Australia różnorodności – rozmowa ks. Józefa Polaka z Włodzimierzem Wnukiem, koordynatorem
polskiej grupy społecznego radia lokalnego w Melbourne 3 ZZZ
- W związku ze Światowym Dniem Młodzieży Australia znowu trafiła na pierwsze
strony gazet. Co to za kraj?
W. Wnuk: Przede
wszystkim jest to kraj-kontynent, to znaczy, że nie mamy sąsiadów bezpośrednio z nami
graniczących, w związku z czym jest mniej problemów granicznych. Po drugie jest to
kraj dość jednolity. Takim był przynajmniej do niedawna. Jeszcze 30 lat temu w zasadzie
dominowała tutaj kultura białego człowieka. Na przykład 25 lat temu, gdy ktoś się
odezwał w tramwaju po polsku czy w innym języku, to tutejsi mieszkańcy uprzejmie zwracali
uwagę, że tak czynić nie należy, bo jest to kraj anglosaski i tutaj mówi się po angielsku.
To oczywiście znaczyło również, że w tamtych czasach było bardzo niewielu turystów,
a jeśli już byli, to z Wielkiej Brytanii czy Nowej Zelandii. Dziś przyjeżdżają miliony
turystów. Ponadto mamy ogromną liczbę emigrantów z wielu krajów, nie tylko anglosaskich.
-
Czy ten model monolitu kulturowego został przezwyciężony? W.
Wnuk: Tak, ale osobiście nie jestem zachwycony skutkami tego eksperymentu, dlatego
że na co dzień, na przykład w pracy, obserwuję bardzo niekorzystne zjawiska, które
są z tym związane. Ja rozumiem, że w parku każdy może sobie mówić we własnym języku,
czy zachowywać się tak jak uważa za stosowne. Tymczasem w pracy jakieś normy powinny
obowiązywać, a czasami pojawiają się koterie i to właśnie koterie kulturowo-językowo-etniczne.
To utrudnia współpracę i stwarza napięcia. Wydaje mi się, że wielu starszych Australijczyków
dostrzega to i ma do tego bardzo krytyczne podejście.
- Patrząc z
zewnątrz, wydaje się, że rząd próbuje coś robić w tym kierunku, aby poszczególne narodowości
w jakiś sposób doceniać. Czy przykładem tego właśnie nie jest wasza stacja 3 ZZZ,
nadająca w kilkudziesięciu językach, w tym również po polsku?
W.
Wnuk: Tak, ale w zasadzie jest to owoc zwycięstwa sprzed 20 lat. Nasza radiostacja
w przyszłym roku będzie obchodzić dwudziestolecie. To właśnie wtedy po raz pierwszy
zgodzono się, by w radiu czy telewizji można było usłyszeć inny język niż angielski.
Miało to służyć scalaniu. Nabrało jednak takiego rozpędu, że ostatnimi czasy rząd
jest już tym trochę zaniepokojony, gdyż pojawiły się tendencje odśrodkowe. Ten eksperyment
przez jakiś czas, nie tak dawno temu, dosyć dobrze działał w Ameryce, ale tutaj nie
zmierza to w dobrym kierunku. Pojawiają się niepokoje. Tworzą się gangi. Policja zaczyna
szukać pracowników, którzy potrafią porozumiewać się w innych językach z kryminalistami,
gangsterami, bo już nad tym nie panuje.
- Dodajmy, że w samym Melbourne
jest pewnie ponad 100 grup językowych.
W.
Wnuk: Oficjalnych języków, które rząd stanowy, wiktoriański, uznaje, jest ponad
120. Innymi słowy oznacza to, że jeśli ktokolwiek mówiący jednym z tych języków chce
załatwić jakieś sprawy czy formalności urzędowe z rządem stanowym, to rząd ma obowiązek
znaleźć mu tłumacza. W mojej radiostacji jest ponad 60 grup językowych, nie zawsze
żyjących ze sobą po przyjacielsku. Pamiętam, jak 15 lat temu na fonii pobiły się dwie
grupy wietnamskie, jedna z północy, druga z południa.
- Chciałem zapytać
o to polskie okienko, o program, który Pan koordynuje. Cóż to jest, dla kogo nadajecie,
co te niemal dwadzieścia lat wniosło w polską rzeczywistość tu w Melbourne?
W.
Wnuk: Kiedyś to radio nazywało się 3 ZZ. Potem podzieliło się i część członków
tej polskiej grupy, która była wówczas liczna, prawie 50 osób, poszło do państwowego
radia i to radio zostało nazwane 3 E A, a reszta kontynuowała już pod innym szyldem,
3 ZZZ. Ja dołączyłem do tej społecznej grupy, która wówczas była pewnym antidotum
na to, co mogło przedstawić 3 E A, ponieważ pracownicy zatrudnieni w państwowym radiu
musieli się bardziej cenzurować i brać pod uwagę australijski punkt widzenia. Teraz
w 3 ZZZ mamy chyba ze 30 współpracowników. Nadajemy trzy programy godzinne tygodniowo.
W sobotę są audycje lekkie: rozrywkowe, muzyczne, kabaretowe. Środowe audycje są bardziej
nabite wiadomościami, dziennikiem, komentarzami, reportażami, sprawozdaniami itd.
Wtorkowa audycja nadawana jest przed południem, a zatem jest przeznaczona dla ludzi,
którzy nie pracują, czyli dla młodych, emerytów i chorych.
- Pan
żyje tu z rodziną od 22 lat. Łatwo jest wierzyć w Australii? W.
Wnuk: Wydaje mi się, że chyba łatwiej niż w Polsce, dlatego, że tutaj człowiek
nie musi się kryć ze swoją wiarą, bez względu na to, jaka ona jest. Mamy w Australii
różne wyznania. Katolicy nie byli główną siłą, czy główną populacją. Teraz trochę
się to zmieniło, ponieważ dużo imigrantów przybyło z Filipin, czy z innych bardziej
katolickich krajów Azji. Ale dużo imigrantów przybywa też z krajów arabskich czy tych,
gdzie dominuje islam. Wydaje mi się, że jest łatwiej akcentować swoją wiarę w Australii
niż to chyba było w Polsce. W sobotę, gdy jadę samochodem przez kilka dzielnic żydowskich,
widzę tłumy ludzi w czarnych, słomkowych kapeluszach z długimi pejsami i nikt się
temu nie dziwi. Widzę Hindusów, którzy malują się kredkami. Także w tym sensie jest
łatwiej. Natomiast z innego powodu jest trudniej, bo Australia jest rozległa i rozległe
są też australijskie miasta, w związku z czym, żeby dojechać do kościoła, trzeba pokonać
czasem 10 km. To utrudnia też kontakty, bo żeby się spotkać, trzeba wsiąść do samochodu.