2008-07-28 17:40:03

Wybór powołania to nie wybór zawodu - rozmowa z ks. K. Wonsem SDS


Należy wracać do osobowej relacji z Jezusem, gdyż można pozostać księdzem, oddalając się od kapłaństwa. Zewnętrznie realizujemy wówczas nasze powołanie, ale wewnętrznie odeszliśmy już od ideałów” – mówi ks. Krzysztof Wons SDS w rozmowie z Beatą Zajączkowską. Dyrektor Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, kierownik duchowy i rekolekcjonista, wykładowca teologii duchowości oraz redaktor „Zeszytów Formacji Duchowej” podkreśla przy okazji, że pytanie o spadek liczby powołań to zarazem pytanie o doświadczenie wiary każdego z nas.

 
Czy formacja jest bazą, na której budujemy każde powołanie?
 
Krzysztof Wons SDS: Oczywiście. Żadnego powołania nie można budować bez formacji, ponieważ jest ona przede wszystkim «formacją do człowieczeństwa». Człowiek od momentu poczęcia jest formowany. Ogromny wpływ mają dom, rodzina i środowisko, w których wzrasta. Powołania sobie nie dajemy, ale je odkrywamy. W tym pomaga formacja. Tylko człowiek dojrzały jest zdolny rozeznać powołanie i pójść za nim. To jest podstawa. Dopiero później można mówić o formowaniu człowieka w powołaniu. Chciałbym to bardzo mocno podkreślić, ponieważ nie jest rzeczą przesądzoną, że każdy, kto wstępuje do nowicjatu czy do seminarium, może być określony jako «człowiek powołany». Trzeba raczej mówić o osobie zdolnej do rozeznania swego powołania.

Powiedział Ksiądz, że na formację wpływa środowisko, w którym żyjemy. W Polsce dostrzegamy coraz większy kryzys instytucji rodziny. Jak to, co się dzieje w społeczeństwie, wpływa na zmianę kierunków formacji?

 
Krzysztof Wons SDS: Zadała Pani bardzo kluczowe pytanie. Dotykamy tu tematu, który dla środowisk formacyjnych staje się obecnie ogromnym wyzwaniem. Teoretycznie już go rozpracowaliśmy. Studiujemy statystyki, poznajemy sytuację rodziny w Europie i dostrzegamy wiele pozytywów, niestety jednocześnie także w rodzinie polskiej wzrasta zjawisko patologii. Mam tu na myśli rodziny rozbite, dzieci wychowywane samotnie przez matkę czy wychowywane zupełnie poza środowiskiem rodzinnym, ponieważ prawdziwej rodziny nigdy nie miały. Zmienia się także założenie pracy formacyjnej z młodymi ludźmi.
 
Co się zmienia przede wszystkim?

 
Krzysztof Wons SDS: Spójrzmy najpierw od strony ludzkiej, bo to jest baza wiary. Często do seminarium przychodzą młodzi o wielkich pragnieniach, wielkich ideałach i niejednokrotnie także z niebywałym przygotowaniem intelektualnym. Próg decyzyjny się przesunął, w nowicjatach i seminariach mamy coraz więcej młodzieńców, którzy podejmują decyzję o wstąpieniu na drogę życia kapłańskiego po studiach. Przychodzą więc wielcy intelektualiści, którzy zarazem okazują dużą słabość, wręcz kruchość od strony ludzkiej. Nie bierze się to z powietrza. Jeżeli kandydat przychodzi z rodziny rozbitej, to nie przychodzi tylko ze środowiska zewnętrznie rozbitego. On jest wewnętrznie rozbity. Jeśli chłopak czy dziewczyna pochodzą z rodziny, gdzie nie było kompletności – tzn. zabrakło relacji z ojcem albo matką, czy to z powodu ich dosłownej, fizycznej nieobecności, czy też dlatego, że rodzice byli nieobecni psychicznie lub moralnie – oznacza to, że przyszły ksiądz czy siostra zakonna przychodzą okrojeni w swoim fundamentalnym doświadczeniu ludzkim. A przecież na poziomie ludzkim buduje się także poziom doświadczenia wiary. Taki jest poziom życia religijnego, jaki poziom życia ludzkiego. Jaki poziom człowieczeństwa w rodzinie, taki poziom życia duchowego. Problemem nie jest tylko wyrównanie poziomu życia religijnego kandydatów. To jest najłatwiejsze do uzupełnienia. Niewspółmiernie większe są straty spowodowane tym, że dziecko, które naturalnie ma się rozwijać od poczęcia aż do swoich decyzji, przeżyło jakąś lukę, jakiś ogromny brak w swoim życiu. Tego już nigdy nie wypełnimy. Możemy starać się to uzdrowić. I tu stykamy się z kolejnym wyzwaniem, jakim jest zintegrowana formacja.

Czyli znowu formacja jako fundament, który pozwala dokonać wyboru...

Krzysztof Wons SDS: W Polsce wielu kandydatów do życia kapłańskiego czy zakonnego to ludzie wywodzący się z różnych nieformalnych grup i ruchów w Kościele. Tam doświadczyli pierwszej formacji, rozbudzili w sobie świadomość powołania, ponieważ przeżyli doświadczenie wiary. To jest fundamentalne. Amedeo Cencini FdCC, jeden z największych fachowców, gdy chodzi o dziedzinę wychowywania do kapłaństwa, powiedział, że temat powołania to jest najpierw temat doświadczania wiary. Kiedy brakuje powołań, powinniśmy nie tyle szukać ich w innych środowiskach czy zastanawiać się, gdzie pójść, by je znaleźć. Musimy pytać samych siebie: dlaczego tych powołań nie ma? To znaczy: co dzieje się z doświadczeniem wiary naszej wspólnoty, rodziny czy parafii, że powołań nie ma? Powołanie rodzi się tam, gdzie jest wiara. Tam, gdzie nie ma wiary albo doświadczenie wiary jest płytkie, a współczynnik powołań niezmiennie rośnie albo się utrzymuje, należy bardzo mocno weryfikować motywacje, które stoją za konkretnymi wyborami.

Czy oznacza to, że ludzie bez pogłębionego życia wiary jakby podświadomie kierują swe kroki do seminarium czy klasztoru?

Krzysztof Wons SDS: Musimy pamiętać, że ponieważ młodzi ludzie czują się słabi, pozostawieni samym sobie czy wręcz opuszczeni, bardzo często podświadomie szukają środowisk, które będą dla nich wsparciem w życiu. Może to być podświadoma ucieczka od życia w społeczeństwie, w którym czują się niepewnie. Młody człowiek nie chce zakładać rodziny, ponieważ nie chce być takim rodzicem, jak jego matka czy ojciec, albo też dlatego, że boi się, iż popełni te same błędy. Nie możemy wykluczać również tej motywacji, która pojawia się nieświadomie. To jest problem bardziej psychiczny niż moralny. Ludzie odpowiedzialni za formację, którzy towarzyszą młodym ludziom, powinni być pierwszymi, którzy wyczuwają ten problem i pomagają rozeznawać, na jakim poziomie jest to wybór. Dlatego formacja musi być integralna. Każda formacja, która zaczyna być fragmentaryczna, jest naszą porażką. Nie można się ograniczyć tylko do formacji ludzkiej, bo możemy popaść w psychologizm; nie można się ograniczyć tylko do formacji duchowej, bo wpadniemy w spirytualizm; nie można się ograniczyć do formacji mistagogicznej, pojętej jako celebracje, bo wpadniemy w liturgizm. To są tematy bardzo trudne, ale musimy na nie mocno zwrócić uwagę. Tylko integralna formacja może odpowiadać na dzisiejsze trudności.

Mówił Ksiądz o środowisku dojrzewania wiary i naszych motywacjach. Powołań w Polsce jest wciąż dużo. Czy oznacza to, że troszeczkę akceptujemy pewną „bylejakość”?

 
Krzysztof Wons SDS: Dziękuję za to pytanie. Zacząłbym od statystyk, ale patrząc na nie z trochę innej perspektywy. Sądzę, że powinniśmy nie tylko obserwować liczby dotyczące przychodzących do seminariów czy do nowicjatu, ale także uważnie śledzić statystyki tych, którzy odchodzą w trakcie formacji seminaryjnej i z kapłaństwa – ostatnio, nierzadko nawet, w dosyć wczesnym okresie po święceniach kapłańskich. Zresztą to jest tylko jeden poziom odejść. Istnieje jeszcze drugi poziom, którego statystyki nigdy nie zanotują – są to odejścia wewnętrzne. Realizujemy wówczas zewnętrznie nasze powołanie, ale wewnętrznie odeszliśmy od ideałów. Mówiąc o powołaniach, chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną prawidłowość. Globalnie w świecie liczba powołań kapłańskich wzrasta, natomiast jednocześnie spada w zgromadzeniach zakonnych – kleryckich, a więc w zgromadzeniach, gdzie są powołania kapłańskie i brackie. Dlaczego o tym mówię? Ponieważ w życiu zakonnym, także przez życie radami ewangelicznymi, bardzo mocno weryfikowana jest ewangeliczność życia. To oznacza, że młodzi, kiedy nie znajdują w tej wartości punktu odniesienia, nie idą tą drogą. Są to problemy dotyczące ewangeliczności naszego życia i o tym musimy głośno mówić.

Przenosząc to na grunt życia kapłańskiego czy zakonnego, mówił Ksiądz o sytuacjach kryzysowych. Czy gdyby było oparcie we wspólnocie, łatwiej byłoby wyjść z kryzysu i zostać w kapłaństwie?
 
Krzysztof Wons SDS: Z pewnością tak. Problem jest jednak o wiele głębszy. Leży w każdym z nas, bo to przecież my tworzymy wspólnotę. I tu fundamentalna kwestia: musimy wracać do osobowej relacji z Jezusem. Jan Paweł II wielokrotnie o tym mówił i pisał w czasie swego pontyfikatu. Jest to nieustanny apel o powrót do pogłębionej więzi i osobowej relacji z Jezusem. Wybór powołania to nie jest wybór pewnego zawodu. To nie jest nawet wybór horyzontu apostolskiego życia, bo to za mało. Nawet ze wspaniałym dziełem apostolskim nie da się zbudować relacji. Wielokrotnie przypominam o tym w czasie formacji. Nasze powołanie, jak każde inne, budowane jest na podstawowej ludzkiej potrzebie, czyli potrzebie relacji, potrzebie więzi bliskiej, wyłącznej i osobowej. To właśnie w tym miejscu na samym początku zaczyna „kryzysować” nasze powołanie. Wierzymy, że w taką więź może nas wprowadzić Jezus i dalej prowadzić do wielu pięknych, otwartych, pogłębionych i dojrzałych relacji ludzkich. On może sprawić, że widzą w nas ojca, przyjaciela, a przede wszystkim człowieka. W kapłaństwie i życiu zakonnym, podobnie jak w każdym powołaniu, pojawia się tu kolejny aspekt tej relacji – modlitwa. Jestem przekonany, że wielu odchodzi z kapłaństwa, ponieważ nigdy nie dokonało wyboru, nie zidentyfikowało się do końca. Wielu – mówiąc wprost – nigdy nie opowiedziało się po stronie Jezusa Chrystusa. W Ewangelii Marka mamy dwa etapy powoływania. Jezus najpierw sam przychodzi nad jezioro i wzywa. Zafascynowani, rozmiłowani w osobie Jezusa idą za Nim. Potem jednak Jezus wychodzi na górę i wzywa ich po imieniu, i co się wówczas dzieje? Marek pisze: „i przyszli do Niego”, to znaczy stanęli po stronie Jezusa. To jest zupełnie inna perspektywa. Powinniśmy siebie zapytać: czy ja podjąłem decyzję, aby stanąć radykalnie po stronie Jezusa, po stronie Jego wizji życia, a więc nie tylko iść za Jezusem, ale żyć życiem Jezusa? Tu pojawia się temat tożsamości. Można nosić w sobie poczucie powołania i nie utożsamić się z powołaniem. Tożsamość jest takim kręgosłupem w powołaniu. Praca nad tożsamością wydaje mi się jednym z największych wyzwań współczesności. Im bardziej świat wzywa dziś do życia konsumpcyjnego, tym bardziej w naszym życiu potrzebne są radykalne i jasne wybory. Trzeba się zapytać: jaką drogę wartości wybieram? To nie znaczy, że raz wybrawszy, już takim się stanę do końca życia. Czymś jednak innym jest potykanie się czy nawet poważny upadek człowieka, który gdzieś się w życiu zagubił, a czymś innym odejście. Kto nigdy nie wybrał, nie ma do kogo wracać. Kto upadł – nieraz nawet w sposób tak dramatyczny i bolesny jak Piotr – ale wybrał wcześniej Jezusa, ma do kogo i do czego wracać.

Rozmawiała Beata Zajączkowska/ rv







All the contents on this site are copyrighted ©.