Australijskie diecezje podejmują młodzież pielgrzymującą do Sydney. Jest czas na modlitwę
i zwiedzanie kraju, nawet na wspólną zabawę. Niezwykłym wydarzeniem w Melbourne był
12 lipca ślub młodej pary z Polski: Pauliny Chmielewskiej i Sebastiana Opozdy.
Jezuicki
kościół św. Ignacego w Richmond w metropolii melbourneńskiej wypełnili polscy uczestnicy
Dni Młodzieży wraz z podejmującymi ich rodzinami. Koncelebrze przewodniczył bp Henryk
Tomasik, a związek pobłogosławił ks. Jacek Plech, duszpasterz młodzieży w archidiecezji
katowickiej.
„Paulina i Sebastian pochodzą z Katowic – poinformował ks. Plech.
– Paulina brała udział przed trzema laty w Światowych Dniach Młodzieży w Kolonii.
Tam zdecydowała, że będzie z Sebastianem i że, jeśli Bóg pozwoli, on będzie jej przyszłym
mężem. Podjęli decyzję wspólnego wyjazdu do Sydney na Dzień Młodzieży i pobrania się
w pierwszym etapie ŚDM, co dokonało się dzisiaj w Melbourne”.
Australijska
parafia św. Ignacego służy również tutejszej Polonii. Na wieść o ślubie rodacy zorganizowali
młodej parze prawdziwe wesele i to na kilkaset osób. Prym wiedli tu przedstawiciele
klubu St. Igs, założonego 15 lat temu z inicjatywy ks. Wiesława Słowika SI. Jego prezes,
Edward Gierud oznajmił, że wszystko zostało przygotowane społecznie specjalnie dla
tych młodych. „Przyłożyliśmy do tego nasze serca, włożyliśmy w to dużo pracy. Panie
dużo pomogły: talerze, mięso, kiełbaski, wino – to było spontanicznie zrobione” –
stwierdził prezes polonijnego klubu.
Młoda para planowała skromny ślub. Z uwagi
na duchowe przeżycie chcieli połączyć go z Dniami Młodzieży, gdyż w tym kontekście
dojrzeli do małżeństwa. Dzisiejszy dzień okazał się jednak dla nich pasmem niespodzianek.
„Ja
przede wszystkim byłam wstrząśnięta, wchodząc do kościoła i widząc biskupa przy ołtarzu
– powiedziała później panna młoda. – W ogóle niczego się nie spodziewałam. Kościół
był przystrojony, 15 księży przy ołtarzu, tłum ludzi w kościele, nie wyobrażałam sobie
tego w ten sposób...”.
„Dla mnie też to było niesamowite przeżycie – dodaje
pan młody. – I ta życzliwość ludzi, którzy nie znali nas wcześniej, a podchodzili
i składali nam życzenia... – nie wyobrażam sobie lepszego ślubu. Brakowało nam rodziców,
ale na pewno byli z nami obecni duchem. Wzruszeniom nie ma końca i co chwila jesteśmy
zaskakiwani niesamowitą dobrocią i miłością bliźniego, jaka nas tu spotyka”.
Ludzie,
którzy społecznie zaangażowali się w przygotowanie ślubu i wesela, potraktowali je
jako własne święto. Pytani, co ich do tego skłoniło, najczęściej odpowiadali: „ci
młodzi są tego warci”.