Odpowiedzialność za Kościół spoczywa na wszystkich – wywiad z L. Németem SVD
Budzenie powołań, aktywizacja laikatu i praca nad zmianą mentalności –
to zadania stojące obecnie przed Kościołem na Węgrzech – uważa
o. László Német SVD, sekretarz tamtejszego episkopatu. Biskup nominat diecezji
Zrenjanin w Serbii w rozmowie z Radiem Watykańskim mówił o zmianach,
jakie dokonały się na Węgrzech w ostatnich 7 latach, od ostatniej wizyty ad
limina.
L. Német SVD: Ostatnia wizyta ad limina
z Węgier obyła się w roku 2001. Wówczas biskupi odwiedzający Ojca Świętego i watykańskie
kongregacje otrzymali wskazówki odnośnie do ewangelizacji na Węgrzech. W kraju tym
nominalnie 60 proc. obywateli stanowią katolicy. Niestety, zjawiska takie jak sekularyzacja
i konsumpcjonizm doprowadziły do tego, że np. w Budapeszcze tylko ok. 5 proc. katolików
praktykuje. Na prowincji sytuacja jest lepsza – do kościoła chodzi 50-60 proc. wiernych.
Wielu chrześcijanin jest takimi tylko z nazwy – choć są ochrzczeni, to jednak nie
praktykują. Stolica Apostolska prosiła 7 lat temu episkopat o wypracowanie planu pastoralnego,
niemal misyjnego, gdyż Węgry są obecnie krajem misyjnym. Kard. Peter Erdő, gdy w 2003
r. został arcybiskupem Budapesztu, w krótkim czasie ogłosił misje ludowe w całej swojej
diecezji. Co więcej, doprowadził do przeprowadzenia misji miejskich, na wzór tych
organizowanych w Wiedniu, Paryżu, Lizbonie czy Brukseli. We wrześniu ubiegłego roku
odbyły się one w Budapeszcie. Były dla miasta wielkim świętem i przyniosły bardzo
duże owoce. Wiele programów, rozpoczętych w czasie tamtego misyjnego tygodnia, trwa
do dziś. Ponadto ludzie chcą, żeby te misje były powtarzane we wrześniu każdego roku.
Kościół
się zatem zaktywizował. Nie zadowala się czekaniem na wiernych, ale rozpoczął
wychodzenie do nich...
L. Német SVD: Tak jest. Wyszliśmy
na ulice i jest to całkiem nowy sposób. Należę do zgromadzenia werbistów, którzy aktywnie
włączają się w ewangelizację. Znamy jej sposoby także z innych krajów. Nie tylko werbiści,
także inne rodziny zakonne i ruchy kościelne wyszły na zewnątrz i angażują się w pracę
duszpasterską i misyjną. Ta działalność przyniosła bardzo dobre owoce.
Kościół
na Węgrzech doskonale radzi sobie także na polu edukacji. Macie 300 szkół katolickich
różnego szczebla.
L. Német SVD: Mamy uniwersytet katolicki w Budapeszcie,
który jest bardzo znany. Oprócz tego istnieje kilka seminariów duchownych. Najważniejsze
jednak są szkoły. Choć ich liczba może wydawać się wysoka, to przed drugą wojną światową
61 proc. wszystkich szkół podstawowych prowadził Kościół katolicki. Dziś jest to 10
proc. szkolnictwa na tym szczeblu. Istnieją jeszcze ogromne możliwości w tej dziedzinie.
Zdaniem Kościoła szkoły katolickie dają możliwość przedstawienia całościowego spojrzenia
na świat: by nie tylko zapewnić uczniom formację, ale także wychować, ukazując wartości,
szczególnie religijne, katolickie.
Ze szkołami wiąże się poniekąd sprawa
zwrotu budynków kościelnych, które zostały niegdyś zabrane. Jak kwestia ta wygląda
obecnie?
L. Német SVD: Problem ten prawie został rozwiązany. W 1997
r. państwo podpisało ze Stolicą Świętą umowę, w której jest zawarty punkt regulujący
tę sprawę. Większość budynków nie została Kościołowi zwrócona, ponieważ w międzyczasie
władze sprzedały je, bądź przeznaczyły na inne cele. W zamian za to państwo stworzyło
fundusz wieczysty, z którego finansuje kościelne instytucje socjalne i edukacyjne.
Czy
ten fundusz działa?
L. Német SVD: Tak. Kapitał tego funduszu wynosi
około 15 mln euro rocznie. Nie jest to suma duża, wziąwszy pod uwagę liczbę szkół
(300), cztery szpitale będące w rękach sióstr zakonnych czy braci. Z drugiej strony
to jest więcej niż nic. Problem polega na tym, że państwo na razie nie chce rozmawiać
o odszkodowaniu za ziemię, lasy, środki produkcyjne, które zabrało po drugiej wojnie
światowej, a których kwestia nie jest jeszcze rozstrzygnięta. Wydaje mi się, że rząd
węgierski dopiero teraz zaczyna zdawać sobie sprawę, że we wspólnocie europejskiej
trzeba być bardziej otwartym na sprawy religijne. Kościół jako taki nie jest dla społeczeństwa
demokratycznego konkurencją, jest natomiast współpracownikiem jako nosiciel wartości,
a obecny kryzys Europy polega właśnie na braku wartości.
Każda wizyta ad
limina pomaga dostrzec aktualny stan Kościoła, ale też ukierunkowuje
na przyszłość. Czego możecie się spodziewać w najbliższych latach?
L.
Német SVD: Obecnie największym problemem Kościoła katolickiego na Węgrzech jest
brak powołań. Odnosi się on zarówno do rodzin zakonnych, jak i diecezji. Musimy pracować
nad tym, żeby mieć więcej księży, zakonników i zakonnic. Druga sprawa to laikat. Gdy
nie ma księży, trzeba zorganizować parafie, małe wspólnoty. Potrzeba tam ludzi dobrze
wykształconych, przygotowanych do tego typu pracy. Trzecia sprawa to zmiana mentalności.
Wielu Węgrów jeszcze myśli, że kraj jest katolicki czy chrześcijański. Potrzeba zmiany
tego podejścia, wyjścia do ludzi, a nie czekania, aż sami przyjdą do kościoła. Wielu
świeckich nie może zrozumieć, że nie tylko na hierarchii, ale także na nich samych
spoczywa odpowiedzialność za budowanie Kościoła. Moim zdaniem to jest najtrudniejszy
problem.
Obecnie na Węgrzech na jednego kapłana przypada około 3
tys. wiernych. Pomagają jednak księża z innych narodowości, także Polacy...
L.
Német SVD: Muszę się tutaj pochwalić, że księża werbiści byli pierwszymi, którzy
odważyli się zaprosić misjonarzy – ojców i braci – z zagranicy. Mówiono, że to się
nie uda, bo język węgierski jest za trudny. W prowincji węgierskiej naszego zakonu
mamy kilku Polaków, którzy doskonale opanowali język, mamy też Azjatów (z Indonezji,
Indii, Filipin), także zakonników z Afryki i Ameryki Łacińskiej. Muszę przyznać, że
wierni bardziej kochają moich współbraci obcokrajowców niż rodaków. Ci zagraniczni
bowiem wnieśli nowy styl, pełen entuzjazmu, otwartej wiary i chrześcijańskiej radości.
Europa jest trochę zmęczona, ludzie na Węgrzech sporo narzekają, a tamci ludzie umieją
przedstawić wiarę taką, jak ją głosił Jezus Chrystus.