Pieszo do Rzymu, dziękując za beatyfikację o. Papczyńskiego
41 dni pielgrzymował z Góry Kalwarii do Rzymu Wiesław Drzewiecki. Piesza wędrówka
65-latka była podziękowaniem za beatyfikację ojca Stanisława Papczyńskiego. Pątniczy
szlak rozpoczął on w Górze Kalwarii, u grobu założyciela księży marianów.
Dla
Wiesława Drzewieckiego była to druga piesza wędrówka do Rzymu. Po raz pierwszy pielgrzymował
przed dziewięciu laty w intencji beatyfikacji o. Papczyńskiego. „Wędruję śladami o.
Stanisława, który również przemierzył ten szlak na nogach kilkaset lat wcześniej,
aby uprosić Papieża o zatwierdzenie założonego przez siebie zakonu” – tłumaczy pan
Wiesław. Wskazuje jednak, że w ciągu wieków warunki pielgrzymowania znacznie się zmieniły.
„Dla mnie ważnym narzędziem był telefon. Nawet kierowcy tirów dawali mi swój numer
telefonu, mówiąc, że jakbym czegoś potrzebował, to wystarczy dać znać. Napotykani
po drodze Polacy brali mój numer, by być w kontakcie i na trasie pomóc”. Trasa liczyła
ok. 2 tys. kilometrów i wiodła przez Kraków, Bratysławę, Wiedeń, Mariazell, Padwę,
Asyż, Cascię. W Polsce pielgrzym odwiedził m.in. Podegrodzie, gdzie w XVII w. urodził
się ojciec Stanisław.
Pielgrzymka rozpoczęła się pechowo. Po pokonaniu 15 km
rozpętała się burza. Kiedy deszcz ustał pan Wiesław wyruszył ponownie w trasę. Próby
nie wstrzymały jednak buty. „Choć były rozchodzone i przygotowane na długą trasę pod
wpływem wilgoci skurczyły się do tego stopnia, że poraniły mi palce od nóg. Do trudu
pielgrzymowania dołączył się ból. Wielokrotnie musiałem robić jednodniowe przystanki,
żeby podleczyć stopy” – opowiada pan Wiesław.
Trasa wiodła głównie bocznymi
drogami, z dala od autostrad. Na trasie spotykał się z dużą życzliwością napotykanych
ludzi. „Na plecaku nosiłem zawsze biało-czerwoną flagę. To był taki znak rozpoznawczy.
Był też napis, że idę w pielgrzymce do Rzymu” – mówi pan Wiesław. Przyciągało to uwagę
ludzi, którzy wielokrotnie ofiarowali mu swą pomoc. „Jedni dali butelkę wody, inni
parę groszy, żebym mógł kupić sobie coś do zjedzenia, ktoś mnie podwiózł, albo wskazał
miejsce, gdzie mogłem się przespać”. Wielokrotnie na trasie wędrówki doświadczał Bożej
opieki i ludzkiej życzliwości. „Jak nocowałem w małych hotelikach, zdarzało się, że
nie chciano ode mnie pieniędzy za nocleg. Kilka razy nie dość, że mnie przenocowano
za darmo, to jeszcze dano mi kolację i prowiant na trasę. Przez całą drogę miałem
pomoc od Polaków, Austriaków, Włochów. Niektórzy mnie nawet brali do siebie do domu
na nocleg”. Pan Wiesław opowiada, że kiedy wyruszał na pielgrzymkę, rodzina i znajomi,
a nawet obcy ludzie powierzali mu różne intencje modlitewne. „Na trasie ich jeszcze
przybyło. Napotkani ludzie wielokrotnie prosili o modlitwę i to w bardzo konkretnych
intencjach” – mówi pielgrzym.
Jak podkreśla, szedł w podziękowaniu Bogu za
życie i świętość bł. Stanisława Papczyńskiego. „W Górze Kalwarii, skąd wyruszyłem,
przepracował on i przemodlił 24 lata. Dlatego też za ten dar nieba na nasze czasy
ofiarowałem głównie tę pielgrzymkę”.
Do Rzymu pan Wiesław dotarł w uroczystość
Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Za szczęśliwe dotarcie do celu dziękował,
modląc się przy grobie Jana Pawła II.