Birmańczycy umierają nie tylko z powodu szkód wywołanych przez niszczycielski cyklon
„Nargis”, ale również w wyniku decyzji rządzącej krajem junty wojskowej. Mimo ogromnego
zaangażowania miejscowego Kościoła władze wciąż odmawiają wpuszczania na tereny dotknięte
kataklizmem nie tylko zagranicznych ekip ratunkowych, ale również birmańskich lekarzy,
którzy nie są zameldowani na miejscu. Uniemożliwia to niesienie pomocy. Agencja AsiaNews
bije na alarm, że najbardziej cierpią dzieci, które umierają z głodu oraz chorób epidemicznych,
jak cholera czy dyzenteria.
W trzech diecezjach na terenach dotkniętych cyklonem
Kościół utworzył obozy dla uchodźców. Specjalne ekipy wolontariuszy poszukują poszkodowanych.
Bp John Hsane Hgyi poinformował, że ponad tysiącu ofiar udało się dostarczyć wodę
i leki. Tworzone są ekipy lekarzy, którzy niosą pomoc najbardziej potrzebującym. Tymczasem
nieoficjalne źródła birmańskie donoszą, że międzynarodowa pomoc jest rozkradana przez
żołnierzy. Część produktów trafia bezpośrednio na czarny rynek. Junta wojskowa wymienia
wysokoenergetyczne ciastka dostarczone przez Światowy Program Wyżywienia na bezwartościowe
biszkopty produkowane w Birmie i rozdziela je poszkodowanym.
Wciąż nie wiadomo
ile ofiar spowodował cyklon „Nargis”. Państwowe źródła mówią, że liczba zabitych i
zaginionych sięga 66 tys. Organizacje charytatywne donoszą jednak, że ten bilans może
przekroczyć 200 tysięcy. I tak dramatyczną sytuację pogłębia fakt, że prognozy pogody
zapowiadają, iż nad Birmę nadciąga kolejny cyklon.