Wybór powołania to nie wybór zawodu - rozmowa z ks. K. Wonsem SDS
Należy wracać do osobowej relacji z Jezusem, gdyż można pozostać księdzem,oddalając się od kapłaństwa. „Zewnętrznie realizujemy wówczas
nasze powołanie, ale wewnętrznie odeszliśmy już od ideałów” – mówi ks. Krzysztof
Wons SDS w rozmowie z Beatą Zajączkowską. Dyrektor Centrum Formacji
Duchowej w Krakowie, kierownik duchowy i rekolekcjonista, wykładowca teologii
duchowości oraz redaktor „Zeszytów Formacji Duchowej” podkreśla przy
okazji, że pytanie o spadek liczby powołań to zarazem pytanie o doświadczenie
wiary każdego z nas.
Czy formacja jest bazą,
na której budujemy każde powołanie? Krzysztof Wons SDS:
Oczywiście. Żadnego powołania nie można budować bez formacji, ponieważ jest ona
przede wszystkim «formacją do człowieczeństwa». Człowiek od momentu poczęcia jest
formowany. Ogromny wpływ mają dom, rodzina i środowisko, w których wzrasta. Powołania
sobie nie dajemy, ale je odkrywamy. W tym pomaga formacja. Tylko człowiek dojrzały
jest zdolny rozeznać powołanie i pójść za nim. To jest podstawa. Dopiero później można
mówić o formowaniu człowieka w powołaniu. Chciałbym to bardzo mocno podkreślić, ponieważ
nie jest rzeczą przesądzoną, że każdy, kto wstępuje do nowicjatu czy do seminarium,
może być określony jako «człowiek powołany». Trzeba raczej mówić o osobie zdolnej
do rozeznania swego powołania.
Powiedział Ksiądz, że na formację
wpływa środowisko, w którym żyjemy. W Polsce dostrzegamy coraz większy
kryzys instytucji rodziny. Jak to, co się dzieje w społeczeństwie,
wpływa na zmianę kierunków formacji?
Krzysztof
Wons SDS: Zadała Pani bardzo kluczowe pytanie. Dotykamy tu tematu, który dla
środowisk formacyjnych staje się obecnie ogromnym wyzwaniem. Teoretycznie już go rozpracowaliśmy.
Studiujemy statystyki, poznajemy sytuację rodziny w Europie i dostrzegamy wiele pozytywów,
niestety jednocześnie także w rodzinie polskiej wzrasta zjawisko patologii. Mam tu
na myśli rodziny rozbite, dzieci wychowywane samotnie przez matkę czy wychowywane
zupełnie poza środowiskiem rodzinnym, ponieważ prawdziwej rodziny nigdy nie miały.
Zmienia się także założenie pracy formacyjnej z młodymi ludźmi. Co
się zmienia przede wszystkim?
Krzysztof Wons
SDS: Spójrzmy najpierw od strony ludzkiej, bo to jest baza wiary. Często do seminarium
przychodzą młodzi o wielkich pragnieniach, wielkich ideałach i niejednokrotnie także
z niebywałym przygotowaniem intelektualnym. Próg decyzyjny się przesunął, w nowicjatach
i seminariach mamy coraz więcej młodzieńców, którzy podejmują decyzję o wstąpieniu
na drogę życia kapłańskiego po studiach. Przychodzą więc wielcy intelektualiści, którzy
zarazem okazują dużą słabość, wręcz kruchość od strony ludzkiej. Nie bierze się to
z powietrza. Jeżeli kandydat przychodzi z rodziny rozbitej, to nie przychodzi tylko
ze środowiska zewnętrznie rozbitego. On jest wewnętrznie rozbity. Jeśli chłopak czy
dziewczyna pochodzą z rodziny, gdzie nie było kompletności – tzn. zabrakło relacji
z ojcem albo matką, czy to z powodu ich dosłownej, fizycznej nieobecności, czy też
dlatego, że rodzice byli nieobecni psychicznie lub moralnie – oznacza to, że przyszły
ksiądz czy siostra zakonna przychodzą okrojeni w swoim fundamentalnym doświadczeniu
ludzkim. A przecież na poziomie ludzkim buduje się także poziom doświadczenia wiary.
Taki jest poziom życia religijnego, jaki poziom życia ludzkiego. Jaki poziom człowieczeństwa
w rodzinie, taki poziom życia duchowego. Problemem nie jest tylko wyrównanie poziomu
życia religijnego kandydatów. To jest najłatwiejsze do uzupełnienia. Niewspółmiernie
większe są straty spowodowane tym, że dziecko, które naturalnie ma się rozwijać od
poczęcia aż do swoich decyzji, przeżyło jakąś lukę, jakiś ogromny brak w swoim życiu.
Tego już nigdy nie wypełnimy. Możemy starać się to uzdrowić. I tu stykamy się z kolejnym
wyzwaniem, jakim jest zintegrowana formacja.
Czyli znowu formacja jako fundament,
który pozwala dokonać wyboru...
Krzysztof Wons SDS: W Polsce
wielu kandydatów do życia kapłańskiego czy zakonnego to ludzie wywodzący się z różnych
nieformalnych grup i ruchów w Kościele. Tam doświadczyli pierwszej formacji, rozbudzili
w sobie świadomość powołania, ponieważ przeżyli doświadczenie wiary. To jest fundamentalne.
Amedeo Cencini FdCC, jeden z największych fachowców, gdy chodzi o dziedzinę wychowywania
do kapłaństwa, powiedział, że temat powołania to jest najpierw temat doświadczania
wiary. Kiedy brakuje powołań, powinniśmy nie tyle szukać ich w innych środowiskach
czy zastanawiać się, gdzie pójść, by je znaleźć. Musimy pytać samych siebie: dlaczego
tych powołań nie ma? To znaczy: co dzieje się z doświadczeniem wiary naszej wspólnoty,
rodziny czy parafii, że powołań nie ma? Powołanie rodzi się tam, gdzie jest wiara.
Tam, gdzie nie ma wiary albo doświadczenie wiary jest płytkie, a współczynnik powołań
niezmiennie rośnie albo się utrzymuje, należy bardzo mocno weryfikować motywacje,
które stoją za konkretnymi wyborami.
Czy oznacza to, że ludzie bez pogłębionego
życia wiary jakby podświadomie kierują swe kroki do seminarium czy klasztoru?
Krzysztof
Wons SDS: Musimy pamiętać, że ponieważ młodzi ludzie czują się słabi, pozostawieni
samym sobie czy wręcz opuszczeni, bardzo często podświadomie szukają środowisk, które
będą dla nich wsparciem w życiu. Może to być podświadoma ucieczka od życia w społeczeństwie,
w którym czują się niepewnie. Młody człowiek nie chce zakładać rodziny, ponieważ nie
chce być takim rodzicem, jak jego matka czy ojciec, albo też dlatego, że boi się,
iż popełni te same błędy. Nie możemy wykluczać również tej motywacji, która pojawia
się nieświadomie. To jest problem bardziej psychiczny niż moralny. Ludzie odpowiedzialni
za formację, którzy towarzyszą młodym ludziom, powinni być pierwszymi, którzy wyczuwają
ten problem i pomagają rozeznawać, na jakim poziomie jest to wybór. Dlatego formacja
musi być integralna. Każda formacja, która zaczyna być fragmentaryczna, jest naszą
porażką. Nie można się ograniczyć tylko do formacji ludzkiej, bo możemy popaść w psychologizm;
nie można się ograniczyć tylko do formacji duchowej, bo wpadniemy w spirytualizm;
nie można się ograniczyć do formacji mistagogicznej, pojętej jako celebracje, bo wpadniemy
w liturgizm. To są tematy bardzo trudne, ale musimy na nie mocno zwrócić uwagę. Tylko
integralna formacja może odpowiadać na dzisiejsze trudności.
Mówił Ksiądz
o środowisku dojrzewania wiary i naszych motywacjach. Powołań w Polsce
jest wciąż dużo. Czy oznacza to, że troszeczkę akceptujemy pewną „bylejakość”?
Krzysztof
Wons SDS: Dziękuję za to pytanie. Zacząłbym od statystyk, ale patrząc na nie z
trochę innej perspektywy. Sądzę, że powinniśmy nie tylko obserwować liczby dotyczące
przychodzących do seminariów czy do nowicjatu, ale także uważnie śledzić statystyki
tych, którzy odchodzą w trakcie formacji seminaryjnej i z kapłaństwa – ostatnio, nierzadko
nawet, w dosyć wczesnym okresie po święceniach kapłańskich. Zresztą to jest tylko
jeden poziom odejść. Istnieje jeszcze drugi poziom, którego statystyki nigdy nie zanotują
– są to odejścia wewnętrzne. Realizujemy wówczas zewnętrznie nasze powołanie, ale
wewnętrznie odeszliśmy od ideałów. Mówiąc o powołaniach, chciałbym zwrócić uwagę na
jeszcze jedną prawidłowość. Globalnie w świecie liczba powołań kapłańskich wzrasta,
natomiast jednocześnie spada w zgromadzeniach zakonnych – kleryckich, a więc w zgromadzeniach,
gdzie są powołania kapłańskie i brackie. Dlaczego o tym mówię? Ponieważ w życiu zakonnym,
także przez życie radami ewangelicznymi, bardzo mocno weryfikowana jest ewangeliczność
życia. To oznacza, że młodzi, kiedy nie znajdują w tej wartości punktu odniesienia,
nie idą tą drogą. Są to problemy dotyczące ewangeliczności naszego życia i o tym musimy
głośno mówić.
Przenosząc to na grunt życia kapłańskiego czy zakonnego, mówił
Ksiądz o sytuacjach kryzysowych. Czy gdyby było oparcie we wspólnocie,
łatwiej byłoby wyjść z kryzysu i zostać w kapłaństwie? Krzysztof
Wons SDS: Z pewnością tak. Problem jest jednak o wiele głębszy. Leży w każdym
z nas, bo to przecież my tworzymy wspólnotę. I tu fundamentalna kwestia: musimy wracać
do osobowej relacji z Jezusem. Jan Paweł II wielokrotnie o tym mówił i pisał w czasie
swego pontyfikatu. Jest to nieustanny apel o powrót do pogłębionej więzi i osobowej
relacji z Jezusem. Wybór powołania to nie jest wybór pewnego zawodu. To nie jest nawet
wybór horyzontu apostolskiego życia, bo to za mało. Nawet ze wspaniałym dziełem apostolskim
nie da się zbudować relacji. Wielokrotnie przypominam o tym w czasie formacji. Nasze
powołanie, jak każde inne, budowane jest na podstawowej ludzkiej potrzebie, czyli
potrzebie relacji, potrzebie więzi bliskiej, wyłącznej i osobowej. To właśnie w tym
miejscu na samym początku zaczyna „kryzysować” nasze powołanie. Wierzymy, że w taką
więź może nas wprowadzić Jezus i dalej prowadzić do wielu pięknych, otwartych, pogłębionych
i dojrzałych relacji ludzkich. On może sprawić, że widzą w nas ojca, przyjaciela,
a przede wszystkim człowieka. W kapłaństwie i życiu zakonnym, podobnie jak w każdym
powołaniu, pojawia się tu kolejny aspekt tej relacji – modlitwa. Jestem przekonany,
że wielu odchodzi z kapłaństwa, ponieważ nigdy nie dokonało wyboru, nie zidentyfikowało
się do końca. Wielu – mówiąc wprost – nigdy nie opowiedziało się po stronie Jezusa
Chrystusa. W Ewangelii Marka mamy dwa etapy powoływania. Jezus najpierw sam przychodzi
nad jezioro i wzywa. Zafascynowani, rozmiłowani w osobie Jezusa idą za Nim. Potem
jednak Jezus wychodzi na górę i wzywa ich po imieniu, i co się wówczas dzieje? Marek
pisze: „i przyszli do Niego”, to znaczy stanęli po stronie Jezusa. To jest zupełnie
inna perspektywa. Powinniśmy siebie zapytać: czy ja podjąłem decyzję, aby stanąć radykalnie
po stronie Jezusa, po stronie Jego wizji życia, a więc nie tylko iść za Jezusem, ale
żyć życiem Jezusa? Tu pojawia się temat tożsamości. Można nosić w sobie poczucie powołania
i nie utożsamić się z powołaniem. Tożsamość jest takim kręgosłupem w powołaniu. Praca
nad tożsamością wydaje mi się jednym z największych wyzwań współczesności. Im bardziej
świat wzywa dziś do życia konsumpcyjnego, tym bardziej w naszym życiu potrzebne są
radykalne i jasne wybory. Trzeba się zapytać: jaką drogę wartości wybieram? To nie
znaczy, że raz wybrawszy, już takim się stanę do końca życia. Czymś jednak innym jest
potykanie się czy nawet poważny upadek człowieka, który gdzieś się w życiu zagubił,
a czymś innym odejście. Kto nigdy nie wybrał, nie ma do kogo wracać. Kto upadł – nieraz
nawet w sposób tak dramatyczny i bolesny jak Piotr – ale wybrał wcześniej Jezusa,
ma do kogo i do czego wracać.