2008-07-28 18:20:30

Listy


Czternaście listów figuruje w Nowym Testamencie jako zbiór Pawłowy, corpus Paulinum. Spośród nich jeden, List do Hebrajczyków, na pewno nie wyszedł spod jego pióra; o autentyczność kilku spierają się egzegeci, słusznie czy nie słusznie, to inna sprawa. Kilka listów zaginęło. Ale te problemy i często uczone i jałowe spory nas nie interesują, ale coś zupełnie innego.

Paweł nie tylko zakładał gminy, ale następnie troszczył się o te już założone gminy. Z jego listów wynika, że pilnie śledził ich rozwój, ich upadki i wzloty, wiedział, co się w nich dzieje, zarówno dobrego jak i złego. I na podstawie ich wiemy, że łatwiej było założyć gminę, niż zapewnić jej sprawne funkcjonowanie, utwierdzać jej wiarę i miłość. A było to tym trudniejsze, że nie brakowało wtedy różnego rodzaju pseudoapostołów i szarlatanów, których łupem padały te nowozałożone gminy, jak choćby ta w Galacji. Mamy zresztą portret takiego szarlatana, wprawdzie nieco późniejszy, ale za to żywy – jest to Peregrinus z utworu kpiarza-poganina, Lucjana z Samosaty. Paweł kochał swoje gminy, nie były mu obojętne, stąd jego radość, ale i ostre potępienia, jak sławne O głupi Galaci!

Listy były w starożytności jednym z podstawowych środków komunikacji społecznej: tak międzyludzkiej, jak i międzyinstytucyjnej: Paweł pisał i do gmin, i do poszczególnych ludzi. Listy zaś były pisane wedle pewnych konwencji literackich, często wyszukanym stylem, ponieważ autor wiedział, że będą one odczytywane publicznie, a ponadto niejednokrotnie sam układał je w zbiory. Listy św. Pawła rwą wszystkie konwencje starożytnej epistolografii: to, co chce przekazać, przerasta jego możliwości słowne, a słowa nie nadążają za myślą i sercem, stąd rwą się, łamią zasady stylistyki, a nieraz i gramatyki greckiej. Paweł zmaga się ze słowem, którym chce wyrazić myśl o swoim Bogu i o przeżywaniu Go, i niejednokrotnie widzimy, że mu się to nie udaje, mimo bogatej osobowości i dużej kultury. Czuć w nich jego boleść, radość, złość, oburzenie, a obok nich – subtelny wywód teologiczny.

Jakże różny jest nasz sposób mówienia o Bogu. Jak nudne zazwyczaj bywają traktaty z teologii, z mistyki, próbujące traktować Boga tak, jak się traktuje przedmiot nauki: gwiazdę czy roślinę. Tak wygląda „obiektywizm” i „naukowość” teologii; podobnie zresztą bywa z kazaniami. Czy jednak ksiądz, teolog nie powinien dzielić się z wiernymi swoim Bogiem, którego kocha, swoją miłością, smutkiem z powodu niewierności ludzkich i radością z powodu łask udzielanych? Czy tylko sztuka jest kształtem miłości, a teologia nią ma nie być? Może inaczej – kiepska teologia nią nie jest, dobra – na pewno tak. I tu leży chyba powód głębokiego kryzysu współczesnej teologii, która wprawdzie się „unaukowiła” i zobiektywizowała do maximum, ale zapłaciła za to straszną cenę utraty Boga, który jest przecież miłością i o którym z miłością należy pisać i mówić.

ks. Marek Starowieyski







All the contents on this site are copyrighted ©.