Śmierć Pana, podobna do wielu innych aktów przemocy
wymierzonych w sposób chciany i zawiniony przeciw komuś, kto wszedł w radykalny konflikt
społeczno-polityczny ze społeczeństwem, nie była jednak faktem normalnym.
Miała
także motywację religijną: odrzucenie przez lud religijnego obrazu, wymiaru życia,
przedstawionego przez Jezusa. Ta śmierć była związana z jedyną, niepowtarzalną istotą
i świadomością Jezusa, Syna Bożego wydanego na okup za wielu.
Dramat Wielkiego
Piątku nie zmienia nastawienia Boga, który mógłby mieć motywy do unicestwienia człowieka.
Nie zmienia Jego miłości. Zabijecie mi mojego najukochańszego Syna, a ja was i tak
nie przestanę kochać – można by włożyć w usta Boga Ojca. Taka też mogłaby być teologia
Wielkiego Piątku zamknięta w jednym zdaniu.
W Wielki Piątek Pan Bóg nie wprowadził
także świata na inny tor, wreszcie uporządkowany, podczas, gdy wcześniej pod Jego
nieuwagę wszedł bałagan. Już od początków dziejów Bóg dopuścił, by grzech wszedł na
świat i istniał także po męce Jego Syna, a to tylko dlatego, że wiedział, iż go zwycięży
siłą swej miłości.
Grzech nie stanowi przeszkody do wypełnienia Bożej woli,
od początku świata aż do jego końca. Ale nadzieja chrześcijańska pokazuje, że to zwycięskie
objawienie się Boga ma swój punkt kulminacyjny. Jest nim ukrzyżowanie, śmierć i zmartwychwstanie.
Tam spotykają się dwie historie: historia objawiającego się Boga i historia wolności
człowieka. Śmierć człowieka, którą Bóg czyni swoją i w której świat przyjmuje radykalne
uniżenie Boga aż do śmierci, jako najwyższe objawienie Jego jestestwa.
Jeśli
pozwolimy, by te historie biegły jednym torem ku jednemu celowi, przesłanie krzyża
traci podejrzenie bycia mitologią, a staje się dziełem zbawienia.