150 lat osadnictwa na Kanadyjskich Kaszubach - rozmowa
„Przywieźli z sobą wiarę w Boga i zapał do pracy. W zamian dostali kawał
lasu, który by postawić dom musieli sami wykarczować”. Tak początki
osadnictwa na Kanadyjskich Kaszubach przybliża o. Mirosław Olszewski OMI, proboszcz
parafii Matki Bożej w Wilnie, w stanie Ontario. Rozmawia z nim o. Marian Gil
OMI.
- Proszę przybliżyć historię pierwszych osadników w Kanadzie.
Z jakich terenów Polski pochodzili i co spowodowało, że wybrali
akurat te tereny?
M. Olszewski OMI: Pierwsi osadnicy przybyli z
Kaszub. Dlatego tereny te nazywano „Kaszubami kanadyjskimi”. Rodzinne tereny opuścili
z powodu biedy. W XIX w. na terenach zaboru pruskiego wieś była przeludniona, trudno
było znaleźć kawałek ziemi, co było niezbędne do przeżycia. Obiecywano im, że za oceanem
dostaną dużo ziemi i będą mogli gospodarzyć. W znacznej mierze właśnie z tego powodu
wyjeżdżali z kraju. - Dlaczego wybierali właśnie północne
Ontario?
M. Olszewski OMI: Akurat te tereny były do zasiedlenia.
Kaszubi nie mieli wyboru, kierowano ich do Ontario i dostawali tą ziemię, którą im
wyznaczono. W tamtym czasie akurat dzielono grunty wzdłuż drogi na Opeongo i taka
ziemia im przypadła. Byli to mieszkańcy wsi kaszubskich. Pochodzili z rejonu Chojnic
i Kościerzyny.
- Jak dużo osób przybyło podczas pierwszej fali emigracyjnej?
M.
Olszewski OMI: Wiemy na pewno, że w 1859 r. siedmiu Kaszubów otrzymało ziemię
na odcinku od Brudenell do Barry's Bay. Z czasem przybywało ich coraz więcej. Po pięciu
latach od początku osiedlania mieszkały tam już 44 rodziny. Potomkowie pierwszych
osadników opowiadają, że został im przydzielony kawałek lasu, który musieli sami wykarczować,
aby zbudować sobie dom. Drzewa były ogromne. Dzisiaj takich już się tutaj nie spotyka.
Zresztą po wielkich dziewiczych lasach nie ma ani śladu.
- Zwykle
za emigrantami podążali także duszpasterze. Jak to wyglądało na przestrzeni
lat i jak sami osadnicy podchodzili do wspólnoty kościelnej?
M.
Olszewski OMI: Kiedy Kaszubi przybyli do Kanady, pierwsze kościoły spotkali w
Renfrew, w Eganville, powstał też kościół w Brudenell. To, co zastawali to była pusta
droga, przy której nie było żadnych szkół ani kościołów. Dopiero po latach starań
i próśb, do parafii w Brudenell przybył polski wikariusz. To właśnie on zaczął starania,
by wybudować kaplicę w Wilnie. Wzniesiono ją w 1875 r. Przybywało jednak coraz więcej
Polaków i zrodziła się potrzeba budowy kościoła. Pierwszy dedykowany był św. Stanisławowi
Kostce. - Skąd w Kanadzie wzięła się nazwa „Wilno”?
M. Olszewski OMI: Jeden z księży posługujących na tym terenie pochodził
z Wilna. Kiedy otwierano urząd pocztowy podsunął pomysł, aby nowo powstałej miejscowości
nadać nazwę Wilno. Te tereny słyną z pięknej przyrody. Wielu ludzi utrzymuje się z
turystyki. Jest to ważne, ponieważ eksport drewna do Stanów Zjednoczonych jest wstrzymany
ze względu na wysoki kurs kanadyjskiego dolara.
- Historia osadnictwa Kaszubów
w Kanadzie ma długą historię. Co pozostało po tamtych pionierach?
M.
Olszewski OMI: Przede wszystkim, ci ludzie trzymają się wiary. Nie mieli bogactwa,
przyjeżdżali przecież za chlebem. Oprócz rodzinnych pamiątek przywieźli zapał do pracy
i przede wszystkim wiarę, która pozwoliła im przetrwać najtrudniejsze chwile. Postawili
bardzo wiele krzyży. Mieli daleko do kościoła i często nie mogli uczestniczyć w Mszy
św. Dlatego też jako formę wynagrodzenia Bogu, stawiali przydrożne krzyże, przy których,
zapewne tak jak niegdyś w Polsce, zbierali się na nabożeństwa. To przywiązanie do
Kościoła przetrwało. Ok. 80 proc. parafian chodzi regularnie do kościoła.
-
Ilu mieszkających obecnie na tym terenie Kaszubów to potomkowie pierwszych
osadników?
M. Olszewski OMI: Jak wspomniałem, osiedliły się tu 44
rodziny. Spośród nazwisk, które wtedy zarejestrowano, 20 w dalszym ciągu się powtarza.
Są to naprawdę imponujące rodziny. W 2007 r. rodzina Kulasów miała swój zjazd z okazji
135. rocznicy przybycia do Kanady. Cała rodziny liczy tu obecnie ponad 400 osób.