2008-03-21 18:25:17

„Strata, osierocenie i żałoba" - rozmowa z ks. Piotrem Krakowiakiem SAC


Co zrobić, gdy umrze ktoś bliski? Jak poinformować? Jak wysłuchać? Jak wspierać? W jaki sposób złożyć kondolencje i co w ogóle można mówić? Czasami w takich sytuacjach po prostu milkniemy. Tymczasem okazuje się, że nie zawsze jest to najlepsze wyjście. Rozmawiamy o tym z ks. Piotrem Krakowiakiem SAC, krajowym duszpasterzem hospicjów.

 
– Towarzyszy nam wydana przez Księdza książka „Strata, osierocenie i żałoba”. W jakim celu powstała?
 
Ks. P. Krakowiak: Książka powstała dlatego, że jest to temat ważny. Jeśli, statystyczny umierający ma dwoje, troje bliskich osób, a często jest ich więcej, to ponad milion ludzi każdego roku doświadcza bólu straty, dramatu osierocenia i procesu żałoby, który wprowadza w duże zakłopotanie nas, którzy ich otaczamy. Kiedy dotyka nas to osobiście, bardzo boleśnie to odczuwamy. W życiu robi się wyrwa. Często nie wystarczają już stare, tradycyjne i dobre metody, kiedy ubieraliśmy się na czarno, mieliśmy więcej czasu, żeby być w kościele, otrzymywaliśmy wsparcie lokalnej wspólnoty, która widziała żałobnika i otaczała go opieką oraz życzliwością. Dzisiaj ludzie w anonimowych, dużych blokowiskach nie wiedzą, że za ścianą ktoś umarł, że dzieje się dramat, często związany z nagłą śmiercią młodej osoby czy dziecka. Zresztą śmierć zawsze jest dramatem i po to właśnie jest ta książka, żeby jak najwięcej osób w sposób systematyczny, a jednocześnie prosty i przystępny, mogło znaleźć odpowiedź. Można tę książkę podsunąć komuś, kto znalazł się w takiej dramatycznej chwili swojego życia.

Odmawiając Credo, modlimy się: „wierzę w ciała zmartwychwstanie i żywot wieczny”. W momencie, kiedy przychodzi zmierzyć się ze śmiercią, nadzieja płynąca z wiary wydaje się słabsza od towarzyszącego bólu. Jak pomagać takim osobom?

 
Ks. P. Krakowiak: Dramat procesu żałoby wiąże się z tym, że na początku jest ogromny szok, że to się stało, że to dotknęło najbliższą osobę. Często rodzi się wtedy bunt przeciw Panu Bogu. Nawet bardzo religijna, uformowana osobowość potrafi stawiać takie pytania, które wcześniej nigdy nie pojawiłyby się w głowie osoby wierzącej. Tu też jest pewien proces. Z jednej strony duszpasterze, z drugiej strony rodzina, bliscy, wspólnota parafialna – wszyscy powinniśmy się o takie osoby troszczyć i nie odbierać tych pierwszych, dramatycznych sygnałów buntu jako czegoś, co taką osobę przekreśla. Przykład: ktoś dzwoni do takiej osoby kilka dni czy tygodni po śmierci i pyta się: „czy mogę ci pomóc?”. Bardzo często słyszy: „nie, nie potrzebuję teraz żadnej pomocy”. To nie znaczy, że ta osoba tej pomocy nie potrzebuje. Ona w ten sposób wyraża swój bunt albo żal. Dla niej cały świat się zawalił i trzeba go spokojnie odbudowywać. Stąd pierwsza uwaga: nigdy nie dajmy sobie spokoju po jednym telefonie albo po jednej rozmowie. Nie mówmy: „swoje zrobiłem, on czy ona nie chce pomocy, mam to z głowy”. Nie przechodźmy na drugą stronę ulicy. Nie wiedząc, jak się zachować, udajemy, że nie widzimy takiej osoby. Kiedyś usłyszałem od jednej pani w żałobie, że jej koleżanki z ławki kościelnej siadały gdzie indziej, bo nie wiedziały, co powiedzieć, jak się zachować. Może była w tym wielkoduszność, żeby nie urazić, żeby nie zranić. Było widać, że ta osoba bardzo boleśnie przeżywała stratę swojego dziecka. Ale to nie jest dobry sposób dla nas, wierzących, żeby zmieniać ławkę. Trzeba raczej sięgnąć do dobrej tradycji mówiącej o tym, że mamy być wsparciem.

Już od początków Kościoła zostali powołani diakoni, żeby wdowy i sieroty otaczać opieką. W dzisiejszej wspólnocie nie może być tak, że w rozmowach o pogrzebie ważniejsze jest to, ile on kosztował od tego, że ktoś ma otwartą ranę i to tym boleśniejszą, im większym dramatem była śmierć. Stąd, w tej książce mowa jest nie tylko o hospicyjnym umieraniu i żałobie, bo tu, paradoksalnie, jest czas, żeby się przygotować. Mamy do czynienia z taką antycypowaną żałobą, którą jakby już przeżywamy towarzysząc ciężko choremu, umierającemu. Ale co powiedzieć, gdy jest to śmierć w wyniku wypadku, albo śmierć samobójcza, albo kiedy to jest śmierć dziecka? Jak się zachować, żeby nie dołożyć do tego bólu jeszcze dodatkowego, żeby jak najlepiej wesprzeć, żeby bardzo konkretnie pomóc?

To również książka, która pokazuje, że istnieją już grupy wsparcia w żałobie: przy hospicjach, przy centrach interwencji kryzysowej. Mam takie marzenie, żeby też przy parafiach one istniały. Z doświadczenia wielu krajów widać, że takie funkcje mogą często pełnić zarówno księża, jak i osoby świeckie, wolontariusze. I sądzę, że oprócz bardzo ważnej liturgii, modlitwy za zmarłych, całej tej tradycji, którą mamy, potrzebne jest również myślenie o tym, że także cały świat emocjonalny potrzebuje wsparcia. Ten człowiek często na przykład przez wiele miesięcy nie sprząta mieszkania, bo nie chce, powiedzmy, zmieniać czegokolwiek po stracie. Zachowania są bardzo różne i to jest normalne. Ale powinno to zwrócić naszą uwagę i na przykład należałoby skierować takiego człowieka w żałobie do grupy wsparcia, czy do indywidualnej pomocy psychologicznej.

– Bywa, że bliscy w takich sytuacjach nieraz się usuwają, żeby ktoś był sam, żeby w samotności ze sobą przeżył ten ból. Okazuje się, że to nie daje ukojenia, bo myśli ciągle powracają. Proszę Księdza, jaką w tej książce znajdziemy zasadniczą radę dla ludzi, którzy chcieliby pomóc, a nie chcieliby się narzucać?

 
Ks. P. Krakowiak: Jest tutaj bardzo konkretna i praktyczna grupa takich rad. Na przykład: jak ma wyglądać pierwsza rozmowa, jeśli to jest osoba bardzo bliska, czy tylko znajoma, jakich sformułowań użyć w pierwszym telefonie, mailu czy liście, o czym dalej rozmawiać, jak pomagać na poszczególnych etapach tej żałoby? Na przykład: pierwsze święta bez bliskiej osoby. Czasami chcemy zagłaskać tego człowieka, bo chcemy mu pomóc. Tymczasem musimy sobie uświadomić, że w pierwsze święta taka osoba ma prawo powiedzieć: „Ja nie chcę w ogóle tych świąt przeżywać, bo wszystko, o czym myślę, kojarzy mi się z nią, czy z nim”. I trzeba to wyczuć, mieć większą wrażliwość na to, że odpowiedzi mogą być różne, nie obrażać się. Z drugiej strony, trzeba dawkować tę obecność, być wrażliwym na potrzeby, na ten czas, na tę chwilę.

Należy też „przeformatować” odrobinę nasze święta, zwykle radosne, jak Boże Narodzenie czy Wielkanoc. Jest tam wiele ogromnych nadziei, ale jak wiadomo, osoba z takim poważnym zranieniem emocjonalnym może tej nadziei przyjąć tylko odrobinkę i jest bardzo ważne, żebyśmy tę odrobinkę umieli właściwie przekazać, żebyśmy się nie zniechęcili. W tej książce jest dużo mowy o tym, żeby się nie zniechęcać. W tym procesie jest często tak, że sygnały przekazywane przez osobę w żałobie są sprzeczne. Właśnie chodzi o to, żeby z jednej strony się zbyt łatwo nie rozgrzeszać, „że my już wszystko zrobiliśmy”, a z drugiej strony, żeby się nie zniechęcać i czasami, a właściwie zawsze – cierpliwie słuchać. Bo to jest tak naprawdę też książka o aktywnym słuchaniu o człowieku, który był najważniejszy i odszedł.

Jeśli chodzi o odejście osoby dorosłej, starszej, to tutaj według teorii, ale też zgodnie z doświadczeniem pokoleń, żałobę przeżywa się przez rok. Po roku najczęściej następuje pewne zamknięcie, rocznica. Msza św. w rocznicę śmierci jest pewnym zamknięciem tego całego, rocznego cyklu i początkiem uświadamiania sobie, że właściwie przeżyliśmy cały rok bez tej osoby, że czas wrócić do rzeczywistości, do życia. Natomiast w przypadku śmierci osób młodszych, a szczególnie dzieci, fachowcy, których zaprosiliśmy jako ekspertów do opracowania tej książki, mówią, że to jest kilka lat: cztery, pięć, a czasami zawsze będzie w sercu mamy takie dziecko, które zginęło i w pewien sposób przerwało ten naturalny ciąg zdarzeń. Bo przecież ja jako rodzic powinienem pierwszy umrzeć, a dopiero potem dziecko. Kiedy tak się nie dzieje, to właściwie ciągle jest wyrzut sumienia, ciągle jest pytanie do Pana Boga: „dlaczego to dziecko, a nie ja?”. Dotyczy to również żałoby u dziadków, którzy po śmierci wnuka czują się winni, że to oni mieli odejść najpierw, a tymczasem stało się inaczej.

– Podejmijmy temat z drugiej strony. Co księża mogą powiedzieć na przykład żonie po stracie męża, mężowi po stracie żony, rodzicom po stracie dziecka? Czy nie ma takiej reakcji – jak ksiądz mnie może zrozumieć, skoro on takich rzeczy nie przeżywa?

 
Ks. P. Krakowiak: Oczywiście zawsze jest ta grupa pytań, które wracają. Jak możemy tłumaczyć i radzić coś o życiu rodzinnym, skoro nie mamy rodzin? Jak możemy rozumieć coś o wychowaniu dzieci? Ja myślę, że każdy z nas przeżywa różne straty, również duszpasterze, choćby przechodząc z parafii do parafii. Tracimy naszych bliskich, naszych rodziców, czy kogoś innego, z kim współpracujemy, z kim się przyjaźnimy. Myślę, że przez takie osobiste doświadczenia jesteśmy przygotowani do tego, by mówić o stracie.

W tej książce jest też część przeznaczona szczególnie dla duszpasterzy. Jest tam mowa o tym, że tematyka straty, osierocenia i żałoby nigdy nie powinna nam spowszednieć. W parafiach, zwłaszcza dużych, zdarza się prawie codziennie, że ktoś dzwoni i mówi: „przyszedłem załatwić pogrzeb”. To nie może być, w żadnym wypadku, tylko wpis do kartoteki, formalna rozmowa o godzinie ceremonii, o tym, co ile kosztuje, jak i co zorganizować. To ma być okazja, żeby słuchając tej opowieści, choćby tylko zapisując dane o tym człowieku, dowiedzieć się, jaki to był rodzaj śmierci, zobaczyć, jaka dynamika, jakie uczucia towarzyszą tym ludziom, posłuchać.

Z rozmów, które przeprowadzam z osobami w żałobie wynika, że często wynoszą one duży żal, albo przynajmniej niedosyt z tej właśnie rozmowy duszpasterskiej, która niestety, na ogół sprowadza się do rzeczy formalnych. Są one oczywiście potrzebne i ważne, ale brakuje elementu obecności, posłuchania, a także pewnej wiedzy, zwłaszcza, kiedy chodzi o zgony trudne, dramatyczne: wypadki, samobójstwa, zaginięcia, śmierć osoby młodej, dziecka. Takie właśnie niespodziewane, dramatyczne śmierci wymagają czasu, żeby porozmawiać z bliskimi zmarłego. Bardzo praktyczna rada to choćby taka, by prosić tych bliskich o opowiedzenie, opisanie pokrótce, kim był zmarły. To dobra praktyka, którą wielu księży stosuje. Myślę, że powinna być jeszcze powszechniejsza. To swoją drogą pomaga też w przygotowaniu homilii pogrzebowej, ale jednocześnie jest pewnym terapeutycznym sposobem posłuchania o tym, co się naprawdę stało, jakie są relacje, jak bardzo i kogo ta strata dotknęła. Zwykle są wymieniane osoby, czy rodzina.

Mamy niestety rosnącą liczbę przypadków, że rodzina jest na przykład rozbita, że są małżonkowie i dzieci z pierwszego i z drugiego małżeństwa, że jest tam jeszcze dodatkowy dramat. Są straty, których nie można pokazać wprost i to też jest temat do rozmowy. Zamiast grzmieć o tym, że ktoś był grzesznikiem, i że coś w jego życiu było nie tak, warto właśnie zauważyć dramat i jego uczestników. Na pewno otaczanie ich modlitwą, życzliwością nie oddali ich od Pana Boga, a przecież może tacy ludzie są w kościele pierwszy raz po wielu latach. Może usłyszą to najważniejsze przesłanie Ewangelii, przesłanie miłości, troskliwości, które w tym momencie jest też bardzo konkretnym wsparciem w żałobie.

Wspomniał Ksiądz o zgonach dramatycznych, również samobójczych. One są chyba największym stresem, na przykład dla rodziców. Jak budzić nadzieję w takich sytuacjach?
 
Ks. P. Krakowiak: To z całą pewnością jest kłopot, trud, ale i wyzwanie dla duszpasterzy. Ważne jest tu dobre przygotowanie, spędzenie czasu z rodzicami zmarłego dziecka, poświęcenie uwagi. Nie można wprost w drastycznych słowach powiedzieć, że „nie ma problemu”, albo, że formularz czegoś nie przewiduje. Na przykład na forach internetowych dla rodziców dzieci, które umarły w wyniku poronienia znajdujemy często zarzut małej wrażliwości ze strony nas, duszpasterzy, jak też otoczenia. Rodzice, jeśli świadomie czekają na dziecko, przeżywają wielki dramat, kiedy to oczekiwanie zostaje dramatycznie przerwane. Wtedy ważne jest wsparcie, msza św., pogrzeb, bo mamy do czynienia z potrzebą zamknięcia pewnego procesu, poradzenia sobie z żałobą, albo odwrotnie: właśnie rozpoczęcia tego procesu.

Jak dawać nadzieję? Być obok. To jest bardzo ważne i pierwsze zadanie. Cierpliwie słuchać, a czasami równie cierpliwie dementować te zarzuty, które na przykład rodzice powszechnie mogą kierować do siebie. Bardzo powszechne jest rozpamiętywanie, szukanie, obwinianie siebie. Właściwie w takiej sytuacji najlepszym sposobem jest skierowanie rodziców do grup wsparcia w żałobie. Taka żałoba może trwać kilka lat i przebiegać bardzo dramatycznie. Potrzeba takim ludziom dać miejsce, gdzie mogliby spotkać się z innymi. To są często samopomocowe grupy rodziców. To wzajemne opowiadanie sobie, czasami nieustające powtarzanie jest uzdrawiające, bo pozwala nieco uspokoić, opanować te ogromne emocje. Spotykam też takich rodziców, którzy jeszcze po wielu latach przychodzą i ciągle chcą być na mszach żałobnych. Mówią, że to ciągle boli i pewnie zawsze będzie bolało.

Takie grupy wsparcia istnieją, ale mam wrażenie, że w polskiej rzeczywistości duszpasterskiej są rzadkie. Jak zachęcać? W rzeczywistości parafialnej nie wszystko proboszcz jest w stanie sam inspirować, zaczynać. Może słuchają nas rodzice, którzy coś takiego przeżyli i już są w stanie się tym dzielić?

Ks. P. Krakowiak: To prawda i myślę, że to mogą być wspaniali wolontariusze, którzy poprowadziliby te grupy wsparcia. Udało nam się to przy okazji kampanii hospicyjnej, ale jest to problem, który dotyka całego społeczeństwa i potrzeba, aby takie grupy i inicjatywy powstały przy parafiach. Po to jest również ta książka, żeby uświadamiając i pokazując, dać pewne konkretne narzędzie. Mamy również fundację i hospicyjne szkolenia dla liderów grup wsparcia w żałobie. Zachęcamy do udziału w tych szkoleniach psychologów, terapeutów, duszpasterzy, ale również wolontariuszy hospicyjnych, czy inne zainteresowane osoby. W ramach kampanii bezpłatnie przeszkoliliśmy ponad sto osób.

W ośrodkach hospicyjnych przyjmujemy również osoby, które straciły swoich bliskich w wyniku wypadku, czy w innych dramatycznych okolicznościach. Jest to grupa otwarta, w której można znaleźć pomoc i na portalu www.hospicja.pl jest cała zakładka „Towarzyszenie w żałobie”. Tam jest szczegółowa informacja o książce oraz wykaz wszystkich ośrodków, które po odpowiednim przeszkoleniu rozpoczynają tworzenie grup wsparcia w żałobie. Jest też wykaz wszystkich centrów interwencji kryzysowej w Polsce. Jest ich kilkadziesiąt, a wśród nich również „towarzyszenie w żałobie” z takiej bardziej terapeutycznej, psychologicznej strony. Mam marzenie, żeby ta książka znalazła się w każdej kancelarii parafialnej. Czasami, kiedy nie wiadomo co powiedzieć, zwłaszcza przy tych dramatycznych zgonach, przy śmierci dzieci, gdy tracimy głos, wtedy powiedzenie: „proszę przeczytać”, bywa przynajmniej jakąś próbą odpowiedzi. Jasne, nie ostateczną, niedoskonałą, ale przynajmniej konkretną. Jest to istotne dla duszpasterstwa, bo szybko zmieniają się czasy. Kiedyś to było takie oczywiste, że to wsparcie, które daliśmy sąsiadowi po śmierci jego bliskiego, kiedyś do nas wróci. W dzisiejszym świecie może dotkliwiej czujemy ból straty, czy trud żałoby i dlatego jest potrzeba pomocy.

– Dodajmy, że okazją do naszej rozmowy była książka wydana w Gdańsku w zeszłym roku przez Bibliotekę Fundacji Hospicyjnej Księdza Piotra Krakowiaka, naszego dzisiejszego gościa „Strata, osierocenie i żałoba. Poradnik dla pomagających i dla osób w żałobie”.
 
Rozmawiał ks. Józef Polak SJ 







All the contents on this site are copyrighted ©.