Podtrzymywać polskie tradycje w Australii – rozmowa z Józefą Jarosz,
redaktor naczelną Tygodnika Polskiego, wydawanego w Melbourne
- Pismo ma długą tradycję, będziecie niebawem obchodzić jego
60-lecie. Co to jest za pismo, do kogo je kierujecie?
J.
Jarosz: Pismo zostało założone jako tygodnik katolicki przez ks. Konrada Trzeciaka
i przez parę lat było redagowane przez osoby duchowne. Później redagowanie przejęły
osoby świeckie i pismo zmieniło tytuł na Tygodnik Polski.
- 60 lat tradycji
to bardzo dużo. Pismo kultywuje polskość w Australii, czy też ma jakieś inne cele? J.
Jarosz: Tygodnik Polski jest pismem polonijnym, więc na jego łamach poruszane
są zagadnienia Polonii australijskiej, ale piszemy także o Polsce, o sprawach politycznych,
kulturalnych, gospodarczych – głównie o politycznych, chociaż chcielibyśmy, żeby było
coraz więcej kultury.
- Z nakładu jesteście zadowoleni? J.
Jarosz: Oczywiście, że wolelibyśmy wyższy, ale jeżeli uda nam się utrzymać przez
kilka lat aktualny nakład, czyli 5 tys., to będzie dobrze.
- Polonia australijska,
wasi odbiorcy: Jak by Pani ją scharakteryzowała? J. Jarosz:
Naszymi czytelnikami są głównie Polacy należący do emigracji powojennej, chociaż
wśród młodszej emigracji, solidarnościowej mamy również sporo czytelników i prenumeratorów.
Redagując nasze pismo, myślimy głównie o odbiorcach reprezentujących emigrację powojenną,
czyli tych, którzy nie mogą czy nie chcą korzystać z nowoczesnych form przekazu.
-
Kim są Polacy w Australii? Duża grupa przyjechała po drugiej wojnie
światowej, to był bodaj rok 1949, ale przecież nasi rodacy docierali tu dużo wcześniej,
świadczy o tym chociażby Góra Kościuszki.
J. Jarosz:
Tak, nasi rodacy docierali tu wcześniej. Polonia południowo-australijska obchodziła
w ubiegłym roku 150-lecie przybycia dużej grupy Polaków z byłego zaboru pruskiego.
Ci Polacy osiedlili się na północ od Adelajdy w Polish Hill River, tam wybudowali
kościół i założyli polską osadę. - Czy dzisiaj ludzie z polskimi
korzeniami stanowią dużączęść australijskiego społeczeństwa?
J.
Jarosz: Trudno ustalić dokładnie, bo to zależy, kto uważa się za Polaka. Czy ci,
którzy urodzili się w Polsce i tutaj przybyli, czy również ci, którzy urodzili się
tutaj, ale mają polskich rodziców. Polaków urodzonych w Polsce będzie około 50 tys.
Polonia w stanie Wiktoria jest najliczniejsza.
- Jak tu, w Melbourne,
wyrażacie swoją polskość, swoje tradycje? J. Jarosz: Są
duże imprezy na skalę stanową, na skalę wiktoriańską, chociaż praktycznie uczestniczą
w nich głównie mieszkańcy Melbourne i okolic. Taką olbrzymią imprezą, którą organizuje
się od niedawna, jest Festiwal Polski na Federation Square, w którym ostatnio wzięło
udział ponad 30 tys. osób. Nową i ważną inicjatywą jest kolacja z okazji rocznicy
uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Zapraszani są na nią politycy wiktoriańscy i cieszy
się ona coraz większym uznaniem. Obchodzi się ważne rocznice, takie jak: uchwalenia
Konstytucji 3 Maja (z tej okazji organizowana jest również akademia) czy odzyskania
niepodległości. Ponadto kultywuje się polskość w szkołach narodowych, prowadzonych
przez polskie organizacje, jak również w szkołach państwowych, jak Wiktoriańska Szkoła
Języków. - Czy taką rolę mogą też spełniać uroczystości religijne?
J.
Jarosz: Naturalnie. Wielu Polaków gromadzą takie uroczystości jak sierpniowy odpust
Matki Boskiej Częstochowskiej czy Boże Ciało oraz główne święta kościelne: Boże Narodzenie
i Wielkanoc.
- Tygodnik Polski to gazeta, która normalnie liczy 16
pełnowymiarowych stron, a poza tym ma również dodatek: Magazyn Tygodnika Polskiego.
J.
Jarosz: To jest nowa inicjatywa. Kiedy objęłam redakcję pięć lat temu, osoby związane
wcześniej z redakcją zaoferowały mi pomoc i wtedy powstała inicjatywa stworzenia tego
dodatku. Wychodzi on raz w miesiącu z ostatnim numerem. Zamieszczamy w nim materiały,
które ze względu na objętość nie kwalifikują się do 16-stronicowego numeru. Staramy
się, żeby było tam więcej artykułów o historii i kulturze. Nie piszemy tam natomiast
o polityce.
- Czy może Pani liczyć na bezinteresowne wsparcie kolegów
i koleżanek? J. Jarosz: To bezinteresowne wsparcie
otrzymuję cały czas. Zespół redakcyjny pracuje społecznie. Nasi korespondenci nie
otrzymują honorariów. W ogóle redakcja ma tylko dwóch płatnych pracowników, to znaczy
sekretarza i zastępcę redaktora naczelnego, który ma główny udział w przygotowaniu
numeru.
- Redaktor naczelna również pracuje społecznie? J.
Jarosz: Tak.