zaapelowali do rządu oraz do przywódców
Islamskiego Frontu Wyzwolenia Moro o przerwanie spirali przemocy na Mindanao. Zwierzchnicy
religijni wspólnie wzywają do natychmiastowego rozejmu, uwolnienia jeńców i wycofania
oddziałów zbrojnych z południowej części wyspy.
Mindanao, o powierzchni równej
blisko jednej trzeciej Polski, jest drugą co do wielkości wyspą Filipin. Jedną trzecią
mieszkańców stanowią tam muzułmanie, którzy na wszelkie sposoby dążą do utworzenia
islamskiego państwa. Próby zawarcia porozumienia podjęto 30 lat temu. W 2001 roku
parafowano układ, który dał początek mozolnym negocjacjom. Niezadowolony z postępu
prac Islamski Front Wyzwolenia Moro podjął jednak działania zbrojne. W odpowiedzi
filipiński rząd zerwał negocjacje. W wyniku tygodniowych walk – jak podają agencje
– zginęło kilkadziesiąt osób. Liczbę uchodźców szacuje się aż na 200 tys. Dlatego
arcybiskupi Fernando Capalla i Hilario Gomez wraz z reprezentującym tamtejszą Ligę
Ulemów Hamidem Barrą apelują o zachowanie spokoju.
Do wznowienia walk doszło
również stosunkowo niedaleko od powstającego na Mindanao sanktuarium Bożego Miłosierdzia.
W jego najbliższej okolicy – jak informuje pracujący tam ks. Jan Migacz, marianin,
jest jednak spokojnie.
„W ostatni poniedziałek rebelianci frontu MILF dokonali
zamachów bombowych na dwa małe hotele w Iligan, głównym mieście prowincji Lanao del
Norte – poinformował Radio Watykańskie ks. Migacz. – Zginęło wówczas ponad 20 osób.
Rebelianci zabrali jednocześnie ludzi jako żywe tarcze do ochrony. Iligan jest położony
wzdłuż głównej drogi łączącej większe miasta w tym rejonie. Kiedy do akcji wkroczyły
siły rządowe, rebelianci poszli wzdłuż głównej drogi do następnych miejscowości, Kolambugan
i Kauswagan, i zajęli je. Mieszkańcy pouciekali stamtąd, zatrzymując się na brzegu
morza. Towarzyszyła im panika, bo to jest jednak wojna. To trwało jeden dzień. Kiedy
wojska oczyszczały te tereny, ginęli ludzie. Według moich wyliczeń w tych miejscowościach
zginęły 62 osoby, 4,5 tys. osób pouciekało z tych miejscowości do Iligan, a około
6 tys. uciekło do sąsiedniej prowincji Misamis Occidental”.
Ks. Migacz, opierając
się na opiniach miejscowej ludności, mimo zaistniałych wydarzeń, określił stan rzeczy
na południu Mindanao jako „normalną sytuację w nienormalnym położeniu”. Zdaniem mieszkańców
Islamski Front Wyzwolenia Moro jest zbyt zdeterminowany, by zaprzestać walki. „Można
powiedzieć, że to jest rak toczący społeczeństwo – powiedział ks. Migacz. – Bardzo
trudno jest doprowadzić do dobrosąsiedzkich wzajemnych relacji między muzułmanami
a chrześcijanami. Na terenach, gdzie mieszka większość muzułmanów, okazuje się, że
chrześcijanie są dyskryminowani, pogardzani. Widać na każdym kroku, że chrześcijanie
żyją w lęku o jutro”.
Polski marianin poinformował, iż miejscowi biskupi nawoływali
do zachowania spokoju twierdząc, że mimo wszystko rebelianci stanowią tylko ograniczoną
grupę, a sporo muzułmanów chce pokoju. Z kolei ordynariusz Cagayan de Oro, abp Antonio
Ledesma, potępił akty terroru, a zwłaszcza to, że rebelianci zabrali ze sobą ludzi
jako żywe tarcze.
„W tej chwili sytuacja jest unormowana, teren jest otoczony
przez wojsko. Słyszałem również, że policja przekazała około tysiąca karabinów dla
ludności cywilnej w ramach samoobrony – powiedział ks. Migacz. – My jesteśmy oddaleni
od Cagayan de Oro około 20 km, mieszkamy w Divine Mercy Hills, gdzie jest budowana
wielka figura Pana Jezusa Miłosiernego. 8 września będzie poświęcenie figury oraz
przekazanie archidiecezji Cagayan de Oro placu pod budowę kościoła i tejże figury.
My, marianie, będziemy kustoszami tego miejsca. Pracujemy przy powstającym sanktuarium”.